Pulp Fiction
Swoje opus magnum Tarantino również – świadomie bądź nie – nasyca wątkami ojcowsko-synowskimi. Najciekawszy wydaje się pod tym względem rozdział Złoty zegarek, koncentrujący się na postaci Butcha Coolidge’a – boksera, który sprzedaje swoją walkę gangsterowi Marsellusowi Wallace’owi, po czym nie dotrzymuje warunków umowy. Zamiast przegrać pojedynek w piątej rundzie, Butch powala swojego przeciwnika i ucieka z pieniędzmi, wygranymi u bukmachera.
Rozdział otwiera sen Butcha, w którym przenosimy się do czasów jego dzieciństwa. Scena przedstawia małego chłopca, siedzącego na dywanie w niewielkim saloniku, z zafascynowaniem oglądającego kreskówki w telewizji. To mały Butch, a jednocześnie alter ego samego reżysera, który w podobnej pozycji spędził większość swojego dzieciństwa, chłonąc wszystko, co magiczne pudełko miało do zaoferowania. W pomieszczeniu pojawia się mężczyzna w wojskowym mundurze, którego matka Butcha przedstawia chłopcu jako kapitana Koonsa – towarzysza broni poległego w wietnamskim obozie jenieckim majora Coolidge’a, ojca Butcha. Kapitan Koons zbliża się do chłopca, a wcielający się w tę brawurową rolę Christopher Walken przystępuje do wygłoszenia monologu swojego życia; wojskowy wyciąga z kieszeni złoty zegarek i zaczyna snuć jego historię, sięgającą trzy pokolenia rodziny Butcha wstecz. Dowiadujemy się, że zegarek został kupiony przez pradziadka chłopca w małym sklepie w Knoxville (jak wiemy, rodzinnej miejscowości Tarantino) podczas I wojny światowej. Szeregowy Doughboy Ernie Coolidge kupił go w dniu wypłynięcia do Paryża i nosił go przez całą wojnę. Gdy wrócił do domu, włożył go do pudełka po kawie, gdzie zegarek przeleżał aż do dnia, w którym dziadek Butcha – Dane Coolidge – wyruszył za ocean, by walczyć z Japończykami w II wojnie światowej. Nie miał jednak tyle szczęścia, co jego ojciec, i zginął w bitwie o Wake Island. Trzy dni wcześniej, przeczuwając nadchodzącą śmierć, dziadek Butcha poprosił zupełnie obcą osobę – strzelca Winockiego – by dostarczył zegarek jego malutkiemu synkowi, którego nie zdążył nawet zobaczyć. Winocki okazał się honorowym człowiekiem. Po wojnie odwiedził babcię Butcha i przekazał jej pamiątkę. Następny z Coolidge’ów – ojciec głównego bohatera – wyruszył do Wietnamu z zegarkiem na ręku. Zestrzelono go nad Hanoi, gdzie trafił do obozu jenieckiego razem z narratorem tej niecodziennej historii. Major Coolidge przez pięć długich lat ukrywał złoty zegarek w jedynym bezpiecznym miejscu – w swoim odbycie – a po pięciu latach, umierając na czerwonkę, przekazał rodzinny artefakt kapitanowi Koonsowi, który przechowywał go we własnym odbycie przez kolejne dwa lata. Teraz dziedzictwo trafia do Butcha…
Kwestia naturalnych powinności wobec potomstwa, nasuwająca się w formie morału po wysłuchaniu historii rodzinnej pamiątki, istnieje w warstwie ideowej (właśnie tak – ideowej) całego Złotego zegarka w sposób ewidentny. Dotychczasowa historia wojennego talizmanu stanowi bowiem wprowadzenie do dalszej jej części – ostatniego rozdziału sagi Coolidge’ów, dopisanego przez kolejnego męskiego potomka rodu. Tym razem jednak role się odwrócą. To nie ojciec będzie musiał walczyć o dziedzictwo syna. To syn będzie musiał udowodnić, że zasłużył na poświęcenie ojca, dziadka i pradziadka. Będzie musiał dowieść przez własne „wojenne” czyny, że jest godzien noszenia zegarka Coolidge’ów i może stać się częścią jego historii. Można zatem stwierdzić, że Tarantino eksploatuje w swoim drugim filmie te same, co w Prawdziwym romansie i Wściekłych psach lojalnościowe kwestie ojcowsko-synowskich relacji.