Czarna Ciri świat ożywi
Jałowe są te dyskusje oparte na plotce, według której aktorka poszukiwana do roli Ciri w netfliksowym Wiedźminie ma być przedstawicielką mniejszości etnicznej. Żyję trzydzieści lat na tym świecie i nie widziałem jeszcze, aby dorośli ludzie tak bardzo przykładali wagę do narracji, której droga to ciągłe przeobrażenia konstrukcji: od opowiadania do książki, a potem od książki do gry, a potem od gry do amerykańskiego komiksu, a teraz od gry i amerykańskiego komiksu do wysokobudżetowego serialu. Czy aby sam fakt, że za produkcję zabierają się Amerykanie, nie jest wystarczającym dowodem, że no sorry, Dorotko, ale nie jesteśmy już w Kansas, to znaczy w wypchanej słowiańszczyzną Wyzimie?
Nie wiedziałem, jak wyobrazić sobie fana Wiedźmina, ale czytając komentarze na Facebooku, nie mogę wytelepać z głowy złośliwego obrazka zarysowanego przez Ziemowita Szczerka w książce reportażowej Siódemka. W jednej ze scen narrator opisuje mordercę potworów łapiącego na autostradzie stopa, to jest młodzieńca, który z dwoma mieczami na plecach i sakwą wypchaną specyfikami (jak się później okazuje – są to zwykłe dopalacze, którymi uraczył również bohatera) zmierza na jakiś konwent w zamku. W czasie podróży zaczyna truć o tym, jak ważny jest dla niego ten fikcyjny świat, a narratora coraz bardziej boli głowa, w końcu zmęczony zostawia wiedźmina pogrążającego się w otchłani szaleństwa. Pamiętam, że czytając ten fragment, pierwszy raz zdałem sobie sprawę z tego, z jakim fenomenem kulturowym mamy do czynienia. Kulturowym, ale nie kulturotwórczym, bo jak udowadniają gry – nie ma jednego, prawdziwego obrazu Geralta. Są tylko warianty tej samej postaci, posiadającej dwa miecze, umięśnionej i gdy trzeba, robiącej właściwe rzeczy, takie w imieniu dobra. Jej cechą charakterystyczną jest bowiem twarda dupa i miękkie serce.
Nie skleiłaby mi się od nerwów szczęka, gdyby okazało się, że na Netfliksie to sobie ten pan wiedźmin żyje w świecie czarno-białych, czarno-żółtych. Zresztą – jeśli plotka o preferencjach castingowych jest prawdą, chyba wiem, co producenci chcą osiągnąć i przyklaskuję tej strategii. Mieliśmy już dwa razy takiego wiedźmina, jednego w postaci Logana z filmu pod tym samym tytułem, a drugim był Joel z serii gier Last of Us. Wkrótce na ekrany kin zawita kolejny, w którego wcieli się Viggo Mortensenem (co ciekawe, przez wielu typowany był na fan favorite do roli Geralta) w filmie Green Book. O co chodzi? O bohatera, który mimo światopoglądowych ograniczeń oraz idealnej adaptacji do życia w świecie wypchanym ksenofobią i rasizmem robi to, co właściwe, czyli wybiera drogę bycia ponad tą klatką. Chroni odrzuconego reprezentanta świata, w którym nie ma za dużo przestrzeni na inność.
Dla jednych bowiem plotka, która wybiła w sieci, zapowiada komiczną poprawność polityczną, czyli „nieważne, jaki kolor skóry ma Ciri, oby tylko była czarna albo żółta”, dla innych – prawdziwą sapkowszczyznę, jeszcze brutalniejszą niż ta jawiąca się we fragmentach gry CD Projekt. Może owa binarność preferencji oznacza, że serial będzie rozgrywał się w świecie, w którym odmienność Ciri, zarówno biologiczna (jak w oryginale), jak i rasowa, będzie właśnie motorem napędowym jej trudnej relacji z Geraltem? Jeśli kogoś podnieca opowiastka o krwawym, ksenofobicznym świecie, w którym za inność trafia się do worka rzuconego z nurtem rzeki – może będzie usatysfakcjonowany. W przypadku tej akurat postaci jej kolor skóry nie był ważny w oryginale, ale mógłby. Nadałoby to dynamiki jej relacji ze światem przedstawionym oraz Geraltem. A że to na razie takie jedynie moje gdybanie oparte na być może błędnych założeniach, życzę Państwu spokoju ducha, bezpiecznej niedzieli i satysfakcjonujących seriali. Choć satysfakcja nie zawsze wynika z dostawania tego, czego się żąda.