Trzynasta praca Heraklesa, czyli o filmach z CHUCKIEM NORRISEM

Missing in Action (Zaginiony w akcji), 1984
Reżyseria – Joseph Zito
W latach osiemdziesiątych Amerykanom wciąż odbijała się ciężką czkawką wojna w Wietnamie, a szczególnie świadomość, iż nie wszyscy żołnierze wrócili do domu i nadal mogą znajdować się w niewoli, zapomniani przez ojczyznę. Filmowcy podjęli próbę swoistego pokrzepienia społeczeństwa, czego efektem stało się wprowadzenie na rynek kilku mniej lub bardziej udanych obrazów podejmujących tematykę „zaginionych w akcji”. Chuck Norris kreuje postać byłego więźnia komunistycznego obozu, który, dręczony przez wyrzuty sumienia, wraca do dżungli, by uwolnić współtowarzyszy niewoli. Scenariusz, jak to w podobnych przypadkach bywa, to kwintesencja naiwności i uproszczeń służących jako pretekst do pokazania kolejnych scen akcji. James Braddock to typowy twardziel – małomówny, preferujący akcję heros. Szczególnie cudownie ukazano „romans” głównego bohatera i kobiety imieniem Ann (Leonore Kasdorf), którego łączny czas wynosi może ze dwie minuty projekcji. Ponadto z ekranu emanuje pewna doza przemocy i nieco nagości. Ogólnie Zaginiony w akcji niesie ze sobą całkiem spory walor rozrywkowy, a wręcz komediowy.
Tagline: The war’s not over until the last man comes home. (Wojna nie jest skończona, dopóki ostatni żołnierz nie wróci.)
Kreowany badass: James Braddock
Popisowa kwestia: Wrong answer. (Zła odpowiedź.)
Ocena:
Missing in Action 2: The Beginning (Zaginiony w akcji 2), 1985
Reżyseria – Lance Hool
Film realizowano równolegle z pracami nad pierwszą częścią i pierwotnie to właśnie The Beginning miała najpierw pojawić się na ekranach kin. Producenci stwierdzili jednak, iż opowieść o ratowaniu jeńców wyszła lepiej (ciekawe według jakich kryteriów) i zdecydowali się wpuścić je do dystrybucji w odwrotnej kolejności. W Zaginionym w akcji 2 James Braddock zostaje pojmany i wtrącony do obozu jenieckiego, gdzie jest regularnie poniżany i torturowany przez sadystycznego naczelnika. W czasie seansu widz nie uświadczy zbyt wielu pojedynków i strzelanin, choć kilka udało się twórcom wcisnąć. Gra aktorska… Hmm… Poprzestańmy może na stwierdzeniu, iż Chuck Norris nic sobie nie robi z tortur i wizji cierpienia po kres swoich dni. Jako jedyny z oddziału nie załamuje się, pociesza innych i, mimo podstępnych sztuczek stosowanych przez strażników, dzielnie trwa w swojej nieskazitelnej postawie. Ostatnie dwadzieścia minut stanowi już typowe kino akcji z wybuchami i wszechobecnymi kulami wystrzeliwanymi z karabinów maszynowych. Nie zabrakło oczywiście bijatyki w stylu wschodnich sztuk walki. Ogółem – jakościowo (taaaaaaak…) tylko nieznacznie odstaje od oryginału, nie na tyle jednak, aby obniżyć wartość czysto rozrywkową.
Tagline: A prisoner too strong to hold. A soldier too dangerous to let go. (Więzień zbyt silny, by go zatrzymać. Żołnierz zbyt niebezpieczny, by go wypuścić.)
Kreowany badass: James Braddock
Popisowa kwestia: You really didn’t think I’d leave… without making sure you were dead? (Naprawdę sądziłeś, że wyjadę… nim upewnię się, iż nie żyjesz?)
Ocena:
Invasion U.S.A. (Inwazja na USA), 1985
Reżyseria – Joseph Zito
Pamiętacie scenę z Oni żyją, w której bohater wparował do banku i zaczął strzelać do obcych? („I have come here to chew bubblegum and kick ass… and I’m all out of bubblegum.” – „Przybyłem tu żuć gumę i kopać tyłki. I nie mam już gumy…”) W Inwazja na USA podobnych akcji znajduje się więcej, tyle że zamiast Roddy’ego Pipera z shotgunem mamy Chucka Norrisa z dwoma uzi zawieszonymi na wysokości pasa. Scenariusz to jeden z najbardziej kuriozalnych pomysłów, jakie zdarzyło mi się widzieć: otóż jakiś tam terrorysta postanawia opanować Stany Zjednoczone za pomocą… tak na oko trzech setek najemników. Na drodze staje im Matt Hunter, od dawna mający na pieńku z głównym czarnym charakterem. Logiki brak, spójności brak, sensownych ciągów przyczynowo-skutkowych brak. Znajdziemy za to humor, rozrywkowo-klimatyczne sceny akcji i grającego… to znaczy używającego jednej miny Norrisa. Zrealizowano kontynuację, w której jednak nie powrócił Chuck. Zamiast tego zaangażowano jedyną osobę godną go zastąpić – wschodzącą wtedy (a dziś już zachodzącą, przy czym nie było stanu pomiędzy) gwiazdę kina sensacyjnego klasy B – Michaela Dudikoffa. Mój jedyny zarzut do tego filmu to nieco zbyt nużący początek.
Tagline: America wasn’t ready…but HE was! (Ameryka nie była gotowa… Ale ON był!)
Kreowany badass: Matt Hunter
Popisowa kwestia: If you come back in, I’ll hit you with so many rights you’ll be begging for a left. (Jeśli wrócisz, walnę cię tyle razy prawą ręką, że zaczniesz błagać o cios z lewej.)
Ocena:
Code of Silence (Kod milczenia), 1985
Reżyseria – Andrew Davis
Rzut oka na nazwisko reżysera (Andrew Davis, twórca Ściganego) pozwala oczekiwać przynajmniej poprawnego obrazu sensacyjnego. I rzeczywiście, Code of Silence to chyba najlepsza produkcja w dorobku Norrisa, a przynajmniej jedyna, którą można oglądać na poważnie bez ironicznego uśmieszku. Niewiele znalazło się w obrazie scen z wykorzystaniem umiejętności Chucka, dominują raczej standardowe ujęcia dla kina akcji ze strzelaninami i pościgami na czele. Świat, w którym rozgrywają się wydarzenia, jest znacznie bardziej surowy od znanych z innych filmów bohatera tego artykułu, a postaci nie da się zakwalifikować, używając wyłącznie czerni i bieli. Warto odnotować pojawienie się na drugim planie Dennisa Fariny. Code of Silence wyróżnia się dość mocno na tle reszty tytułów z przedstawionej listy. Dlatego też wystawiam maksymalną ocenę. I polecam, a nuż, Czytelniku, mile się zaskoczysz…
Tagline: The toughest cop in the world…. just got tougher. (Najtwardszy gliniarz na świecie… właśnie stał się jeszcze twardszy.)
Kreowany badass: Eddie Cusack
Popisowa kwestia: When I want your opinion, I’ll beat it out of you. (Jak będę chciał twojej opinii, to ją z ciebie wytłukę.)
Ocena: