Pierwszym filmowym miastem przyszłości było tytułowe Metropolis w reżyserii Fritza Langa z 1927 roku. Obraz niezwykle wizjonerski, ukazujący olbrzymie drapacze chmur zachwycające swym monumentalizmem i nowatorskimi rozwiązaniami architektonicznymi, posiadające także ponure industrialne podziemia. Kolejne filmy jak Just Imagine i Things to Come nie są już tak oryginalne i przekonujące. Powojenne kino science fiction oscyluje głównie wokół tematyki podboju kosmosu (Kierunek księżyc) i inwazji obcych (Wojna światów). Pojawiają się sterylne przestrzenie, aktorzy w tunikach, inspirowane Things to Come (Ucieczka Logana, Gwiezdne wojny, Bliskie spotkanie trzeciego stopnia). W takiej atmosferze ukazuje się Blade Runner, dzieło niezwykłe, niosące obok głębokich treści filozoficznych niesamowitą wizję miasta, przytłaczającego i mrocznego, ale jednocześnie podniesionego do rangi sztuki. Scenograf Lawrence G. Paull i grafik Syd Mead wyszli z założenia, że rozrost metropolii będzie postępował na podstawie istniejących już budynków, na które dobudowywane będą kolejne. W ten sposób poziom zerowy cechuje architektura charakterystyczna dla Stanów Zjednoczonych w latach 70. – jest to najważniejsza przestrzeń publiczna, tętniąca życiem, wielokulturowością, przemieszaniem języków. Ponad nią górują niedostępne, zarezerwowane jedynie dla wielkich korporacji wieżowce, a wśród nich najbardziej monumentalne budynki Tyrella.
Od lat 80. do dziś powstało bardzo wiele filmowych wizji miast przyszłości; jedne czerpiące więcej z dorobku swych poprzedników (Powrót do przyszłości, Pamięć absolutna, Seksmisja, Miasto zaginionych dzieci, Piąty element, Matrix, Raport mniejszości), inne ukazujące bardziej niekonwencjonalne wyobrażenia tego, co ma nadejść. W Planecie małp daleka przyszłość wystylizowana jest na zamierzchłą przeszłość, w Wehikule czasu ludzie zamiast tłoczyć się w murach rozrastającego się miasta, zamieszkują skalne ściany, co czyni świat przyszłości baśniowym, w Wodnym świecie życie toczy się na wodzie z powodu braku lądu. A. I. Sztuczna inteligencja, będąca opowieścią o wędrówce dziecka-robota Davida w poszukiwaniu własnej tożsamości, przedstawia dwie wizje miast przyszłości: Rouge City, futurystyczną wersję Las Vegas, gdzie zamiast hazardu rozrywki dostarcza się ludziom znęcanie się nad humanoidalnymi robotami, a także Nowy Jork zalany oceanem, ponad którym wystają jedynie wierzchołki drapaczy chmur. To w tym wymarłym mieście, skutym lodem i chylącym się ku ostatecznemu upadkowi, David znajduje serię przygotowanych do wystawienia na sklepowych półkach identycznych jak on chłopców.
Do dziś jednak nie powstało dzieło, w którym miasto przyszłości uderzałoby widza taką pełnią symboliki, artystycznego kunsztu i równie trafnym oddaniem stanu psychicznego człowieka w postmodernizmie jak Blade Runner. Ukazany w nim obraz L.A. roku 2019 jest głęboki, intensywny i mroczny. Jest czymś więcej niż tylko filmową wizją, jest wrażeniem. Pozostawia po sobie wielość nieokreślonych odczuć, każących zadać sobie szereg pytań – dokąd wszystko zmierza, co znaczy być człowiekiem we współczesnym świecie, czym jest rzeczywistość… Miasto w tym filmie nie jest jedynie tłem, scenografią do rozgrywających się wydarzeń, ale osobnym bohaterem grającym jedną z kluczowych ról.
