search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

Zabójcze ciało (2009)

Krzysztof Walecki

27 maja 2017

REKLAMA

W tym roku mija osiem lat od premiery Zabójczego ciała, a ja nadal muszę się tłumaczyć, dlaczego lubię ten film. Ten chłodno przyjęty przez widzów i krytykę horror komediowy praktycznie już nie istnieje w świadomości fanów i niefanów kina grozy, choć zanim jeszcze wszedł na ekrany, było o nim dosyć głośno. Scenariusz napisała Diablo Cody, świeżo po sukcesie nominowanej do Oscara Juno, zaś w roli głównej wystąpiła gwiazda Transformerów, Megan Fox, wtedy rzeczywiście najgorętsze ciało Hollywood. Pomysł również obiecywał coś więcej niż standardowy horror młodzieżowy – oto uczennica liceum wykorzystuje swoje walory, aby uwodzić, a następnie pożerać kolegów z klasy, zapewniając sobie tym samym wygląd najgorętszej laski w szkole. Napisałem “więcej niż standardowy”, nie “wybitny” czy “oryginalny”.

Co poszło nie tak? W ogólnej ocenie wyreżyserowany przez Karyn Kusamę (Æon Flux, Zaproszenie) film nie był wystarczająco straszny jak na horror, mało śmieszny jako komedia, a fabuła nie oferowała nic nowego w temacie szkolnej rzezi i potworów. Przyznać muszę rację tym zarzutom, bowiem Zabójcze ciało rzeczywiście pozbawione jest pazura, jakim charakteryzują się najlepsze gatunkowe miszmasze łączące humor i grozę. Cody dba o to, aby dialogi były żywe, dźwięczne oraz inteligentne, ale nie zawsze idą one w parze z historią o krwiożerczej nastolatce. Z drugiej strony horror jest tu traktowany nieco po macoszemu – Kusama wie, w jaki sposób ukazać zagrożenie, ale nie potrafi znaleźć właściwej puenty dla tych scen, zastępując autentyczny dreszcz mało efektownymi obrazami odgryzania komuś kawałka ciała. W ostatecznym rozrachunku jej film przegrywa na podstawowym poziomie gatunkowej zabawy, lecz zaskakująco broni się jako ironiczny komentarz na temat tragedii, jakie Amerykanie co rusz przeżywają, oraz metafora szkolnej walki o przetrwanie.

Głównymi bohaterkami są dwie przyjaciółki jeszcze z czasów dzieciństwa, które w liceum nie mogłyby się bardziej od siebie różnić. Jennifer jest przebojową cheerleaderką, nieznoszącą słowa sprzeciwu flirciarą, która jednak wciąż kumpluje się z Needy (Amanda Seyfried), okularnicą o dużo bardziej przyziemnej i nieefektownej powierzchowności. Przyjaźń jednak wytrzymała próbę czasu (i zmiany w statusie szkolnej kastowości), dzięki czemu obie dziewczyny wciąż potrafią bawić się w swoim towarzystwie. Kiedy w miejscowej mordowni ma zagrać mało znana rockowa kapela, Jennifer jest pierwsza, aby pobawić się przy dźwiękach gitarowego grania, głównie dlatego, że wokalista jest ciachem, a zespół pochodzi z dużego miasta. Dla mieszkanki mieściny o podejrzanie brzmiącej nazwie – Devil’s Kettle, czyli Kociołek Diabła – to naprawdę dużo. Tyle że podczas koncertu lokal płonie, masa ludzi ginie, a zespół podejrzanie zaciąga Jennifer do swojego vana i odjeżdża. Gdy Needy zobaczy swoją przyjaciółkę następnym razem, ta będzie cała we krwi i bez tętna, za to z ogromnym apetytem.

Zabójczemu ciału zaskakująco blisko do kultowego Heathers z lat osiemdziesiątych, gdzie nastoletni Winona Ryder i Christian Slater walczyli ze szkolną społecznością, uciekając się nawet do morderstw. Czarna komedia atakowała przyjęty podział ról oraz konieczność zaakceptowania swojego miejsca w liceum, ukazując je jako pole nieustannej walki o własną pozycję. Cody i Kusama przejmują myśl, która stała u podstaw tamtego filmu, że w szkole szczęście i popularność jednych są solą w oku innych, i dopowiadają – niektórzy potrzebują nieszczęść, aby umocnić swój status. Im więcej osób pada ofiarą Jennifer, tym seksowniej i pewniej ona wygląda. Nie zabijając przez dłuższy czas, ryzykuje popadnięciem w przeciętność, co w jej przypadku jest równe ze śmiercią.

O ile jednak akcja tamtego filmu rozgrywała się w dekadzie, kiedy królowały komedie młodzieżowe Johna Hughesa, a pastelowe kolory ubrań pasowały do wiecznie słonecznej aury, dzieło Kusamy stoi w wyraźnej do tego opozycji. Wszystko jest tu szarobure, ciemne i mało przyjazne, i nie się czemu dziwić – jest to Ameryka, która wciąż pamięta 11 września, a żałobna atmosfera filmu przypomina o tragediach, jakie wydarzyły się na szkolnych korytarzach w ciągu poprzednich kilku lat. Scenariusz Cody wykorzystuje B-klasowy horror, aby opowiedzieć o traumie, w którą jej kraj popadł i wciąż popada za każdym razem, gdy jakiś uczeń przychodzi z bronią do szkoły i zabija swoich kolegów oraz nauczycieli. Jennifer może nie strzelać z karabinu, zaś jej motywy są dużo bardziej abstrakcyjne niż prawdziwych morderców, ale jest coś niepokojąco prawdziwego w obrazie dziewczyny, na którą tragedie oraz wszechobecny smutek działają stymulująco, wręcz ożywczo. Niektórzy najwyraźniej nie czują żalu po stracie bliskich i znajomych; być może w takiej postawie rzeczywiście można dostrzec coś nieludzkiego.

REKLAMA