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Butch – po tym, jak puszcza kantem Marsellusa i zaszywa się w przydrożnym motelu – odkrywa, że jego dziewczyna Fabienne przez roztargnienie nie spakowała zegarka, gdy opuszczała w popłochu ich mieszkanie w North Hollywood. Bokser ma dwa wyjścia: albo pogodzi się ze stratą pamiątki i ucieknie z miasta razem z Fabienne, albo zaryzykuje własne życie i przyszłość z narzeczoną, wracając do obstawionego przez gangsterów mieszkania. Inaczej mówiąc, bohater jest rozdarty między obietnicą pokoju a powinnością wojny, do której nigdy nie zobowiązała go ojczyzna, choć – jak wiadomo z monologu Koonsa – od zawsze była mu przeznaczona. Analogia do wojennych losów przodków Butcha jest w filmie dosyć wyraźna, choć byłaby jeszcze bardziej czytelna, gdyby Tarantino zdecydował się nakręcić partię scenariusza, którą ostatecznie pominął. Mowa o scenie, w której Butch – w drodze do mieszkania w North Hollywood – zatrzymuje się na środku drogi i wygłasza następujące solilokwium:
WNĘTRZE. HONDA (W RUCHU) – DZIEŃ.
Butch kontynuuje:
BUTCH: Co ja, kurwa, robię? Przyjąłem na głowę o jeden cios za dużo? To musi być to. Uraz mózgu to jedyne usprawiedliwienie dla tak kretyńskiego ruchu. Zatrzymaj samochód, Butch.
Butch nadal prowadzi.
Zatrzymaj samochód, Butch.
Nie zwraca na siebie uwagi.
Butch, mówię do ciebie. Postaw-stopę-na-hamulcu!
Stopa Butcha gwałtownie ląduje na hamulcu.
PLENER. ULICA – DZIEŃ.
Mała Honda wpada w poślizg i staje na środku ulicy. Butch wyskakuje z samochodu, jakby się palił.
Butch nerwowo spaceruje tam i z powrotem, gadając do siebie. Jest nieświadomy ruchu drogowego i przechodniów.
BUTCH: Nie zrobię tego. To ruch nerwusa, a ja nie jestem nerwusem! Tatuś by, kurwa, na pewno zrozumiał. Gdyby tu teraz był, powiedziałby: „Butch, ogarnij się. To tylko pierdolony zegarek, człowieku. Tracisz jeden, kupujesz następny. Spierdolisz sobie życie, a nie powinieneś tego robić, bo masz tylko jedno”.
Butch nadal nerwowo spaceruje, ale teraz jest wyciszony. Nagle…
To jest moja wojna. Widzisz, Butch, zapominasz, że ten zegarek to nie tylko jakieś narzędzie, które pomaga ci zorientować się w czasie. Ten zegarek jest symbolem. Symbolizuje sposób, w jaki twój ojciec, i jego ojciec przed nim, i jego ojciec przed nim, wyróżnili się podczas wojny. A kiedy wziąłem pieniądze Marsellusa Wallace’a, rozpętałem wojnę. To jest moja II wojna światowa. To mieszkanie w North Hollywood, to moje Wake Island. Właściwie, to jeśli tak na to spojrzeć, to prawie przeznaczenie, że Fabienne go [zegarek – MD] zostawiła. Z tej perspektywy wracać po niego wcale nie jest takie głupie. Może i niebezpieczne, ale nie głupie. Bo są na tym świecie rzeczy, po które warto wrócić.
Udało się, Butch znowu się do tego namówił. Wskakuje do auta, zapala silnik i odjeżdża.
