search
REKLAMA
Zestawienie

UNIKALNE, nieoczywiste FILMY GANGSTERSKIE z całego świata

Filmy z szeroko rozumianego gatunku kina gangsterskiego, które nie zaliczają się do tego tzw. „głównego nurtu” i są unikalne, czy to w formie, czy treści.

Karolina Michalska

18 czerwca 2021

REKLAMA

Chyba niemal wszyscy kochamy dobre kino gangsterskie, czyż nie? Podejrzewam, że wielu z was, drodzy czytelnicy, zęby zjadło na klasykach true crime, amerykańskich (acz nie tylko) opowieściach o życiu na ulicy, przestępczości zorganizowanej, honorze, zdradzie, krwawych vendettach… W poniższym krótkim zestawieniu chciałabym przedstawić wam te filmy z szeroko rozumianego gatunku kina gangsterskiego, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie – a które to wcale nie zaliczają się do tego tzw. „głównego nurtu” i są przy okazji w jakiś sposób unikalne, czy to w formie, czy treści. Nie znajdziecie tu Ojca chrzestnego, Chłopców z ferajny czy innych nieśmiertelnych klasyków (celowo nie podaję również tytułów, które przewijały się już w innych rankingach wielokrotnie). Ba, nie uświadczycie nawet żadnej amerykańskiej produkcji! Zapraszam zatem w podróż po przestępczych zakamarkach Kolumbii, Wietnamu, Japonii czy Brazylii. Mam nadzieję, że okaże się dla was interesująca.

PS Jako że lista oczywiście nie wyczerpuje tematu w żadnej mierze, piszcie w komentarzach, czy macie ochotę na dokładkę!

Kolejność filmów na liście zupełnie przypadkowa.

Brother (2000), reż. Takeshi „Beat” Kitano

Zacznijmy zatem z przytupem, gdyż bez dwóch zdań Brother to absolutna petarda w tym zestawieniu. Wybuchowa mieszanka brutalnego (i bardzo krwawego) japońskiego kina gangsterskiego, fantastycznego czarnego humoru – tak charakterystycznego dla Takeshiego Kitano, reżysera, scenarzysty i odtwórcy tytułowej roli jednocześnie – oraz nuty melancholii i wzruszeń. Innymi słowy, kino rozrywkowe z niebagatelną klasą.

Yamamoto to wysoko postawiony członek jednego z tokijskich klanów yakuzy. Błyskotliwy, małomówny, bezwzględny i cholernie dumny. W wyniku różnych zawirowań oraz wewnątrzklanowych rozgrywek zmuszony jest sfingować swoją śmierć i udać się na banicję do Stanów Zjednoczonych, gdzie od kilku już lat mieszka i studiuje jego młodszy brat. Jak szybko się jednak okazuje, Ken (Claude Maki) dawno już porzucił studia, legalną pracę i wraz z kilkorgiem mocno podejrzanych (i przezabawnych, w czym bryluje świetny Omar Epps w roli Dennye’go) kompanów zajmuje się drobnymi przestępstwami czy handlem narkotykami na niewielką, uliczną skalę. Chłopaki słabo radzą sobie jako przestępcy – mało ogarnięci, słabi, pomiatani przez rywali i zwierzchników ledwo wiążą koniec z końcem. I w tym właśnie momencie zjawia się u nich Yamamoto – cały na czarno.

Nietrudno sobie chyba wyobrazić, że nie jest zbyt zadowolony z sytuacji, w jakiej znalazł się Ken, za co zresztą na starcie daje mu bolesną i upokarzającą nauczkę na oczach kumpli. „Czym właściwie zajmował się twój brat w Japonii?” – pyta jeden z nich. Aniki, czyli „Starszy Brat”, który ledwo kojarzy kilka słów po angielsku (co doprowadzi podczas seansu do wielu komicznych sytuacji zresztą), uśmiecha się tylko znacząco zza ciemnych okularów… I od tego momentu zaczyna się filmowa jazda bez trzymanki. Yamamoto bowiem nie uznaje słabości i zdecydowanie nie bierze jeńców. W tym momencie muszę przerwać opisywanie filmu, bo nie chcę psuć wam doskonałej zabawy w odkrywaniu kolejnych kart samemu, a będzie co oglądać. Szczególnie jeśli cenicie sobie kino Guya Ritchiego czy Quentina Tarantino – który to zresztą filmy rzeczonego Kitano uwielbia.


