Zawód: Dziennikarz
Michael Keaton doskonale czuje się w roli dziennikarza. Zanim jednak zobaczyliśmy go w Spotlight, gdzie rozpracowywał ogromnych rozmiarów obyczajowy skandal w kościele katolickim, wcielił się w Henry’ego Hacketta w Zawodzie: Dziennikarz. W tegorocznym filmie Toma McCarthy’ego wszystko podporządkowane jest dotarciu do prawdy, o życiu osobistym redaktorów Boston Globe praktycznie nic nie wiemy, śledztwo ma długotrwały charakter, dzięki czemu jest czas na weryfikację informacji. To żmudna, wymagająca cierpliwości robota.
Natomiast u Rona Howarda zostajemy wrzuceni w środek funkcjonowania redakcji New York Sun. Film traktuje o dwudziestu czterech godzinach pracy tego zespołu. Naszym przewodnikiem po nim będzie właśnie Hackett, pracoholik i idealista, na którego głowę jednocześnie spadnie kilka problemów, wymagających od niego wręcz natychmiastowej reakcji.
Na ulicach Nowego Jorku zostaje zamordowanych dwóch białych biznesmenów. Na karoserii samochodu, w którym znaleziono ich ciała, sprejem napisane rasistowskie slogany. O morderstwo zostaje oskarżonych dwóch czarnoskórych chłopaków, przypadkowo przebywających w pobliżu auta. Hackett ma kilkanaście godzin, by na przekór opinii publicznej i swojej przełożonej – Alicii Clark (Glenn Glose) – opublikować zgodną z prawdą pierwszą stronę najbliższego wydania. Wcześniej musi dotrzeć do wiarygodnego źródła, które potwierdzi niewinność podejrzanych. Tego samego dnia jest umówiony na rozmowę o pracę w konkurencyjnej, zamożniejszej i bardziej wpływowej gazecie, gdzie miałby zostać zastępcą redaktora naczelnego. Do przyjęcia tej oferty namawia go żona Martha (Marisa Tomei), będąca w dziewiątym miesiącu ciąży. Totalny zawrót głowy.
Ronowi Howardowi w cudowny sposób udało się wyjść poza samą branżową tematykę (nie jest ona chyba tak naprawdę najważniejsza), mimo że zdecydowaną większość czasu spędzamy w siedzibie redakcji. Najbardziej cenię ten film właśnie za to, że twórcy potrafili sporo opowiedzieć o życiu prywatnym przewijających się przez ekran postaci. To postaci wielowymiarowe, które możemy oceniać nie tylko przez pryzmat tego, jak wykonują swoją pracę. Redaktor naczelna zdradza swojego męża i pomimo niemałego wynagrodzenia domaga się podwyżki. To despotyczna, rozpustna osoba o zawyżonym ego. Wydawca strony, Bernie (Robert Duvall), jest nałogowym palaczem, chorującym na raka prostaty. Nie utrzymuje żadnego kontaktu ze swoją rodziną, ale usilnie stara się pogodzić z córką. Z empatią potraktowany jest ukrywający się w redakcji felietonista Michael (Randy Quaid), ekscentryk i dziwak, trzymający za paskiem naładowany pistolet, który dwukrotnie w filmie wystrzeli. Wszyscy to postaci charakterne, przyciągające uwagę osobowości. Zdesperowani, oddani dziennikarze z powołaniem i nieraz życiowi rozbitkowie i desperaci. Razem tworzą wybuchową mieszankę. No i oczywiście jest jeszcze Hackett, który prowadzi życie ekstremalne: tak prywatne, jak i zawodowe. Doprowadzi go to do skraju fizycznego i psychicznego wyczerpania.
Zawód: Dziennikarz to film szalenie intensywny i o zabójczym tempie. Co chwila słyszymy tykający zegarek, każda sekunda jest na wagę złota. Operator krąży po wszystkim pomieszczeniach redakcji: od ciemnię, gdzie wywoływane są zdjęcia, przez pokoje redaktorów, po drukarnię. Szybki montaż wprowadza do filmu Howarda właściwą energię, a niektóre długie ujęcia oddają ogrom pracy wkładanej w stworzenie każdej pojedynczej strony dziennika.
To może wizja wyolbrzymiona i nieprawdopodobna. Pod koniec Howard doprowadza do wręcz niemożliwej kumulacji zdarzeń oraz zbiegów okoliczności. Pięści idą w ruch, gwałtowne zwroty akcji szybko następują po sobie, wydaje się, że wszyscy zaczynają szaleć, dochodzi do eskalacji wewnętrznych, redakcyjnych konfliktów.
Później temperatura zaczyna opadać, wywalczona przez Hacketta wersja strony tytułowej przechodzi przez kolejne tryby drukarni. Film zwalnia i uspokaja się, bohaterów zaczyna nachodzić senność i zmęczenie. Nad ranem Henry wreszcie usypia. Howard tym samym zamyka swój film inteligentną klamrą. Dwadzieścia cztery godziny wcześniej Hackett spał pod krawatem, a jego żona budziła go, by nie spóźnił się do pracy. Bo o to właśnie chodzi. O życie pod ciągłą presją, o nieprzespane noce, o liczenie każdej minutki, o pogoń za niemożliwym i o nieustanną adrenalinę.
Hackett po krótkim śnie otwiera oczy, później bierze pierwszy łyk jego ulubionej coca coli. Puls i tętno już nie sugerują bliskiego zawału serca. Przed nim kolejny wspaniały, wymarzony dzień w pracy. Henry wygrał życie.
korekta: Kornelia Farynowska