Dlaczego NIE ROZUMIEM fenomenu STRANGER THINGS

Podobne wpisy
Powtarzanie po sobie zaczęło być nudne, choć pewne obietnice składane przez twórców wciąż brzmiały atrakcyjnie. Natomiast w trzecim sezonie dzieciaki stały się mi już całkowicie obojętne. Można powiedzieć, że właściwie przeszedłem obok tego sezonu, nie mogąc w ogóle zaangażować się w losy postaci. Twórcy dwoili się i troili by zgrabnie roztoczyć przed moimi oczyma iluzję odmiany i świeżości. Bo przecież Dustin przez prawie cały czas broi w innej paczce osób. Dziewczyny też trzymają się razem. Ale to tylko pozory. To znowu tylko sztuka dla sztuki – by było fajnie, czadersko i… boleśnie pretekstowo. A zaskakująco tragiczny, przez co źle komponujący się z całością finał, nie jest w stanie załatwić temu serialowi powagi.
Ten potwór nie miał mnie przecież straszyć. On miał nawiązywać do Obcego. Ten mięśniak też nie miał budzić trwogi. On miał nawiązywać do Terminatora. Ta sama historia z Billym i stworzonymi przez niego ludzkimi marionetkami – to tylko odhaczona Inwazja poryczy ciał. A Nastka? Taka silna postać dziewczęca, powiecie? To przecież Carrie jest, nie poznajecie? I tak dalej i tak dalej, wszystko w otoczce kultowej muzy, kultowych śpiewów, kultowych pop-obrazków. Niczym przedłużony teledysk. Im więcej tego przewijało się na ekranie, tym bardziej traciłem zainteresowanie serialem, a przecież powinno być dokładnie odwrotnie.
Stranger Things ma jeden podstawowy problem – to produkt wyraźnie przeestetyzowany. Przez gardło nie przejdzie mi określenie produkcji Netfliksa mianem wydmuszki, bo nie w tym rzecz. To nie jest tak, że historia jest pusta w środku. To bardziej tak, że ta historia nie ma kompletnie żadnego znaczenia, jeśli wyjmiemy z niej te wszystkie stylistyczne błyskotki stanowiące jej budulec. Bracia Duffer odwrócili tym samym kolejność działań, chcąc dać widowni w pierwszej kolejności klimat – wizytówkę serialu – trochę zlekceważyli potrzebę zbudowania do niego fundamentów. A widzowie, niestety, dali się nabrać.
Przy okazji zastanawiania się nad fenomenem Stranger Things, zawsze zadaję sobie pytanie, jak długo jeszcze będzie trwać nostalgia za latami ’80. I co stanie się za kolejne dwadzieścia, trzydzieści lat. Czy czasy, w których teraz żyjemy także będą wspominane z nostalgią? Wyobrażacie sobie serial młodzieżowy celowo umieszczony w pierwszej lub drugiej dekadzie nowego tysiąclecia? Co wówczas będzie stanowiło główny substytut jego klimatu? YouTube, Facebook, Instagram i trzymany w ręku smartfon? Na szczęście to temat na zgoła inne rozważania.