O JEDEN SEZON ZA DALEKO. Seriale, które przeskoczyły rekina
„Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym” to prawda tak obca dystrybutorom seriali jak ósmy pasażer Nostromo. Dopóki mogą wycisnąć z produkcji jeszcze trochę hajsu, dopóty będą to robić, choćby miało się to odbić na jakości samego serialu, a czkawką u widzów. Które hity małego ekranu umierały najpowolniejszą śmiercią? Które seriale z kolejnymi sezonami traciły dawną, świetną formę, a ich akcja podążała w najbardziej absurdalnych kierunkach? Oto kilka koncertowych przykładów.
Zagubieni (2004–2010)
Podobne wpisy
Król, car i cesarz seriali, które przeskoczyły rekina. Zapewne pierwszy typ, jaki przyszedł ci na myśl po przeczytaniu tytułu tego tekstu. Zagubieni zagubili się we własnym zagubieniu tak bardzo, że nie sposób nawet wskazać konkretnego momentu, w którym przysłowiowy rekin został przeskoczony. Stało się to mimochodem i niepostrzeżenie, kiedy zagadki mnożyły się w nieskończoność, a sensowne odpowiedzi jakoś nie chciały dobić do brzegu wyspy, na której pokutowali uwięzieni bohaterowie. Fenomen serialu polega na tym, że chociaż zauważało się, że jest coraz gorzej, to i tak oglądało się do końca. No i trudno polemizować z tezą, że trwający aktualnie renesans opowieści w odcinkach zaczął się właśnie od sukcesu Lost.
Czysta krew (2008–2014)
True Blood to bodaj najciekawsza rzecz, jaka wynikła z popkulturowej wampiromanii, zapoczątkowanej sukcesem Zmierzchu. Serial Alana Balla, twórcy Sześciu stóp pod ziemią, stanowił udane połączenie wątków fantastycznych z perypetiami miłosnymi głównej bohaterki. Niestety: miałkie, celebrujące „normalność” zakończenie stanowiło zaprzeczenie całości, pochwalającej wolność osobistą i odmienność. Jakże nudnie i bezpłciowo skończył się serial, który zasłynął gorącymi scenami seksu – w tym seksu gejowskiego, dzięki którym stał się kultowy dla środowisk LGBT, odczytujących historię o napiętnowanych społecznie wampirach jako czytelną metaforę swojej własnej sytuacji. Gwiazdorowi produkcji, Alexandrowi Skarsgårdowi, tak bardzo nie chciało się grać w siódmym sezonie, że scenarzyści musieli ograniczyć jego rolę do minimum, a spece od grafiki wykorzystywać ujęcia Erica ze starych odcinków i wmontowywać je w nowe sceny…
Californication (2007–2014)
Pierwszy sezon, w którym poznajemy zgorzkniałego hedonistę Hanka Moody’ego, i drugi sezon, w którym show głównemu bohaterowi kradnie Lew Ashby – mistrzostwo świata. Świetnie napisany scenariusz, ironiczny humor i rola skrojona idealnie pod Davida Duchovny’ego składały się na inteligentną całość, a i odrobiny smutku pod kalifornijskim słońcem nie brakowało. Co z tego jednak, skoro dzieło Toma Kapinosa mniej więcej od połowy zaczęło się staczać prosto do rynsztoka? Twórcy imali się wszystkiego, byle przywrócić serialowi dawną świetność, m.in. zaprosili Marilyna Mansona do gościnnego – i pozbawionego znaczenia – występu, wprowadzili nową postać Atticusa, czyli najbardziej irytującego i sztampowego rockmana w historii telewizji… Trzy ostatnie sezony były już tak niesmaczne, że całkowicie straciłam jakąkolwiek sympatię do niegdyś zabawnych, ciekawie poprowadzonych bohaterów, teraz zamienionych w wyrośnięte dzieciaki, bezrefleksyjnie kopulujące ze wszystkim wokół. Obleśny, niewyżyty Charlie, niewiedząca, czego chce, Karen i snujący się bez celu Hank stali się żałosnymi karykaturami samych siebie.