CO ZŁEGO jest w ŻARTACH o LGBT? Kontrowersje wokół stand-upu na Netfliksie
Ostatnio, przeglądając bibliotekę Netflix, natrafiłem na ciekawe show. Dave Chappelle’s ‘Sticks and Stones to stand-up z wyjątkowo ostrymi, bezpardonowymi żartami. W nakręconym w Atlancie występie powracający z niebytu komik dowcipkuje z celebrytów, pedofilii, LGBT, dostępu do broni i narkotyków. Chapelle jest przy tym tak bardzo niepoprawny politycznie jak tylko się da. I owszem, rozbawił mnie do rozpuku. Pytanie, czy powinienem się tego wstydzić.
Przyznam szczerze, że tak jak nie lubię wszelkich form kabaretowych, tak akurat do stand-upu mam słabość. Dobrego stand-upu, dodajmy. Bo w tym dobrym komik staje przed widownią i swoim inteligentnym, wciągającym monologiem daje upust różnym przemyśleniom, tak natury socjologicznej, jak i politycznej, ukrytym rzecz jasna w płaszczyku zgrywy i ironii. Czy występ w Dave Chappelle’s ‘Sticks and Stones można zaliczyć do tych dobrych, do tych wartościowych stand-upów? I tak, i nie. Mnie osobiście śmieszył, momentami bardzo, aczkolwiek jestem w stanie także zauważyć, że pewne żarty mogły zostać uznane za niesmaczne, a inne wycieczki ideologiczne za dalece niefortunne. Natomiast kompletnie nie rozumiem jednoznacznej krytyki, jaka spadała na Chapelle’a.
Podobne wpisy
Zaglądając do dwóch popularnych serwisów – IMDb i Rotten Tomatoes – informujących, jakim odbiorem społecznym cieszy się dany film lub show, dostrzegłem ogromny rozstrzał ocen. Na IMDb, gdzie głosy oddają, jak wiemy, widzowie, nowy stand-up Dave’a Chapelle’a notuje wysoką ocenę 8.5/10 na ponad dziesięć tysięcy głosów. Jeśli chodzi o publikę podobnie ma się sprawa w Rotten Tomatoes, gdzie 99 % procent opinii widzów jest pozytywnych. Inaczej ma się sprawa w tym samym serwisie po stronie krytyki filmowej, w której jeszcze do niedawna nikt nie oceniał show pozytywnie, a na chwilę obecną w sumie życzliwych głosów ma nowe show Netflixa jedynie marne 30 %.
Zastanawiając się, skąd się wzięła tak radykalna polaryzacja ocen, doszedłem do wniosku, że wina leży w niewyparzonym języku Chapelle’a. Słynący z ciętego, siarczystego żartu komik, którego kariera trwa z przerwami od lat 90, zdaje się nie przystawać do obecnych, mocno purytańskich czasów. Można odnieść wrażenie, że dziś, znacznie bardziej niż kiedyś, można obrazić czyjeś uczucia. Szczególnie gdy należy się do jednej z wielu mniejszości społecznych, które dziś głośno walczą o swoje prawa po latach tkwienia w ucisku. I tak jak od dawna nie mam problemu z tym, że czasy się zmieniły, tak mam problem z tym, że przestaliśmy znać się na żartach.
Swego czasu natrafiłem na bardzo ciekawy wywiad Johna Cleese’a, jednego z członków grupy Monty Pythona, której twórczość, jak pamiętamy, opierała się na wyjątkowo zaczepnym, acz niebywale inteligentnym humorze. Wypowiedział się, w jaki sposób poprawność polityczna stanowi problem tak w komedii, jak i w życiu w ogóle. Jego zdaniem zakładanie sobie knebli na usta ma z założenia chronić pewne grupy społeczne przed negatywnymi emocjami, co w rezultacie zabija spontaniczność zachowań i wypowiedzi.
Idea, że musisz być chroniony przed wszelkiego rodzaju nieprzyjemnymi emocjami, kompletnie do mnie nie trafia.
Potem słynny komik uzupełnia swoją wypowiedź cytatem z Robina Skynnera, brytyjskiego psychiatry, który powiedział kiedyś, że:
Jeśli ludzie są niezdolni do kontrolowania swoich emocji, zaczynają chcieć kontrolować czyjeś zachowania.