REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #86. Filmy poniżej zera, czyli nasze ulubione KINO NA ZIMĘ
REKLAMA
Święta, święta i po świętach. Ba, nawet po sylwestrowej nocy nie ma już śladu. Styczeń powoli się kończy, ale zima trwa i nie chce przestać. Niektóre filmy mają to do siebie, że pasują idealnie do długich wieczorów, a tych mamy przed sobą jeszcze trochę, nim pogoda wróci do normalności (czytaj: zrobi się ciepło). W oczekiwaniu zawsze można obejrzeć coś w sam raz na zimę. Oto nasze typy – dajcie znać, jakie są wasze!
Jacek Lubiński
- Coś – nie ma i nie będzie bardziej idealnego typu. W Coś jest zimno pod każdym względem. I zarazem tak gorąco, że aż strach. W końcu co gorsze: umrzeć na mrozie czy zostać wsiąkniętym przez obce ciepełko?
- Fargo – małe miasteczko gdzieś na zadupiu USA, zbrodnia i kobieta w ciąży. No i wszechobecna biel. Czy może być coś lepszego na polską biedazimę?
- Szklana pułapka 2 – wbrew oryginałowi sequel dzieje się pośród ośnieżonych, acz równie rozpalających, poniekąd oszklonych krajobrazów. Już sam widok McClane’a popylającego po lotnisku jedynie w narzuconej na tradycyjny podkoszulek kurtce przyprawia o dreszcze, jakie dają się we znaki nie tylko podczas świątecznej gorączki.
- Misery – kiedy my siedzimy wygodnie przed telewizorkiem, owinięci w kocyk w szkocką kratę i z kubkiem gorącego kakao w ręku, James Caan walczy o życie pośród górskiej, zimowej głuszy. Bezcenne. I pozwalające docenić ciepło domowego ogniska.
- Doktor Żywago – epicka opowieść miłosna osadzona w skutej śniegiem mateczce Rosji u progu rewolucji? To rozgrzewa lepiej niż zakrapiany barszcz ukraiński. No i całość trwa ponad trzy godziny, więc na długie zimowe wieczory jak znalazł.
Tomasz Raczkowski
- Tylko dla orłów – alpejskie pejzaże i zwały śniegu przez które przedzierać się musi heroiczna grupa alianckich komandosów to wizytówki tego filmu. Przy okazji Tylko dla orłów dowodzi, że i wśród zimnych wichrów i zamieci jest miejsce na gorące emocje.
- Lśnienie – sam motyw odciętego od świata przez śniegi hotelu jest znakomity, a w rękach Stanleya Kubricka staje się genialny. Osaczająca Overlook zima jest groźna i piękna równocześnie – tak jak i sam hotel.
- Zimowy sen – ten film zgodnie z tytułem oddaje dynamikę zimowego letargu w odległej tureckiej prowincji. Życie toczy się powoli, ale za to na wierzch wychodzą wszystkie obsesje, żale i niepokoje bohaterów. Wszystko to w przepięknej anatolijskiej scenerii, którą można się zachwycić.
- Zero stopni w skali Kelvina – kolejny film o tym, jak ekstremalne arktyczne warunki potrafią zniszczyć ludzkie relacje i nadszarpnąć psychikę. Norweski film traktuje zimową scenerię jak głównego bohatera, z którym mierzyć muszą się ludzcy aktorzy, i samo to wystarczy, by na hasło “zima” o nim myśleć.
- Zło we mnie – ach ta zima, co ona wyciąga z ludzi. W tym horrorze zimowa pustka i chłód służą do ilustracji wyobcowania bohaterki mierzącej się z rodzącymi się w niej demonami. Oryginalnie noszący tytuł February film polecam oglądać właśnie w lutym – kiedy sceneria za oknem jest najbliższa tej na ekranie.
Szymon Skowroński
- Nieoczekiwana zmiana miejsc – mój osobisty, zimowy klasyk. Po części jest to Christmas movie, bo akcja dzieje się w ciągu ostatnich tygodni roku, świąteczna atmosfera udziela się postaciom, scenariusz nawiązuje nieco do Dickensowskiej Opowieści wigilijnej, a Święty Mikołaj w wykonaniu Dana Aykroyda to jedna z najśmieszniejszych rzeczy ever. W dzieciństwie oglądałem go wiele razy (chociaż chyba nie powinienem) i na zawsze kojarzyć będzie mi się z zimą, przerwą świąteczną i śniegiem.
- Dawno temu w Ameryce – ten niemal czterogodzinny dramat najlepiej ogląda się w zimowy, długi wieczór, ze szklaneczką whiskey w ręku i fajką w drugiej. Gdy za oknem ziąb i mróz, ciemno i głucho, a w domu rozbrzmiewają takty genialnej ścieżki Ennio Morricone, na ekranie pojawia się obraz dusznej, zatłoczonej żydowskiej dzielnicy w Nowym Jorku – czuję pełnię satysfakcji z bycia kinomanem.
- W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju – zdecydowanie mój ulubiony film świąteczny. O ile w wigilię “wypada” obejrzeć Kevina, to zwariowane przygody rodzinki Griswoldów można śmiało puścić sobie po świętach, jako odskocznię i remedium na całe to zamieszanie powodowane zaledwie dwoma dniami w roku.
- Powrót Batmana – trudno mi znaleźć bardziej klimatyczny film rozgrywający się w zimę. Gotham nigdy nie wyglądało tak dobrze, a na samą myśl o podziemnym królestwie Pingwina robi się chłodniej na sercu i duszy.
