THE MORNING SHOW. #MeToo, media i wielkie gwiazdy
Wydaje się, że serial The Morning Show miał być lokomotywą platformy streamingowej Apple TV+, która od listopada pojawiła się w wielu krajach na całym świecie. Znane nazwiska, nośny temat, spora promocja – czy to wystarczyło do stworzenia angażującego widowiska?
Podobne wpisy
Zawsze pojawiają się pewne wątpliwości, gdy media zaczynają same siebie oceniać. W przypadku The Morning Show sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana – oto potentat branży technologicznej, mocniej wchodzący na rynek mediów, komentuje wydarzenia, które kilkanaście miesięcy temu zatrzęsły całą amerykańską branżą rozrywkową. Otwarte pozostaje pytanie, na ile chodzi o oczyszczenie środowiska, a na ile o wypunktowanie rywali. W każdym razie na fali #MeToo poleciały głowy wpływowych mężczyzn nagminnie i bez skrupułów wykorzystujących seksualnie dziesiątki kobiet. Na jaw wyszły skandale, oszustwa, groźby, których ofiarą padały osoby znajdujące się niżej na drabinie zawodowej. Kino i telewizja doczekały się już komentarzy w tej sprawie – wystarczy wspomnieć ostatni sezon The Affair, Na cały głos lub nadchodzący film Gorący temat, niemniej jednak dwa pierwsze tytuły nie za bardzo przedarły się do świadomości masowego odbiorcy. Z tytułem Apple może być zgoła inaczej, wszak serial już doczekał się trzech nominacji do Złotych Globów.
The Morning Show to dziesięcioodcinkowa opowieść o popularnym porannym programie telewizyjnym o tym samym tytule, prowadzonym przez kilkanaście lat przez uwielbianą parę – Alex Levy (Jennifer Aniston) i Mitcha Kesslera (Steve Carell). Wydaje się, że to dziarskość i pewność siebie mężczyzny odpowiadają za niebywały sukces, dlatego też opinia publiczna doznaje szoku, gdy okazuje się, że jest on oskarżany o molestowanie podwładnej. Bohater od razu traci pracę, staje się persona non grata, zaś stacja telewizyjna staje przed nie lada dylematem, w jaki sposób załatać dziurę po utraconej gwieździe.
To właśnie wtedy, w całkowicie przypadkowych okolicznościach, na celowniku nowego szefa od spraw informacyjnych (Billy Crudup) pojawia się mało znana, waleczna i wiecznie szukająca prawdy dziennikarka Bradley Jackson (Reese Witherspoon). Kobieta w szybkim tempie trafia na stołek wcześniej zajmowany przez Kesslera i wraz z doświadczoną Levy ma prowadzić poranny program. Między bohaterkami wielokrotnie dochodzi do słownych utarczek, jako że każda z nich ma inny pogląd na to, w którą stronę, pod względem merytorycznym, powinna podążać audycja.
Szalenie trudno postawić jednoznaczną ocenę serialowi Apple. Z jednej strony bawi naiwność, z jaką twórcy podchodzą do niektórych tematów. Że media gonią za sensacją, a prawda jest ważna tylko wtedy, jeżeli zapewni dodatkowe dochody? Że pracujący tam ludzie nie są rycerzami, wielbicielami etosu, tylko zwykłymi osobami mającymi również bardzo podstawowe potrzeby? Nie trzeba było wydawać na dwa sezony (drugi już w przygotowaniu) 300 milionów dolarów, żeby dojść do tak odkrywczych wniosków. Od strony sposobu przedstawienia zakulisowej pracy dziennikarskiej serial prezentuje się mizernie, nie wychodząc poza obiegowe opinie.
Największym problemem jest bowiem banalne rozpisanie konfliktów między bohaterami. Szef stacji liczy na pieniądze, zaś nowi w tej branży – szef działu medialnego i Bradley Jackson – na śmierć i życie walczą o prawdę. O ile jednak Crudup fantastycznie bawi się swoją rolą, szybko przechodzi od powagi do żartobliwości, momentami przypominając psychopatycznego Jokera po dobrej stronie mocy, o tyle postać Witherspoon jest idealistyczną harcerką w wielkim świecie. Żeby była jasność: to nie jest wina aktorki, ona nie mogła nic zrobić z tak prostacko napisanym charakterem, pozbawionym wątpliwości, chwil zawahania, a nawet jakichś „zwyczajnych” wad.
Z drugiej strony scenarzyści The Morning Show znacznie lepiej poradzili sobie z zaprezentowaniem spraw związanych z kwestią molestowania w miejscu pracy. Wprawdzie winny znany jest (przynajmniej teoretycznie) od samego początku, niemniej jednak twórcy pozwalają powoli rozwijać się tematowi, przedstawiając go z różnych perspektyw. Naprawdę widać, że w ramach rozwijanej fabuły sami zastanawiają się nad tym, gdzie przebiega granica między nieszczęśliwym zauroczeniem, niezobowiązującym seksem a zakazanym przez prawo wykorzystywaniem. Każdy z tych wariantów jest solidnie zaprezentowany, pozwalając widzom dostrzec różnicę między nimi, by prawdziwie zrozumieć, gdzie tkwi sedno całej akcji #MeToo.
Jakościowe różnice między dwoma najważniejszymi wątkami nie wpływają jednak na ocenę gry aktorskiej. To już kwestia sposobu napisania postaci i zaangażowania ze strony zatrudnionych gwiazd. Carell jest sporym rozczarowaniem, Witherspoon nie radzi sobie z kłodami rzucanymi pod nogi przez twórców, za to Aniston wypada najlepiej spośród najbardziej znanej trójki. Czasami trudno dogonić motywacje granej przez nią bohaterki, ale jest to jak najbardziej uzasadnione przedstawianymi na ekranie wydarzeniami. W jej przypadku chaos jest tym, co powinna ukazać, i robi to znakomicie. Ale też nie ma co ukrywać – to Billy Crudup i Mark Duplass, wcielający się w postać wydawcy programu śniadaniowego, kradną każdą scenę. Zwłaszcza występ tego pierwszego jest fenomenalny, godny wszelkich nagród.
Po spędzeniu 10 godzin z pierwszym sezonem The Morning Show nadal pozostaje niedosyt. Ten serial naprawdę da się lubić, z tym że sporo w nim bezpiecznych rozwiązań. Jest ładnie, ale nudno zrealizowany, brakuje w nim jakiegoś szaleństwa, zwłaszcza intelektualnego, by można było postawić go na półce obok najlepszych produkcji minionego 2019 roku. Z tego też względu Apple osiągnęło duży sukces, bo może wysoki poziom nie został osiągnięty, ale zdobyte trzy nominacje do Złotych Globów na pewno pomogą w skutecznym rozreklamowaniu tytułu.