search
REKLAMA
Recenzje

LICZBA DOSKONAŁA. Płaszczaki Zanussiego [RECENZJA]

Zanussi stawia sprawę jasno: albo zaakceptujesz eseistyczno-filozoficzną formułę, albo czeka cię blisko 90 minut męczarni.

Janek Brzozowski

15 kwietnia 2023

REKLAMA

„Na najlepsze pomysły wpada się przed trzydziestką” – zaznacza w pewnym momencie Liczby doskonałej matematyk Dawid, jeden z dwóch głównych bohaterów filmu. Krzysztof Zanussi przed trzydziestym rokiem życia zdążył zrealizować szereg filmów krótkometrażowych, ale tylko jeden pełen metraż – debiutancką Strukturę kryształu. Zygmunt Kałużyński, któremu zazwyczaj nie po drodze było z twórczością Zanussiego, napisał wówczas, że w polskim kinie narodził się nowy nurt, łączący nowofalową lekkość z tradycyjnymi technikami narracyjnymi. I choć podobny nurt nigdy się tak naprawdę nie wyklarował (no chyba że potraktować debiut Zanussiego jako preludium do kina moralnego niepokoju, ale na pewno nie to miał na myśli Kałużyński), to wraz z premierą Struktury kryształu na szersze wody wypłynął nowy, utalentowany autor filmowy. Artysta-radykał, który przez całą drogę twórczą, dziś znajdującą się już bliżej końca niż początku, konsekwentnie zajmował się tematami wagi ciężkiej: śmiercią, rolą przypadku w życiu człowieka, stanem ludzkiego sumienia i ducha. Nie inaczej jest w Liczbie doskonałej – filmie, który uznać można za dalekie echo Struktury kryształu.

Sytuacja fabularna jest z grubsza podobna. Mamy parę bohaterów, którzy reprezentują sobą określone idee. Po jednej stronie jest Joachim (Andrzej Seweryn) – cyniczny milioner w jesieni życia; po drugiej zaś jego daleki kuzyn – David, genialny matematyk, który w cynika dopiero się zamienia. Interakcje pomiędzy tymi postaciami stanowią fabularny trzon Liczby doskonałej, rozrastający się niczym drzewo: za gałęzie służą przywoływane przez bohaterów filozoficzne opowiastki, skrzętnie przez Zanussiego wizualizowane. W ten sposób na ekranie pojawiają się między innymi: nienawidzący Boga linoskoczek, pacyfikujący nazistów listonosz czy skatowana przez Zomowca ciężarna.

Jeżeli jednak w Strukturze kryształu mieliśmy do czynienia z bohaterami z krwi i kości, to w Liczbie doskonałej trafiamy na ich szkielety – wyciągnięte z szafy na potrzeby nowego przedstawienia. Zanussi stawia sprawę jasno: albo zaakceptujesz eseistyczno-filozoficzną formułę, albo czeka cię blisko 90 minut męczarni. Problem w tym, że nawet jeżeli ową formułę zaakceptujesz, męki będą niewiele mniejsze. Toczone przez Joachima i Dawida dysputy mogą wydawać się początkowo interesujące, z czasem grzęzną jednak na intelektualnej mieliźnie – centralną metaforą filmu okazują się płaszczaki, wyimaginowane istoty nieświadome tego, że funkcjonują w świecie trójwymiarowym. To, co na matematyce w liceum jest chwilową rozrywką, tutaj potraktowane jest nadzwyczaj poważnie – płaszczakami jesteśmy w końcu my, nieświadomi tego, co czeka nas po śmierci.

Opowiastki filozoficzne

Dysputy na temat Boga i płaszczaków przerywają co jakiś czas krótkie sekwencje animowane oraz wizualizowane opowiastki. Obecność pierwszych stanowi dla mnie zagadkę. Zamieniające się w świeczki na torcie złotówki czy układające się w wizerunki bohaterów kostki to kicz w czystej postaci. Niefunkcjonalny i absurdalny. Obecność opowiastek jakiś sens ma: urozmaica rozmowy, nadaje dodatkowych kontekstów. Szkoda tylko, że część z nich jest tak łopatologiczna i odstręczająca. Historia linoskoczka, który za nic ma Boga (manifestuje to, strzelając z broni palnej do ustawionych w rządku figurek Matki Boskiej – serio) i w tragicznym wypadku traci jedynego syna, to koślawe odbicie fabuły pierwszego Dekalogu. Film Kieślowskiego zostaje zresztą wspomniany w trakcie jednej z rozmów, tak jakby Zanussi zdradzał nam źródła swoich inspiracji – nie muszę chyba dodawać, że Liczba doskonała wypada przy nich blado.

Kiepsko odnajdują się w tym wszystkim aktorzy. Andrzej Seweryn jako Joachim jest problemem najmniejszym. Wlewa w antypatycznego cynika trochę ciepła, nadaje swojemu płaszczakowi jakąś głębię. Jan Marczewski to zupełnie inna para kaloszy. Aktor znany raczej z ról serialowych i drobnych epizodów filmowych tutaj otrzymał sporo czasu ekranowego. Przyjemnie się na niego patrzy, znacznie gorzej słucha – a niestety bohaterom usta się nie zamykają. Odpowiedzialność jest jednak w przypadku Marczewskiego połowiczna. Abstrakcyjne, trącące myszką dialogi zadania nie ułatwiały. Trudno ukryć uśmiech, gdy David z pełną powagą ogłasza, że „miłość to jest też cierpienie, a ja bardzo nie lubię, jak mnie boli”. Z rozrzewnieniem wspomina się w trakcie seansu Liczby doskonałej wspaniałe, szalenie inteligentne rozmowy z Barw ochronnych, Za ścianą czy Struktury kryształu. Gdzie się podział autor tamtych scenariuszy?

Nostalgia za wczesnymi filmami Zanussiego sprawia, że myślę o reżyserach i reżyserkach debiutujących mniej więcej w tym samym okresie co autor Życia rodzinnego. Gdzie znajdują się obecnie jako twórcy? Krzysztof Kieślowski i Andrzej Wajda odeszli, pozostawiwszy po sobie bogaty i niejednorodny (również jakościowo) dorobek. Agnieszka Holland, Jerzy Skolimowski i Roman Polański wciąż pracują, kręcąc filmy na skalę międzynarodową. Andrzej Barański, Feliks Falk i Wojciech Marczewski świadomie schowali kamery do futerałów, poświęcając ostatnie lata życia innym sprawom. Zanussi również nie jest zdany na łaskę dziesiątej muzy, realizuje się jako pisarz i wykładowca. Podróżuje po Polsce, spotyka się z widzami. W międzyczasie organizuje jednak kolejne plany filmowe, choć rezultaty jego pracy trudno nazwać satysfakcjonującymi. Z ostatnich dzieł autora Barw ochronnych jedynie Eter zasługuje na uwagę, nawet pomimo nachalnie metafizycznego, burzącego pierwotną konstrukcję zakończenia. Liczba doskonała zdecydowanie lepiej sprawdziłaby się natomiast jako fragment najnowszej książki Zanussiego – Filmy, których już nie nakręcę.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA