CZUWAJ (42. FPFF w Gdyni)
Jako autor Cześć, Tereska Robert Gliński po wsze czasy będzie mógł legitymować się mandatem odpowiedniej osoby do kręcenia filmów młodzieżowych i prawdopodobnie dlatego tak wiele osób wyczekiwało Czuwaj, historii o obozie harcerskim, na którym coś poszło niezgodnie z planem. Efekt jest szokujący i dramatyczny, ale wyłącznie w negatywnych znaczeniach tych słów.
U podstaw scenariusza do Czuwaj leży przekonanie, że widz jest idiotą, co natychmiast musi widza rozjuszyć i z każdą kolejną minutą wzmaga odruch obronny. Kiedy więc po mniej więcej godzinie jesteśmy świadkami realizacji “przebiegłego” planu polegającego na wysłaniu jedynej dziewczyny uczestniczącej w obozie, by zyskała zaufanie podejrzanego, który następnie miałby przyznać się do zbrodni tuż obok “ukrytego” za dwoma krzakami harcerza wyposażonego w kamerę, aż ma się ochotę rzucić czymś w ekran, wstać, przekląć siarczyście i ostentacyjnie wyjść z kina. Podobnych przykładów są dziesiątki, ale zamiast wytykać każdy po kolei, wystarczy wskazać na wątek główny.
Jeżeli w dzieciństwie zaliczyliście przynajmniej kilka odcinków Scooby-Doo, to doskonale wiecie, że wąsaty, przygarbiony, kulawy, szpetny dozorca czy też wykonawcy innego, podobnego zawodu nigdy nie może okazać się grasującym w okolicy przebierańcem. Takie są zasady – szpetny na zewnątrz, piękny w środku i na odwrót, najbardziej poczciwa, nieco niezdarna postać jest tak obrzydliwie sympatyczna i poza wszelkimi podejrzeniami, że ostatecznie musi okazać się czarnym charakterem. Znamy to doskonale, ale zdaje się, że Gliński dopiero niedawno odkrył ten schemat i postanowił wykorzystać go w Czuwaj. W efekcie nie ma tu żadnej tajemnicy, a oboźny Jacek za krótkowzroczność nie zasłużył nawet na scooby-chrupkę.
Oczywiście nikt nie tworzy złego filmu z założenia i prawdopodobnie w reżyserskiej wizji wszystko składało się w nową wersję Władcy much, gdzie młodzi ludzie nie zostają przypadkowo odcięci od cywilizacji, lecz pozostawieni sami sobie z winy między innymi komendanta, który po wszystkich tych zdarzeniach powinien sczeznąć w więzieniu. Jacek to… Jack, a jego harcerze to odpowiednik książkowego chóru szkolnego, Norbert to Prosiaczek i tak dalej. Przeniesienie historii na realia harcerskie tworzy idealne warunki do uwiarygodnienia jej w drugiej dekadzie XXI wieku (dzisiaj rozbitków prawdopodobnie odnaleziono by bardzo szybko) i naprawdę szkoda, że Gliński nie udźwignął tego wyzwania, ale nie tylko on, bo poza Zbigniewem Zamachowskim w roli inspektora policji irytująca jest tutaj dokładnie każda postać, od krystalicznie czystego, oddającego pokłony powstańcom harcerza po nadużywającego alkoholu, kradnącego, klękającego przed ukochaną Legią Warszawa dresiarza. Przy okazji dodam, że tłumacze nie popisali się i słowo “dresiarz” uznali za odpowiednik angielskiego “gangsters”…
Zabawa w wojsko, grzebanie fotografii poległych powstańców, dyscyplina i funkcja opiekuńczo-wychowawcza, pod którą kryją się pozostawianie dzieci samym sobie, kradzież paliwa, picie wódki na tyłach autokaru i przedwczesna ejakulacja po bliższym kontakcie z sanitariuszką – nigdy nie chciałem być harcerzem, a Czuwaj przypomniało mi dlaczego. To film do bólu przewidywalny, irytujący czy nawet uwłaczający inteligencji widza. Jeżeli będziecie mieli okazję zobaczyć go w kinie, nie korzystajcie z niej i wybierzcie nawet dowolną koszmarną komedyjkę z Adamem Sandlerem, wybierzcie nawet polską komedię pokroju Kac Wawa, bo przynajmniej nie znajdziecie w niej fałszu, lecz głupotę uderzającą od pierwszej do ostatniej minuty. Gliński próbował natomiast zrobić ambitne kino bez ambitnego pomysłu, a skończyło się sromotną klęską.
korekta: Kornelia Farynowska