W Złotym zegarku mamy do czynienia z jeszcze jedną ciekawą analogią do wojennej opowieści Koonsa. Oto śmiertelni wrogowie – Marsellus i Butch – po morderczym pościgu zostają schwytani przez dwóch zboczeńców-psychopatów, Maynarda i policjanta Zeda. Podczas gdy mężczyźni gwałcą analnie nieszczęsnego Marsellusa w sąsiednim pokoju, Butchowi udaje się wyswobodzić z pęt i uciec z piwnicy sklepu Maynarda. W ostatniej chwili Butch decyduje się zawrócić i uratować Wallace’a, przypomniawszy sobie zapewne opowieść Koonsa o jenieckim obozie i o słowach kapitana, wybrzmiewających teraz cokolwiek ironicznie: „Mam nadzieję, że sam nigdy nie będziesz musiał doświadczyć czegoś takiego, ale gdy dwóch mężczyzn znajdzie się w sytuacji, w której znaleźliśmy się z twoim tatusiem, na tak długo, na ile się znaleźliśmy, jeden czuje się za drugiego odpowiedzialny”. Wszak gdyby nie braterskie więzi towarzyszy broni, gdyby nie strzelec Winocki, gdyby nie kapitan Koons – zegarek nigdy nie trafiłby do Butcha. Być może bokser widzi nawet w tym momencie własnego ojca w Marsellusie – bezbronnym jeńcu, by jeszcze doprawić sytuację ironią, z ciałem obcym w odbycie. Być może – surowy czy nie, bezwzględny czy nie – zastępował mu ojca od samego początku. Następuje kultowa scena, w której Butch rozgląda się po sklepie w poszukiwaniu broni. Bohater podnosi kolejno młotek, kij bejsbolowy i piłę mechaniczną. Żadne z tych trywialnych narzędzi nie wydaje się jednak właściwe. W końcu Butch dostrzega i (być może) instynktownie wybiera broń do swojego celu idealną – miecz samurajski, w japońskiej kulturze wiążący się z pojęciem honoru, tradycji i szacunku dla przodków. Zabijając Maynarda dwoma cięciami, obezwładniając Zeda za pomocą japońskiej stali i tym samym zdając test lojalności wobec towarzysza niedoli, Butch ostatecznie dopełnia przeznaczenia i udowadnia, że jest godzien noszenia nazwiska Coolidge’ów. Jego wojna dobiegła końca. Pojednawszy się z Marsellusem, wraca do ukochanej Fabienne i odjeżdżają razem na chopperze (nie mylić z motorem) w stronę mitycznego gdzie indziej – tam, gdzie zachodzi słońce. Tak kończy się Pulp Fiction, jeśli za kryterium przyjąć właściwą chronologię wydarzeń.
Postać Marsellusa Wallace’a jest figurą ojca dla większości bohaterów. Tarantino wprowadza go taktycznie; manipuluje uczuciami widza względem niego. Najpierw bowiem poznajemy reputację Wallace’a. Słuchamy plotek jego ludzi – Vincenta i Julesa, jakoby wyrzucił z okna swojego człowieka za to, że zrobił masaż stóp jego żonie. Widzimy, jak na zlecenie szefa gangsterzy z zimną krwią mordują grupkę dzieciaków, które ośmieliły się go oszukać. Poznajemy Marsellusa pośrednio, jako bezwzględnego tyrana, podobnego starotestamentowemu wyobrażeniu Boga. W następnej scenie mamy okazję zobaczyć Wallace’a, choć kamera nadal z nami pogrywa. Pokazuje nam tył głowy z plastrem na potężnym karku bohatera, który dobija wspomnianego wcześniej targu z Butchem i niczym autorytarny ojciec udziela mu życiowych wskazówek. Słyszymy głos Marsellusa – niski i spokojny, nie znoszący sprzeciwu. Za chwilę jednak poznajemy drugą stronę gangstera – opiekuńczego ojca, który po przyjacielsku obejmuje na powitanie Vincenta Vegę.