- Dersu Uzała – epickie, humanistyczne dzieło Akiry Kurosawy, w którym reżyser pochyla się nad siłą zwykłego, prostego człowieka. Wspaniałe zdjęcia spowitego zimą krajobrazu syberyjskiej tajgi wyglądają obłędnie, a walka o przetrwanie staje się metaforą ludzkiego życia. Warto dodać, że Dersu był inspiracją dla George’a Lucasa przy tworzeniu postaci Yody.
Janek Brzozowski
- Nienawistna ósemka – najlepiej ogląda się ten film z kubkiem ciepłego kakao w ręce i ze znajomymi, wspólnie zanosząc się śmiechem przy każdym kolejnym znakomitym one-linerze. Jeżeli śniegu nie ma akurat za oknem, to możecie spokojnie nacieszyć się tym na ekranie, jednocześnie śledząc losy ósemki nieznajomych uwięzionych w drewnianej chacie z powodu zamieci. Obok Bękartów wojny i Pulp Fiction mój ulubiony film Quentina Tarantino.
- Turysta – jeżeli jednym z waszych marzeń jest wycieczka w piękne, francuskie alpy, a z jakichś powodów jest to dla was na dzień dzisiejszy niemożliwe, to możecie zafundować sobie w zamian seans Turysty Rubena Östlunda. Ostrzegam jednak, że, choć widoki są niesamowite, nie będzie to wyprawa usłana różami. Wszystko z powodu słabości głównego bohatera – Thomasa, który w sytuacji kryzysowej okazuje się okropnym egoistą.
- Przetrwanie – film, w którym Liam Neeson dla odmiany nie walczy z innymi uzbrojonymi po zęby ludźmi, ale z krwiożerczymi wilkami. Amerykański gwiazdor kina akcji wciela się tutaj w cudem ocalałego z katastrofy lotniczej mężczyznę. Wraz z garstką (nie)szczęśliwców rozpoczyna walkę o tytułowe przetrwanie. Na drodze bohaterów do przeżycia stają nie tylko mordercze bestie, ale również sroga zima, która bywa równie bezlitosna co wilki.
- Zjawa – dzieło, po którego obejrzeniu będziecie dziękowali Bogu, że znajdujecie się w ciepłym pokoju, a nie na terenie mroźnej Południowej Dakoty. Walka o przeżycie Hugh Glassa (oscarowa rola Leonardo DiCaprio) ukazana jest w filmie Alejandro Gonzáleza Iñárittu w sposób naturalistyczny i poetycki jednocześnie. Sceny wyczołgiwania się z grobu, walki o każdy kolejny metr przeplatają się tutaj z pięknymi, onirycznymi wizjami głównego bohatera. Mocne, a zarazem wizualnie olśniewające kino.
- Interstellar – dziewiąty pełnometrażowy film Christophera Nolana znalazł się na mojej liście ze względu na to, że całkiem spora część akcji rozgrywa się na planecie, na której panuje wieczna zima. To właśnie na śliskiej, lodowej powierzchni, przy temperaturze grubo poniżej zera, Cooper (Matthew McConaughey) musi zmierzyć się z Mannem (Matt Damon). Wbrew opinii wielu krytyków uważam, że Interstellar to naprawdę świetne kino science fiction, idealnie nadające się do oglądania na dużym ekranie telewizora w długi, zimowy wieczór.
Jan Dąbrowski
- Imię róży – średniowieczne zagadki, siwobrody William de Baskerville (Sean Connery), a do tego zimno jak w psiarni. Sam widok bohaterów spacerujących na mrozie w lekkim obuwiu i z wygolonymi tonsurami przyprawia o dreszcze. Wrażenie wszechobecnego chłodu potęgują kamienne, surowe wnętrza klasztoru i biblioteki-labiryntu, między którymi wędruje William de Baskerville i Adso z Melku (Christian Slater). Jedyne, co rozgrzewa atmosferę filmu, to światłość umysłu bohaterów, którzy racjonalnym i logicznym myśleniem rozjaśniają mroki średniowiecza.
- Edward Nożycoręki – ten film najlepiej ogląda się w okresie świąteczno-noworocznym, ale najważniejsza jest bajkowa sceneria, jaką tworzą śnieg i mróz. Coraz zimniejszy krajobraz pstrokatego miasteczka jest smutnym podsumowaniem losu Edwarda (Johnny Depp), który padł ofiarą małomiasteczkowej hołoty. Dodatkowo scena z wycinaniem lodowego anioła i Winona Ryder – to rozgrzewa lepiej niż niejeden kubek kakao.
- Lot nad kukułczym gniazdem – niewiele jest śniegu w tym filmie, ale lubię do niego wracać zimą, zwłaszcza wieczorem. Jest w atmosferze oddziału, gdzie przebywa McMurphy (Jack Nicholson) coś, co kojarzy mi się z tą porą roku. Może białe kitle i obmierzłość personelu? Albo złudne bezpieczeństwo ciepłego oddziału w przeciwieństwie do zimna i niepewności na zewnątrz? Trudno powiedzieć, niemniej prawie każdego roku jakoś tak się składa, że oglądam Lot nad kukułczym gniazdem raczej zimą niż latem.
- Dracula – zaśnieżona Rumunia, pościg powozów w zamieci i końcowy pojedynek bohaterów z cyganami Draculi – niby zima (choć sztuczna), a emocje sięgają zenitu. Poza tym niesamowita atmosfera filmu Francisa Forda Coppoli do dziś sprawia, że lubię do niego wracać w długie wieczory, a tych najwięcej jest zimą.
- Gwiezdne wojny: Epizod V – Imperium kontratakuje – nie dość, że to najbardziej dramatyczna część starej trylogii, to jeszcze te sceny na mroźnej planecie Hoth – brr.
REKLAMA