Hitler w Warszawie, czyli ile może być wart nowy film Machulskiego?

Juliusz Machulski to jedna z najważniejszych osób w naszej zaściankowej kinematografii. Reżyser, scenarzysta i producent, który odpowiada za kilka komedii wielokrotnego użytku – „Seksmisja”, „VaBank”, „Kingsajz”, „Kiler” to sprawdzone telewizyjne hity, puszczane kilka razy do roku i wciąż gromadzące milionową publiczność. Nie lubić ich nie sposób, no nie da się, chyba, że ktoś pozbawiony jest zdrowego poczucia humoru udanie łączącego slapstick z ciekawym tłem, grą gatunkami i genialnymi dialogami.
Ale się Machulski ostatnio popsuł. Zawodzi szczególnie jako scenarzysta swoich filmów – jego dziełka z ostatnich już 14 lat (od czasu udanego sequela „Kilera”) to zabawa w intrygujące pomysły, które w finalnym efekcie są zabijane niechlujnie poprowadzoną fabułą i pretekstowym rozwinięciem akcji. O ile odwołujący się do tradycji komediowego kryminału „Vinci” jeszcze nieźle sobie radził, to już „Ile waży koń trojański” i „Kołysanka” są chyba tylko wyzwaniem dla charakteryzatorów niż spójną, ciekawą fabułą – ten pierwszy razi tandetnym zakończeniem, a ten drugi bezcelowością i brakiem humoru. Wcześniejsza „Superprodukcja” również nie porywała, chociaż obiecywała wiele – to była jednak zrobiona ciężką ręką parodia polskiego filmowego światka. Powstałe w tym samym czasie „Pieniądze to nie wszystko” są fajne dla kogoś, kto lubi pijacką gadkę przy tanim winie (ja czasami lubię).
I dochodzimy do sedna, bowiem w tym roku, gdzieś w okolicach wiosny, pojawi się w kinach najnowsza produkcja Juliusza Machulskiego pt. „AmbaSSada”, wcześniej znana jako „Piusa 17”. Inspiracją była podobno przeprowadzka reżysera gdzieś w okolice centrum Warszawy, czyli w miejsce z jakąś większą, wojenną historią w tle – ambasada Rzeszy i te sprawy. Siadł więc Juliusz i napisał scenariusz o tym, jak to prawdziwy Hitler trafił do współczesnej Polski, a ówczesny Hitler nie był prawdziwym Hitlerem, a podrobionym. Podróże w czasie? Coś w tym stylu i nie jest to żadne novum w filmografii Machulskiego, bo przecież obecne i w „Seksmisji” (w jakiś sposób) i we wspomnianym „Koniu trojańskim”. W roli Hitlera – Wałęsa, czyli Robert Więckiewicz, którego wszędzie pełno. W roli Ribbentropa – Adam Nergal Darski, dla którego to filmowy debiut, i pewnie to wzbudzi jakieś kontrowersje (bo i satanista, i w roli nazisty, ha! – niemniej polecam przy okazji bardzo ciekawą „Spowiedź heretyka”). W pozostałych rolach persony mniej znane – Magdalena Grąziowska i Bartosz Porczyk, którzy grają właścicieli mieszkania o dziwnych właściwościach. Podobno Machulski jest znany z promowania nowych twarzy, choć nie wydaje mi się, żeby miał aż takie zasługi dla kreowania polskiego gwiazdozbioru. Swoją drogą ciężko będzie z Porczykiem, którego znam tylko i wyłącznie z – przepraszam 🙂 – serialowych „Barw szczęścia”, których w sumie może kilkanaście odcinków widziałem, i jedno co wiem, to że Porczyk jest największym drewnem spośród znanych mi aktorów.
„AmbaSSada” dostała trailer. A raczej coś przypominające trailer i coś, co poklejone jest bez ładu i składu, więc wydaje mi się, że nie jest to coś oficjalnego. Bo jeśli jest to, olaboga, straszne to to. Zresztą, przekonajcie się sami – 4 minuty taniej i nieśmiesznej parodii. Mam nadzieję, że ostatecznie film jednak zagra, bo potencjał jako taki ma, szczególnie w osobie kapitalnego jak zawsze Więckiewicza.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=TcVy5ijF_UU