Wyjątkowo STRESUJĄCE sceny w WESOŁYCH filmach
Test na wózku („Parszywe dranie”, 1988, reż. Frank Oz)
Młoda dziedziczka przekonana o odwracalności paraliżu Bensona (Steve Martin) przyprowadza tzw. cudotwórcę, specjalistę od przywracania czucia w nogach – Jamiesona (Michael Caine). I wtedy się zaczyna. Ze sceny można się śmiać, ale i czuć ogromne napięcie, żeby przypadkiem na twarzy Bensona nie pojawił się żaden grymas bólu, kiedy Jamieson bije go po goleniach coraz mocniej i mocniej, bo łaskotki jednak nie poskutkowały. Łzy widać dopiero na końcu, ale podobno to ze szczęścia albo z miłości do pieniędzy panny Colgate.
Jąkanie się Kena, smaczne rybki i polowanie na psa („Rybka zwana Wandą”, 1988, reż. John Cleese, Charles Crichton)
Stres w tej scenie polega na złączeniu ze sobą naszego wstrętu do jedzenia surowego i żywego wciąż mięsa z przemocą wobec drugiego człowieka, nie tylko tą fizyczną, ale i psychiczną. Komedia miesza się z ironią oraz znęcaniem się nad innym człowiekiem. Jak inaczej można nazwać zjadanie na żywo przez Ottona ukochanych rybek Kena? Jak inaczej można nazwać wygląd Kena – pokiereszowana twarz, jąkanie się, jeszcze pogłębiające jego bezradność, bo nawet zaprotestować nie był w stanie, i te dwie frytki wepchane do dziurek jego nosa.
Ucieczka ze świstakiem („Dzień Świstaka”, 1993, reż. Harold Ramis)
Generalnie konstrukcja tej kultowej komedii romantycznej z wątkami science fiction oparta jest na zwiększaniu napięcia, stresu u widza, i to za pomocą genialnego zabiegu pokazywania wciąż tych samych czynności. Kulminacją tego stresu jest porwanie tego, który jest domniemaną przyczyną sytuacji Phila – świstaka. Jest to podróż w jedną stronę, zakończona nietuzinkowo ukazanym samobójstwem; zanim to jednak nastąpi, będzie jak w filmie sensacyjnym, czyli klasyczny pościg w industrialnej przestrzeni.
Wyjście Craiga („To już jest koniec”, 2013, reż. Evan Goldberg, Seth Rogen)
Chociaż cały film to wybitnie komediowa postapokalipsa, nieraz następuje celowe załamanie tej radości, żeby jednak utrzymać jakąś powagę końca świata. Służą do tego właśnie takie sceny jak ta z wyjściem Craiga. Widz czeka w napięciu, co bohater spotka na zewnątrz. Nie jest to dokładnie pokazane, a napięcie roście. Wreszcie Craig powraca do „niby” bezpiecznego miejsca, ostatniego bastionu, aż tu nagle coś z zewnątrz chwyta za kawałek liny, którą był dla bezpieczeństwa przywiązany. Zaczyna się dramatyczna walka o życie nie tylko Craiga, ale i całej grupy.
Szefowie filmowych policjantów (m.in. porucznik Andrew Bogomil w „Gliniarzu z Beverly Hills”, 1984, reż. Martin Brest)
W komediach sensacyjnych nagminnie zdarza się, że w fabule jest obecny albo głupi trep na stanowisku, albo głupi policjant na stanowisku. Andrew Bogomil jest sztandarowym przykładem ograniczonego mundurowego, który jakimś cudem stał się szefem mądrzejszych od niego. I to denerwuje, stresuje, wkurza i zadziwia, że tak może być. W tym przypadku nie chodzi o konkretną scenę, ale wiele scen w wielu komediach sensacyjnych. Jeśliby już szukać konkretnej sceny z Andrew Bogomilem, to jego początkowe spotkanie z Axelem Foleyem będzie najlepszych przykładem stresu, którą może przeżyć publiczność na widok głupoty.