AVENGERS: WOJNA BEZ GRANIC. Na pierwszej linii frontu w IMAX-ie!
Akcja partnerska film.org.pl i IMAX®.
Od dłuższego czasu słyszałem, że warto iść do kina na projekcję w technologii IMAX®. Raz ci, raz tamci znajomi zachwycali się trójwymiarem, dużym ekranem i świetnym dźwiękiem. Słyszałem, jaka to frajda i najlepszy możliwy sposób oglądania widowiskowych superprodukcji. Ale moje dotychczasowe przygody z seansami w 3D nie należały do przyjemnych: ciemny ekran, zamazany obraz i załzawione oczy, a sam film i tak musiałem zobaczyć jeszcze raz, żeby dowiedzieć się, o czym był. Przy okazji premiery Avengers: Wojny bez granic, pierwszego filmu nakręconego w całości kamerami IMAX®, postanowiłem się przełamać i pójść zarówno na wersję 2D, jak i tę w technologii 3D IMAX®, by porównać wrażenia. A te przerosły moje najśmielsze oczekiwania.
Przede wszystkim tutaj efekty 3D nie przeszkadzają w śledzeniu akcji filmu, wręcz podkręcają ją dodatkową dynamiką. To, co w pokazie 2D jest umowne (odległości między bohaterami, przestrzeń, w której się znajdują), IMAX® pozwala przeżyć niemal namacalnie. Nawet przy szybkim montażu i ruchu kamery świetnie się orientujemy w miejscu akcji, bez względu na to, czy to kosmos lub inna planeta. Niezależnie od tego, co właśnie oglądamy – popisy akrobatyczne Spider-Mana czy spokojną rozmowę Thanosa z Gamorą – prawie czujemy wokół siebie otoczenie, a postacie wydają się znajdować bliżej nas niż widzowie zajmujący sąsiednie fotele. A wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Podczas zbliżeń widać pory skóry na twarzach bohaterów, nawet tych komputerowych! Ja wiem, że jest 2018 rok i nie takie rzeczy można wygenerować, ale to jest tak niewiarygodnie realistyczne, że po kilku pierwszych scenach z Thanosem zupełnie przestałem myśleć, że tak naprawdę to Josh Brolin, tylko zacząłem traktować go jak pełnoprawną postać. Na normalnym pokazie wyglądał dobrze, ale… no właśnie, normalnie, jak to wygenerowany komputerowo bohater. IMAX® tchnął życie w każdy piksel i kadr filmu, przez co wszystkie sceny są nasycone akcją i emocjami, które udzielają się widzom.
Avengers: Wojna bez granic to widowisko z prawdziwego zdarzenia. Mamy tu kilkudziesięciu bohaterów zebranych przez dekadę trwania filmowego uniwersum Marvela. Akcja rozgrywa się jednocześnie w kilku miejscach, zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie. Różnorodności mamy tu do syta. O ile przy dwuwymiarowym, standardowym seansie miejsce akcji zazwyczaj jest po prostu tłem, IMAX® sprawia, że lokacje mają duże znaczenie. Najlepiej, żeby był to kosmos. Nieograniczona przestrzeń, mnóstwo drobnych szczegółów zawieszonych w próżni, mgławice i gwiazdy – z myślą o takich przestrzeniach powstała ta technologia. Tutaj trójwymiar nie jest rozpraszającym bajerem, tylko porządnym, mocno działającym na wyobraźnię efektem. W dodatku nie ma żadnej straty na ostrości i nasyceniu obrazu. Ruch statków kosmicznych i panoramy obcych planet porażają rozmiarami, bo IMAX® pozwala poczuć skalę obiektów takich, jak np. malutki stateczek na tle ogromnej planety zawieszonej w bezkresnej próżni. Bez cienia przesady potwierdzam: to zapiera dech.
Ponadto w filmie jest też sporo pojedynków w różnych konfiguracjach. Jest znana ze zwiastunów bitwa w Wakandzie, gdzie na otwartym polu Avengers ścierają się z armią bestii z kosmosu. Liczba statystów oszałamia, a gwałtowne ruchy kosmicznych maszkaronów rzeczywiście są niepokojące. Ale moje ulubione jest starcie Thanosa z połączonymi siłami Avengers i Strażników Galaktyki na planecie Tytan. Coraz silniejszy przeciwnik odpierający ataki słabnących herosów to układ sam w sobie zawierający dużo dramaturgii, a IMAX® zwiększa jego widowiskowość. Kiedy Doktor Strange, lewitując wokół Thanosa, rzuca na niego coraz to nowsze zaklęcia, ekran puchnie od trójwymiarowej magii, pod której urokiem pozostałem do końca sceny po napisach.