search
REKLAMA
Seriale TV

ZNÓW PAN TO ZROBIŁ, PANIE LYNCH. Refleksje, które pozostawia po sobie Twin Peaks

Karolina Chymkowska

5 września 2017

REKLAMA

A jeśli przejdziemy tam, gdzie już jesteśmy?

Oto kłopot wiążący się bezpośrednio z podróżą między wymiarami i przenikaniem między liniami czasu. Pół biedy, jeśli spotykasz siebie takiego, jakim faktycznie “byłeś” bądź ewentualnie “będziesz”. Gorzej, gdy spotykasz siebie takiego, jakim “nie chcesz”, “nie możesz” bądź “nie powinieneś” się stać. Mierzysz się wtedy z własnym cieniem, który zna cię na wylot i doskonale potrafi przewidzieć, jak postąpisz, uprzedzić każdy twój ruch. Poza tym nigdy nie masz pewnej odpowiedzi na pytanie: czy to jest przyszłość… czy może przeszłość?

Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!

Humor Lyncha, którego największa siła tkwi w improwizacji, niespodziance i absurdzie. W drobiazgach, na które patrzysz z zadziwieniem, bo są tak absolutnie surrealistyczne. Niemal słyszę te dyrektywy zza kamery: zamiataj podłogę tak, jakbyś miał jej nigdy nie zamieść! Albo: zachowujcie się jak nieświadome motyle, wdzięczne, ale których nic nie obchodzi i nic do nich nie dociera! Albo: teraz będziesz bał się swojej nogi, twoja noga jest samoistną żywą istotą! I tak dalej, i dalej. Nie ma w Twin Peaks tak poważnego tematu i tak ważnej postaci, by nie znaleźć dla niej elementu humorystycznego. Najmroczniejsze wątki – a do takich niewątpliwie należy wątek Sarah Palmer, która oddała się całkowicie ciemności w nadziei odnalezienia tam chociażby skrawka córki i męża – są bogate w  groteskowe ozdobniki. Kiedy najmniej się tego spodziewasz, biuro przecina taneczny korowód niczym żywcem wyjęty z Osiem i pół. Przedziwna rozmowa koleżanek pijących piwo w Roadhouse. Abstrakcyjna i urocza debata, jaki kolor fotela wybrać. Czy nawet Wally, wyrastający na parkingu biura szeryfa Twin Peaks jak Marlon Brando wstający z popiołów.

Uważaj na szepty

Podróże między rzeczywistością Białej i Czarnej Chaty dały Cooperowi pewną istotną umiejętność: może (przy odrobinie pokierowania) dotrzeć wszędzie tam, gdzie “biel” i “czerń” miały swoją najsilniejszą reprezentację. To oznacza też, że może pojawić się tam, gdzie był BOB. Próbuje to wykorzystać w szlachetnym celu: by uratować Laurę przed jej bolesnym losem. Ale zapomina o rzeczy niezwykle istotnej. Nawet nie chodzi o to, że w świecie z bezpieczną Laurą on sam, zyskujący możliwość, by ją uratować, nie ma racji bytu – dwie (trzy, cztery, więcej…) linie czasu mogą w tej rzeczywistości swobodnie biec obok siebie. Chodzi o coś innego: śmierć Laury była jednocześnie manifestacją jej siły. W ten sposób oparła się wpływowi BOB-a, odmówiła, powiedziała stanowczo: nie. W ogromnym cierpieniu, w maksymalnym poświęceniu, ale jednak uchroniła tę cząstkę, która jej z samej siebie pozostała. Uratowanie Laury oznacza pozbawienie jej jednej męki na rzecz zupełnie innej. Może też oznaczać pozbawienie jej tożsamości. W gruncie rzeczy jednak… czy tak nie było przeznaczone? Czy sen tego nie zapowiedział? Niewiarygodnie gorzki w swoich przesłaniach potrafi być ten iluzjonista i prześmiewca, David Lynch.

I na koniec: niektóre rzeczy warto czuć, nie trzeba ich rozumieć

Linia, którą biegnie analizowanie przesłania Lyncha, ma liczne odgałęzienia. Można się zapuszczać drogą mylących tropów, które podsuwa, ale prędzej czy później natkniemy się na ścianę pytań: dlaczego, po co, co miał na myśli? I właśnie: po co na siłę szukać racjonalności tam, gdzie wkracza emocja? Po co doszukiwać się sensu tam, gdzie radośnie błyszczy symbol? Przyjmując pewne rzeczy na wiarę jesteśmy bezpieczni. Margaret robiła tak cała życie i to dawało jej spokój – pod sam koniec, trawiona chorobą, u kresu sił, zaczęła myśleć, rozważać, próbowała być maksymalnie świadoma – i to wzbudziło w niej lęk. Przesłania Pieńka wcale nie muszą być oczywiste w formie. Wystarczy, że przeczuwamy ich znaczenie, wiemy, że są istotne. To pozwala odnaleźć drogę tam, gdzie racjonalizm zawodzi, a największym sprzymierzeńcem jest wyobraźnia.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA