…i tym sposobem dochodzimy do gwoździa dzisiejszego programu. Pierwsza kinowa Naga broń kończy dzisiaj trzydzieści lat. Nie ma więc lepszej okazji do przypomnienia sobie o tym tytule. W związku z tym proponuję trochę przekrojowej historii. Jak się rzekło, postać Franka Drebina powstała już sześć lat wcześniej, przy okazji sześcioodcinkowej Brygady specjalnej (zmienionej w podtytule Nagiej broni na Wydział Specjalny). Pomimo słabego przyjęcia tamtej produkcji Zuckerowie i Abrahams nie stracili wiary w jej potencjał ani w potencjał jej odtwórcy. Po raz kolejny spróbowali więc połączyć siły. Udało im się przekonać producentów do zainwestowania 12 milionów dolarów. Studio naciskało jednak, by w filmie pojawił się zdobywca Oscara. George Kennedy, nagrodzony statuetką za rolę drugoplanową w Nieugiętym Luke’u (więzienny dramat z 1967 z Paulem Newmanem), od kilku miesięcy ubiegał się o rolę przyjaciela Franka Drebina – Eda Hockena. Aktor był na siebie bardzo zły, bo przed ośmioma laty odrzucił rolę w debiucie ZAZ. Scenariusz stworzyli Zuckerowie i Abrahams z pomocą Pata Profta, natomiast za reżyserię odpowiadał tym razem tylko David Zucker. Jak się okazało, była to znakomita decyzja – Naga broń jest najspójniejszym filmem z ich wszystkich produkcji, z odpowiednią dramaturgią, świetnym wyczuciem tempa i dawkowaniem humoru przy wielkiej liczbie żartów. Klasycznie rozpisana historia nawiązuje ponownie do schematów kina policyjnego, ale także do innych sztandarowych produkcji, takich jak przygody Jamesa Bonda, filmy noir (Casablanca, Podwójne ubezpieczenie), paranoiczne thrillery ery zimnej wojny (Kandydat, Telefon) i pół tuzina innych. Co istotne, nie trzeba wyłapać wszystkich referencji, by znakomicie bawić się podczas seansu. Film dostał też wątek miłosny z prawdziwego zdarzenia – chemia między Lesliem Nielsenem i Priscillą Presley jest autentyczna i wiarygodna. Aktorska obsada błyszczy. Dramatyczna intonacja i poważny wygląd Nielsena (oraz George’a Kennedy’ego) sprawiają, że absurdalne wydarzenia i dialogi śmieszą podwójnie. Żarty są wielorazowego użytku – po raz kolejny nie da się zauważyć wszystkiego podczas jednego seansu, a połowa zabawy polega na znajomości puenty przed skończeniem żartu. Filmowi towarzyszą niezapomniane numery muzyczne: motyw przewodni Iry Newborna, I Love LA Randy’ego Newmana oraz I’m into Something Good Petera Noone’a (do nabycia na płytach CD i winylach ze ścieżką dźwiękową z filmu).
Naga broń przyniosła prawie 80 milionów dolarów zysków i choć nie doczekała się żadnych wyróżnień i nagród, to zajmuje stałe miejsce wśród najlepszych komedii wszech czasów i nie wygląda na to, żeby w najbliższym czasie coś się miało w tej kwestii zmienić.
Zuckerowie i Abrahams nigdy więcej nie współpracowali wszyscy razem. Ich wspólne dziedzictwo zawiera więc sześć produkcji – są to jednak produkcje, do których można wracać w nieskończoność. Naga broń doczekała się dwóch sequeli (nad którymi pracowali David Zucker i Pat Proft), które, choć nie dorównują części pierwszej, nadal są udanymi komediami. Powstała również kontynuacja Czy leci z nami pilot?, zatytułowana Spokojnie, to tylko awaria, z którą ZAZ nie mają nic wspólnego. David Zucker związał się z franczyzą Straszny film, którego kolejne części wyznaczały coraz niższy poziom filmowej parodii. Jerry Zucker odniósł największy sukces artystyczny, kręcąc w 1990 roku nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film melodramat Uwierz w ducha. Potem nakręcił jeszcze dwa średnio udane obrazy – Rycerz króla Artura i Wyścig szczurów. Jim Abrahams również pozostał na polu parodii i zrealizował zupełnie niezłe dwie części Hot Shots! i momentami śmieszną, ale w większości niesmaczną Mafię. Od jakiegoś czasu mówi się o powrocie postaci Franka Drebina w postaci nowej odsłony Nagiej broni. W rolę policjanta miałby wcielić się Ed Helms (znany z sitcomu Biuro i cyklu Kac Vegas). Nigdy i nigdzie nie wspominano natomiast o szansie ponownej współpracy Zuckerów i Abrahamsa. Trudno stwierdzić, czy to dobrze, czy źle. Pozostaje wracać do ich wcześniejszych filmów po raz kolejny… i kolejny.