Los Angeles, rok 2019. Deckard pracuje jako łowca, musi wytropić grupę replikantów, którzy zbiegli na ziemię z kolonii na Marsie. Trudność jego zadania polega przede wszystkim na tym, że androidy niczym nie różnią się od ludzi, poza jednym szczegółem – są niezdolne do empatii i odczuwania. Brak prawidłowych odruchów można u nich wykryć jedynie poprzez test Voighta-Kampffa, bazujący na analizie zachowania oka na zadawane pytania, które mają wywołać u słuchacza silne reakcje emocjonalne. Deckard poluje na androidy, w tym samym czasie one próbują zmierzyć się z ciężarem swojego istnienia. Są pod wieloma względami idealne, jednak ich życie zaprogramowane jest jedynie na cztery lata. W obliczu tak krótkiego czasu wszystko, co czynią, widzą, przeżywają wydaje się nie mieć żadnej wartości. Odnajdują więc swojego twórcę, Tyrella, którego mordują, gdy okazuje się, że nie jest w stanie usunąć wbudowanego w nie ogranicznika życia. Deckard zaś zabija po kolei wszystkie androidy oprócz Rachel, pozostawiając na koniec pytanie bez odpowiedzi: czy sam nie był jednym z replikantów…
Wszystkie te wydarzenia rozgrywają się w mieście, które ukazane jest w sposób nieśpieszny, z wieloma szczegółami i z różnych perspektyw. Pierwszą z nich jest widoczna z góry rozległa panorama, w której wyraźnie zarysowane jest zróżnicowanie, chaos architektoniczny tworzący w dziwny sposób ład, miasto jest odległe i majestatyczne. Mrok rozświetlony milionem świateł tworzących na horyzoncie purpurową poświatę, wielkie kominy, z których bucha żywy ogień i dym. Ponad nawarstwionymi, pozbawionymi jednorodnego kształtu budynkami przelatują samochody. Jednak zanim miasto ukaże się z całą swą siłą, widoczny jest jedynie jego blask w ludzkim oku. Przestrzeń, w której żyjemy, jest odbiciem nas samych. A może to my jesteśmy jej odzwierciedleniem? Potem widz może zagłębić się we wnętrzu futurystycznego Los Angeles, doświadczyć jego ponurej atmosfery skąpanej w kroplach kwaśnego deszczu. Tutaj walczą o uwagę znaki semiotyczne miasta, bilbordy, reklamy, setki napisów. Szczególnie absorbujący jest olbrzymi multimedialny ekran, z którego trzepocze rzęsami ładna Azjatka. Także przelatujące pojazdy krzyczą do potencjalnych klientów, reklamując nowe, lepsze życie, które czeka na nich w jednej z pozaziemskich kolonii. Na najniższym poziomie kwitnie miejskie życie, tłok, kolorowe parasole mające chronić przed wżerającymi się w skórę kroplami, przemieszanie językowe i etniczne. Nie ma też jednej obowiązującej mody, większość ludzi ubrana jest dziwacznie, rodem z teatralnego kufra, każdy w swym własnym stylu. Strój ma ich przede wszystkim odciąć od szkodliwego środowiska – olbrzymie gogle osłaniają oczy przed gromadzącym się pyłem, ciepłe futra zapobiegają przemarznięciu. Ludzie pędzący przed siebie w oparach mgły, rozświetlani sztucznymi światłami próbującymi przebić się przez mrok. Elementy przeszłości mieszają się z nowoczesnością, wymyślne samochody stoją obok rozpadających się pomników, sięgających stylem do zamierzchłych wzorców. Materiały często są stare, ale połączone w nietypowe zestawienia, dawne rzeczy odnalazły swój nowy użytek i zastosowanie. Ściany budynków pełne są szyb, mają różnorodne formy – stożkowate, walcowate, bądź w kształcie prostopadłościanu, te należące do wielkich korporacji wyglądają jak oszklone piramidy. Choć miasto ukazane jest powoli, jakby było widziane oczami usypiającego człowieka, sprawia wrażenie żywego pod tą martwą warstwą. Całe migoce, pulsuje, błyszczy.