Już wcześniej dowiadujemy się, że Vincent dostał specjalne polecenie, by pod nieobecność szefa zabrać na kolację Mię Wallace – nową żonę Marsellusa. W kontekście plotek o rzekomym masażu stóp i rzekomym zrzuceniu Tony’ego Rocky’ego Horrora z czwartego piętra, Vincent obawia się, że kobieta może wpędzić go w kłopoty. Dlatego broni się jak może przed żartobliwymi docinkami kolegów: „To nie randka. To tak jakbyś zabrał żonę kumpla do kina, czy coś w tym rodzaju. Chodzi tylko o… no wiesz… miłe towarzystwo, to wszystko”. Jami Bernard pisze wręcz, że postać grana przez Johna Travoltę znajduje się w sytuacji „niemalże edypalnej”. W knajpie Jack Rabbit Slim’s między Vincentem a Mią wyraźnie iskrzy. Para wygrywa razem konkurs twista, po czym triumfalnie – z pucharem w ręku – wraca do domu Marsellusa. Gdy napięcie erotyczne między bohaterami osiąga apogeum, Vincent zamyka się w łazience, gdzie dochodzi do dramatycznej psychomachii. Gangster przemawia do własnego odbicia w lustrze: „Jeden drink i po krzyku. Nie bądź niegrzeczny, ale wypij go szybko, pożegnaj się, wyjdź, wsiądź do auta i odjedź . […] Potraktuj to jako sprawdzian lojalności. Bo lojalność jest bardzo ważna. […] Więc teraz stąd wyjdziesz, wypijesz drinka, powiesz: «Dobranoc, świetnie się bawiłem», pojedziesz do domu i zwalisz gruchę. I to wszystko”. Na szczęście w nieszczęściu, Vincenta ratuje deus ex machina, czyli przypadkowo znaleziona przez Mię heroina, którą dziewczyna wciąga nosem. Gangster przez resztę wieczoru walczy o życie żony szefa, a przy okazji o swoje własne. Romantyczna atmosfera znika bezpowrotnie.
„Kiedy Bonnie wróci i znajdzie w domu trupa, zażąda rozwodu. Bez rozpraw polubownych. Bez separacji. Z miejsca, kurwa, rozwód”.
– Jimmie, Pulp Fiction
Na analogicznej sytuacji, co sceny z przestraszonymi wizją spotkania z Joe Cabotem złodziejami z Wściekłych psów, opiera się rozdział Kłopoty z Bonnie. Vincent i Jules – po tym, jak ten pierwszy przez przypadek strzela niejakiemu Marvinowi w twarz, w biały dzień, na środku autostrady – zjeżdżają zakrwawionym autem w najbliższe bezpieczne miejsce, do przyjaciela Julesa, Jimmiego Dimmicka. Problem w tym, że Bonnie – żona tegoż przyjaciela – wraca z pracy za półtorej godziny. Sytuacja jest nerwowa. Jimmie wścieka się na przyjaciela, że naraża w taki sposób jego małżeństwo.
[…] Jules (Jackson) i Vincent (John Travolta) – gdy są w domu Jimmy’ego (Quentin Tarantino) – zachowują się jak dzieciaki przerażone tym, że mama zaraz wróci do domu. Rozrabiali i zafajdali dywan, a teraz trzeba posprzątać syf, zanim pojawi się mama – komentuje reżyser.
Sytuacja nabierze autobiograficznego i – znowuż – lekko edypalnego tonu, gdy przypomnimy sobie, że matka Tarantino (który osobiście wciela się w rolę Jimmiego), podobnie jak wracająca z nocnej zmiany Bonnie, jest z zawodu pielęgniarką.
Skołowani gangsterzy dzwonią do papy Marsellusa, który przysyła do nich legendarnego pana Wolfa – czyściciela i speca od mafijnej logistyki. Winston Wolf, który rozwiązuje problemy, szybko myśli i szybko mówi, ostatecznie ratuje parę nierozgarniętych gangsterów, a gdy na koniec karci Vincenta i Julesa niczym dwóch urwisów: „Trzymajcie się z dala od kłopotów, stuknięte dzieciaki”, partnerzy okazują należny ojcowskiej figurze szacunek: „Panie Wolf, obserwować pana w pracy to była czysta przyjemność” – wyznaje Jules. „Tak. Bardzo dziękujemy, panie Wolf” – dodaje Vincent, wcześniej o wiele bardziej wyszczekany.