Czy trzeba obejrzeć JOKERA, żeby zostać jego fanem?
„Jako komentarz społeczny Joker to szkodliwa szmira” („As a social commentary, Joker is pernicious garbage”) – tak podsumował Jokera Glenn Kenny z rogerebert.com, wystawiając mu ocenę 2/4 (a to temat na osobny felieton: tendencja do dzielenia ocen na 10–8: arcydzieło, 7–5: średniak, 5 w dół: szmira, gdzie ocena 1 i ocena 4 są właściwie uznawane za równe). Ten komentarz spotkał się z szczególnym hejtem nahajpowanych fanbojów (czy ja to naprawdę napisałem?), którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że ktoś mógł tak odebrać ich „ukochany” film. Jeden z internautów pisze tak: „Imo spłycenie postaci Jokera od samego początku do końca, przez co ten opis widniejący powyżej jest dla mnie niezrozumieniem albo postaci albo byciem wyjątkowo edgy, w mojej opinii recenzja tez napisana niechlujnie, ale to może moje odczucia”. Jeszcze ciekawszy jest materiał na YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=_TG7a7ftkio
Przypomina mi się czas premier Batman v Superman i Suicide Squad, kiedy to fani DC, oburzeni niskimi ocenami filmów, napisali petycję o zamknięcie Rotten Tomatoes. Jak Internet długi, szeroki, wysoki i wszechobecny, miłośnicy Batmana wyczekujący na kolejne filmy z jego uniwersum określali krytyków jako nienawidzących komiksów bufonów, którzy oceniają film źle, bo nie rozumieją jego konceptu i uważają go za zbyt mroczny. Dziś patrzę na pozytywne opinie krytyków o Jokerze i widzę, że chwalą go jako pogłębiony psychologicznie i sprawny gatunkowo film. Zresztą, tak samo było przecież w przypadku trylogii Nolana. W żadnym wypadku nie stawiam opinii krytyka ponad opinią fana – w przypadku gdy mowa po prostu o tym, czy im się dany film zwyczajnie, po ludzku podobał. W kontekście Jokera trudno mi brać pod uwagę opinię człowieka, który filmu jeszcze nie widział… Jedno jest pewne: jeśli hype train sprawił, że nowy Joker już przeniknął do popkultury, to przecież jego wyznawcom głupio byłoby po wszystkim przyznać, że film był słaby lub średni.
Joker jawi mi się jako symbol. Symbol dobrego filmu od DC, na który czekali fani i który stanie się ich kartą przetargową w jakiejkolwiek dyskusji. Symbol krótkiej i wybiórczej pamięci tłumu. Symbol internetowej mentalności. Symbol okresu, w którym żyjemy, a nawet dyskursu przepełnionego fake newsami, gdzie obok fake newsów funkcjonują także fake opinie, a produkt ocenia się po jego reklamie. Zresztą, być może Joker nie jest niczym więcej jak tylko reklamą samego siebie, co nie byłoby przecież takie głupie. Dwugodzinnym filmowym rozwinięciem trailera i kampanii marketingowej. Dowodem zakupu, który dostaje widz po uiszczeniu opłaty z dołu – bo zanim obejrzał film, przez kilka miesięcy czerpał z niego satysfakcję. Zadaję sobie tylko pytanie, czy w ogóle powinienem się tym wszystkim przejmować. Odpowiedź brzmi… tak, powinienem.