search
REKLAMA
Krótkie spięcie

SUPERBOHATER W NOWYCH BUTACH. Bo komiksowe kino można kręcić inaczej!

Szymon Pewiński

21 maja 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Batman v Superman: świt sprawiedliwości, Legion samobójców, Avengersi, Spider-Man w kolejnych rebootach i spin-offach, i tak dalej, i tak dalej… Drodzy miłośnicy przenoszenia na ekran supebohaterskich opowieści! Czy nie chcielibyście obejrzeć czegoś bardziej świeżego? Trzeba wciąż odgrzewać te stare kotlety, z których tylko część można zaliczyć do kategorii „oglądalne”? Nie wierzę, że brakuje ludzi z pomysłami, którzy stworzyliby nową jakość, a przy okazji pozwoliliby na swoich filmach bawić się nie tylko widzom zakochanym w komiksowych, poprawnych politycznie postaciach.

Dave Chappelle ma pomysł na kino supebohaterskie

W zalewie scenariuszowej nudy z odsieczą przybyć może Dave Chappelle, którego polska widownia może kojarzyć z roli Apsika w Robin Hoodzie: facetach w rajtuzach i niewielkiej roli w Con Air: locie skazańców. Chappelle pisze też scenariusze (zwykle komedii o zjaranych kolesiach), ale przede wszystkim tworzy rewelacyjny stand-up. Era korkociągu to jeden z jego lepszych występów w ostatnich latach. I właśnie tam Dave opowiada pewną okołofilmową historię. Nie ma znaczenia, czy prawdziwą, czy nie.

Podczas oscarowej gali, na którą rzekomo został zaproszony przez Chrisa Rocka, spotkał dwóch producentów nazwanych roboczo: „na pewno gej” i „gość z Teksasu”. Obaj panowie pytają go o ewentualne pomysły na film, na co Dave, kłamiąc jak z nut – bo akurat pomysłów miał ostatnio niewiele – zaczyna nawijać im makaron na uszy.

Historia zmyślona dla pierwszego rozmówcy opowiada o supebohaterze-geju (a jakże!), który jest szefem kuchni. Gdy wynosi śmieci, atakuje go radioaktywny szczur. Facet zyskuje moce, o jakich mu się nie śniło, zaczyna ratować mieszkańców San Francisco, a całe miasto się w nim zakochuje. Sęk w tym, że nikt go nie pamięta, bo… nasz superbohater ciągle się przebiera. Uratowani przez niego ludzie zawsze pytają go o imię, a on, wskazując swoje pięknie obute stopy, odpowiada: „stary bohater, nowe buty”. I odlatuje.

Wersja dla gościa z Teksasu, któremu scenariusz do Starego bohatera, nowych butów raczej nie przypadł do gustu, była jeszcze ciekawsza. To opowieść o supebohaterze, który walczy za “sprawiedliwość i amerykańskie wartości”. Jest w tym lepszy niż Superman, bo przy okazji bije Meksykanów bez powodu. Ma tylko jeden problem: nie może aktywować swoich supermocy, zanim nie dotknie… kobiecej pochwy. Niestety, gość jest brzydki i zawsze spłukany. Zdarza się więc, że w sytuacjach zagrożenia biega po mieście błagając kobiety, by dały mu się dotknąć.

Błagam panią, ten dom się pali! Czy mogę dotknąć pani pochwy? Tylko kilka klepnięć, proszę! Tam umierają ludzie!

A że kobiety patrzą na niego z odrazą, więc często robi to siłą. Ratuje ludzkie istnienia, ale przy okazji „trochę gwałci”. Gwałci, by ratować. Ot, dylematy „prawdziwego amerykańskiej superbohatera z Teksasu”.

Mimo wszystko po obejrzeniu jego godzinnego występu doszedłem do wniosku, że ten facet od stand-upu, który tylko od czasu do czasu zajmuje się kinem, ma lepsze i bardziej zabawne pomysły niż większość autorów kolejnych adaptacji komiksów.  Są oczywiście wyjątki. Strażnicy Galaktyki szaleją na ekranach kin, pozornie niegrzeczny Deadpool skierowany do dorosłej widowni (choć dobrze wiemy, że oglądają go też dzieciaki) okazał się dość niespodziewanym hitem.

Tylko dlaczego w przypadków „murowanych hitów” słyszymy o wielkich oczekiwaniach, a często dostajemy rozczarowanie lub, co najwyżej, średnie widowisko zrobione za 120 milionów zielonych? Może i fajnie (lub nie) będzie zobaczyć Toma Hardy’ego jako Venoma, ale pytanie pozostaje aktualne: dlaczego tak rzadko zdarza się producentom ryzykować, zamiast babrać się w tych samych uniwersach, szukając kolejnych drugo- i trzecioplanowych postaci do sfilmowania? Naprawdę wystarczy dać nam znaną od lat, ale lepiej opakowaną zabawkę i kazać się nią zachwycać? Zgoda, superbohaterskie filmy najczęściej na siebie zarabiają, ale z pamięci ulatują szybciej, niż superbohater w nowych butach.

REKLAMA