Skoro nawet podczas dwugodzinnego filmu nietrudno o kłopotliwe sytuacje, to co dopiero w przypadku całonocnego maratonu? Zdarzają się przypadki łagodne (choć nadal zaskakujące), jak na przykład klient bez portfela pragnący paczki orzeszków do tego stopnia, że chce w zastaw oddać swój drogi telefon. Bywa jednak i tak, że muszą interweniować pilnujący porządku ochroniarze – weźmy na przykład maraton horrorów, podczas którego grupa młodzieńców w wieku około 15-18 lat upoiła się do tego stopnia, że zaczęła wszczynać awantury. Wezwana na miejsce ochrona napotkała opór, wszak nie przystoi wypraszać z kinowej sali tak znakomitej klienteli. Na pytania z cyklu „i co mi zrobisz” oraz agresywne zachowanie wobec ochroniarzy jeden z panów otrzymał w końcu odpowiedź w postaci ciosu w twarz i nakazu wyjścia z kina. Wyszli ze spuszczonymi głowami. Najwyraźniej nie byli jednak tacy znakomici.
Pewnego popołudnia pracownicy jednego z kin spostrzegli pozostawiony bez opieki dziecięcy wózek. Pusty, co prawda, ale sama sytuacja ich zaniepokoiła, wszak zawsze jest ryzyko, że wyjątkowo niezadowolony klient chce wysadzić kino w powietrze. Po kilkunastu minutach i wstępnej weryfikacji bezpieczeństwa zdecydowano, że obiekt zostanie przeniesiony do pomieszczenia gospodarczego. Po zakończonym seansie okazało się, że wózka nie zostawili terroryści-amatorzy, a jedna z klientek kina, oburzona zresztą faktem, że ktoś śmiał go schować, aby nie blokował miejsca na środku holu. Skończyło się na rozmowie z kierownikiem i wytłumaczeniu kobiecie, że nie jest to właściwa metoda postępowania. Czy zrozumiała – nie wiadomo.
Zdarzyło się, że na seans przyszła para – ona w wieku około czterdziestki, on jakieś dziesięć lat młodszy. Sprawiali wrażenie nie do końca trzeźwych, ale z drugiej strony nie zachowywali się w żaden sposób podejrzanie (poza mało delikatnym obściskiwaniem się przy kasie). Cóż, przynajmniej do czasu zakupu biletu. Na seans nie udali się oboje – ona faktycznie poszła na salę, on prawdopodobnie po popcorn, tylko że piętro niżej, do supermarketu (jakże subtelnie!). Problem zaczął się dziesięć minut później, gdy pani wyszła z sali, awanturując się, że nie może przeczytać napisów. Jej partner, rycerz na białym koniu, zażądał zwrotu pieniędzy. Niestety odmowa ze strony kierowniczki odebrała mu pierwiastek bohaterstwa, który przerodził się w… agresję wobec towarzyszki. Kłócąc się, opuścili kino, odprowadzani przez ochroniarza. Przegrana sprawa – nie obejrzeli filmu, stracili kilkadziesiąt złotych i jeszcze się poróżnili. Ależ te wyprawy do kina są niebezpieczne!
Pewien starszy pan wyjątkowo dawał się we znaki pracownikom jednego z kin. Ilekroć zjawiał się w holu, było już wiadomo, że sytuacja zakończy się co najmniej awanturą. Powody bywały różne i nierzadko błahe, jednak nawet najmniejsza iskra mogła zatlić ogień, którym uciążliwy klient pluł w stronę załogi. Odbijały się od niego wszystkie argumenty, rozsądek przegrywał z uporem, zaś cierpliwość pracowników wyczerpywała się niemal do zera. Interweniował kierownik (nazywany przez klienta „dyrektorkiem w okularach”) – bez skutku.
Wszystkim zabrakło argumentów, gdy starszy pan zakomunikował jednego razu, iż, cytuję, „musi iść do kibla, bo się zeszcza”, po czym chwilę później złowieszczo dodał, że już za późno. Pozostaje nam wyobrazić sobie miny wszystkich zgromadzonych, kiedy pod butami uciążliwego klienta pojawiła się plama. Jak nietrudno się domyśleć, ten ruch nie pomógł starszemu panu w dojściu do jakiegokolwiek porozumienia. Dziś wypraszany jest z kina już w progu.
Na koniec dowód na to, że nawet dzieci mogą okazać się trudną klientelą. Wielkie kontrowersje wzbudził jeden z pracowników kina, gdy w okresie przedświątecznym przebrał się za świętego Mikołaja. Najmłodsi widzowie nieszczególnie docenili możliwość spotkania się z tą postacią – zamiast tego rozpoczęły się kłótnie, czy Mikołaj aby na pewno jest prawdziwy. Dzieci przekonane najmniej wyzywały od oszustów, te bardziej ufne podchodziły z rezerwą, nie wierząc, że na dachu rzeczywiście czekają sanie ciągnięte przez renifery. Jakże trudno dogodzić komukolwiek!
Na dzisiaj to tyle, choć niewykluczone, że jeszcze wrócę do tematu, bo wierzę, że podobnych historii czeka cała masa. W związku z tym apel – jeśli jesteś pracownikiem kina i chciałbyś się podzielić własną ciekawą historią, napisz na adres lukasz.budnik@film.org.pl. W przypadku kolejnych odsłon chciałbym stworzyć je razem z wami.