Sny Wędrownych Ptaków (2018), reż. Ciro Guerra, Cristina Gallego

Oniryczny i poetycki Narcos? Mariaż etnicznego kina z krwawą sagą gangsterską? Tak pisali niektórzy recenzenci o historii „prawdziwych początków handlu narkotykami w Kolumbii”. Ba, mówiono nawet o Ojcu chrzestnym rodem z Ameryki Południowej. I jakkolwiek przygotowanie dania z tak osobliwych i – wydawałoby się – mało pasujących do siebie składników zakrawa na szaleństwo, tak akurat to smakuje wyjątkowo wybornie. Nie dziwota zresztą, że film w roku został kolumbijskim kandydatem do Nagrody Akademii za najlepszy film nieanglojęzyczny.

Autorzy genialnego debiutu W objęciach węża snują zatem opowieść (a właściwie pieśń…) o rodzinie z plemienia Wayúu, której członkowie z początkiem lat 60. angażują się w niezwykle dochodowy – ale i niebezpieczny pod wieloma względami – handel marihuaną. Chciwość, szaleńcza rywalizacja, a w końcu i zdrada będą zarzewiem brutalnej wojny klanów, która nie oszczędzi nikogo ani niczego. Nawet świętych tradycji ludu Wayúu. Doskonały, zachwycający wizualnie antropologiczny dramat gangsterski o rozpadzie społeczności i pochłaniającej wszystko ludzkiej chciwości. Czy wspomniałam o absolutnie elektryzującej muzyce?


Rykszarz (1995), reż. Anh Hung Tran

Film wietnamskiego reżysera (znanego między innymi ze znakomitego Zapachu zielonej papai) to bardzo poetyckie i nieoczywiste – a jakże! – kino gangsterskie. Bez mała artystyczne, ale i niestroniące od realistycznego brutalizmu i przemocy. To również kino o ubóstwie i o tym, jak skrajna nędza doprowadzić nas może do wyborów, których nie dokonalibyśmy nigdy wcześniej.

Młody rykszarz (Le Van Loc) traci pewnego dnia narzędzie swojej pracy – wynajmowaną od pewnej podejrzanej kobiety rikszę, którą teraz – ku swej rozpaczy – musi w jakiś sposób spłacić. Krok po kroku coraz bardziej zanurza się więc w odmęty światka przestępczego, począwszy od niewielkich, drobnych występków, by w końcu trafić w „ramiona” gangu dowodzonego przez tajemniczego Poetę (Tony Leung Chiu-Wai). Losy tych dwojga splotą się w końcu w przedziwny sposób, a sam rykszarz będzie musiał podjąć najważniejszą decyzję w swoim dotychczasowym życiu. A jest tylko o krok od zatracenia się w ciemności na zawsze…

Film może być nie lada wyzwaniem dla tzw. „przeciętnego widza”, głównie z uwagi na oniryczne sceny zawarte w filmie, a także na jego liryczny, artystowski wydźwięk – niemniej wart jest jednak uwagi, nie tylko jako ciekawostka. Interesującym jest przy tym fakt, iż film jest całkowicie zakazany w swoim rodzimym Wietnamie. Dlaczego? Oceńcie sami.

 

Avatar

Karolina Michalska

Absolwentka Filologii Polskiej ze specjalizacją Filmoznawstwo i Teatrologia. Kocha zwierzęta i podróże - ale przede wszystkim nietuzinkowe kino z wszelkich (nawet tych najbardziej abstrakcyjnych) stron świata. Święta Filmowa Trójca: Pasolini, Bałabanow, Kubrick.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA