REKLAMA
Ranking
Filmy, które KOJARZĄ nam się ze ŚWIĘTAMI
REKLAMA
SZYBKA PIĄTKA #83.
Czyli nie te filmy stricte świąteczne, wykorzystujące Wigilię z przyległościami za tło akcji bądź jakąkolwiek referencję. Po prostu takie tytuły, które jednoznacznie przywołują na myśl ten właśnie okres kalendarzowy, nierzadko wbrew logice. Wy też macie takie? Jeśli tak, to komentarze czekają…
Jacek Lubiński
- Tylko dla orłów – to pewnie ta zimowa sceneria, góry oraz Clint Eastwood w roli Mikołaja rozdającego rózgi nazistom. Z całą pewnością to właśnie w okresie świątecznym film ten gościł w telewizyjnej ramówce, potęgując skojarzenie. Wszak co może być lepszego do rodzinnego obiadu zakrapianego prezentami niż wojenna rozwałka w Alpach?
- Avatar – traf chciał, że do kin wszedł właśnie w okolicy świąt i wtedy też obejrzałem go nie raz. Poza tym tam się wszystko świeci niczym psu… to znaczy choince bombki i mruga niczym lampki na sklepowych przecenach.
- Rio Bravo – raz jeszcze regularne seanse w TVP i wspólne oglądanie przy karpiu zrobiły swoje. Dziś trudno mi sobie wyobrazić święta bez tego tytułu w telewizji. A wiadomą piosenkę traktuję na równi z kolędami.
- Fluke (Psim tropem do domu) – być może to też leciało bądź leci w telewizji na gwiazdkę, nie wiem. Faktem jest jednak, że to po pierwsze produkcja stricte familijna, a po drugie kilka jej kluczowych scen rozgrywa się pośród śniegu, więc skojarzenie świąteczne narzuciło się samo i tak już zostało.
- Cudowni chłopcy – a to już nie wymaga większych wyjaśnień, bo film ten kumuluje niemal wszystkie elementy wymienione powyżej (z wyjątkiem nazistów, ale nie można mieć wszystkiego). Jest zimowa sceneria, rodzinna, leniwa atmosfera, a premiera również miała miejsce w okolicach nie tak znowu odległych od świąt. Są nawet psy i pistolety, ale to już temat na inną rozprawkę…
Tomasz Raczkowski
- Szklana pułapka – wybór chyba oczywisty, jako że kultowy film z Bruce’em Willisem dzieje się dokładnie w Wigilię Bożego Narodzenia. Dla mnie seans Szklanej pułapki, ze względu na obecność świąt w fabule regularnie emitowanej w telewizji w tym okresie, to kwintesencja świątecznego odprężenia i rozrywki. Wszystko, czego chcę na święta, to John McClane w podkoszulku i zgryźliwymi tekstami w zanadrzu kopiący tyłki grupie terrorystów, a po uratowaniu dnia odjeżdżający limuzyną przy dźwiękach Let It Snow! Let It Snow! Let It Snow! śpiewanego przez Vaughna Monroe.
- Polowanie na Czerwony Październik – wychodzi na to, że moim filmowym Świętym Mikołajem jest John McTiernan. Zupełnym przypadkiem pewnego razu w Wigilię telewizja pokazywała jego Polowanie na Czerwony Październik z Seanem Connerym i Alekiem Baldwinem. Po raz pierwszy obejrzany po kolacji wigilijnej, w otoczeniu prezentów, film ten splótł się w mojej pamięci z atmosferą świąt i ilekroć go oglądam, wracam myślami do tamtego, pierwszego seansu.
- Twin Peaks: The Return – niemal dokładnie rok temu pod choinkę dostałem świeżutkie wydanie DVD trzeciego sezonu Twin Peaks Davida Lyncha. Ponieważ 18 odcinków Powrotu rozłożyło mnie na łopatki, czym prędzej załadowałem płytę do odtwarzacza i w kilka dni obejrzałem całość po raz drugi. Ponowny, skondensowany seans Twin Peaks: The Return pozwolił mi rozsmakować się w szczegółach, wychwycić niuanse i jeśli to możliwe – rozkochał mnie w sobie jeszcze bardziej, czyniąc święta naprawdę magicznymi.
- Powrót do przyszłości – swego czasu trzy części Powrotu do przyszłości regularnie gościły na antenie telewizji w okresie ferii świątecznych. Dlatego też trylogia o międzyczasowych perypetiach Marty’ego McFlya oraz doktora Emmetta Browna nierozerwalnie kojarzy mi się z zapachem pierników i świątecznym stołem.
- Hobbit: Niezwykła podróż – właśnie w okresie świątecznym na ekrany kin wchodził Hobbit, powracający do fantastycznego świata wykreowanego przez J.R.R. Tolkiena. Wyczekiwanie na pierwszą część nowej trylogii Petera Jacksona było w moim przypadku ogromne i ten film stal się dla mnie symbolem świątecznej atrakcji. Zresztą baśniowo-przygodowy charakter Hobbita pasuje jak ulał do czasu bożonarodzeniowego ciepła, który pozwala przymknąć oko na niedoskonałości filmu.
Filip Pęziński
- Powrót Batmana – z drugą częścią Batmana według Tima Burtona jest u mnie jak z grą w pomidora. Mogę odpowiadać tym tytułem na wiele pytań – w tym także na to o ulubiony film, jak i najlepszy film świąteczny. Oczywiście może być to wybór nieco przy stole wigilijnym niezręczny, bo to dzieło brutalne, krwawe, smutne, gorzkie i pełne seksualnych aluzji, ale wciąż jego akcja dzieje się w okresie świątecznym, zewsząd podkreślanym. “A na ziemi pokój ludziom… i kotom!”
- Edward Nożycoręki – znów Tim Burton i znów obraz raczej smutny i mówiący o inności, samotności, odrzuceniu. Mający jednak w sobie ogrom ciepła, miłości i odpowiedź na pytanie, skąd w święta bierze się prószący śnieg. Taniec przeuroczej Winony Ryder kojarzy mi się ze świętami jak barszcz z uszkami.
- Batman – Początek – w ogóle nieświąteczny sam w sobie, był jednym z pierwszych w mojej kolekcji filmów i dostałem go od rodziców właśnie pod choinkę, aby tego samego wieczoru wspólnie z nimi obejrzeć.
- Kevin sam w domu – nie oglądam co roku i ostatnio (po raz pierwszy nie w telewizji!) widziałem z dobre trzy lata temu, ale wiadomość o potwierdzeniu tytułu w ramówce wiadomej stacji symbolicznie uruchamia co roku zegar odliczający czas do świąt.
- Ślepnąc od świateł – serial, ale bardziej jak kino zamknięte w ośmiu rozdziałach, a przy tym absolutna na liście nowość. Osadzona w okresie świątecznym produkcja działa zwyczajnie jako “napędzacz” bożonarodzeniowego klimatu działa. Sprawdzałem, kończąc powtórkę całości ledwie kilka dni temu.
Janek Brzozowski
- Grinch: świąt nie będzie – film, który kojarzy mi się ze Świętami praktycznie od zawsze. Gdy byłem małym szkrabem i spędzałem Boże Narodzenie u dziadków, oglądałem Grincha co roku. Zawsze w tym samym małym pokoju, zawsze na tym samym kwadratowym telewizorku. Piękne wspomnienia przywołała na chwilę nowa wersja historii zielonego stwora, która niedawno trafiła do kin.
- To wspaniałe życie – nieśmiertelny klasyk Franka Capry obejrzałem po raz pierwszy w okresie wakacyjnym. Od tego czasu terroryzuję rodzinę i oglądamy perypetie George’a Baileya rok w rok zamiast Kevina, zaraz obok ukochanego To właśnie miłość. Te dwa filmy oraz wspomniany wyżej Grinch są dla mnie definicją filmowych Świąt. Bez ich obejrzenia Boże Narodzenie nigdy nie będzie w stu procentach udane.
- Niesamowita Marguerite – dostałem pewnego razu pod choinkę od rodziców i do tej pory zalega na półce wraz z dziesiątkami innych tytułów, których do tej pory nie miałem czasu ruszyć. Może tegoroczne Boże Narodzenie to dobra okazja, aby wreszcie sięgnąć po Niesamowitą Marguerite?
- Milczenie – kolejny prezent na Święta, tym razem od siostry. Milczenie widziałem swego czasu w kinie, ale jakiekolwiek dzieło Martina Scorsese na płycie to zawsze fajna rzecz. Raz nawet skorzystałem z podarku, aby przypomnieć sobie kilka najważniejszych scen przed ułożeniem rankingu najlepszych ról Andrew Garfielda. Prezent więc jak najbardziej udany i przydatny.
- Anomalisa – tę cudowną animację autorstwa Duke’a Johnsona oraz Charliego Kaufmana obejrzałem po raz pierwszy nieomal dokładnie dwa lata temu – 26 grudnia 2016 roku. Dlatego też nierozerwalnie kojarzy mi się ona z okresem świątecznym. Swoje trzy grosze dołożył też najpewniej deszczowy krajobraz, który panuje za oknem, gdy samolot z głównym bohaterem na pokładzie podchodzi do lądowania. Zupełnie jak u nas na dworze co Gwiazdkę.
Agnieszka Stasiowska
- Gandahar – francuska animacja, niepokojąca tak w treści, jak i w formie, była dołączona jako gratis do masy sprzętu audio-wideo, który moi rodzice sprawili sobie w okresie okołoświątecznym za jakieś ekstra pieniądze. Kreskówka została uznana za bajkę dla dziecka i jemu też sprezentowana, dlatego od tej pory kojarzy mi się już zawsze z atmosferą Świąt.
- Dzień Świstaka – komedia z Billem Murrayem, którą kilka lat temu w Święta uraczyła mnie TVP. To były chyba pierwsze Święta, do których wróciła za sprawą mojej progenitury dziecinna radość, odtąd więc już zawsze lekko zrezygnowana w tej roli mina Billa będzie się kojarzyła wyłącznie z chaotycznymi, ale pełnymi radosnej nadziei przygotowaniami do wigilijnej kolacji.
- To właśnie miłość – wiem, że to żałośnie typowe, ale film Richarda Curtisa w mojej opinii idealnie wyraża świątecznego ducha. Są i smutki (piękna scena z Emmą Thompson i płytą Joni Mitchell) i chwile naiwnego szczęścia. Pokrzepiające, wzruszające – dla mnie To właśnie miłość jest Kevinem każdych Świąt.
- Księga dżungli – produkcja z roku 1942, czarno-biała, z uroczym Sabu w roli głównej. Za czasów mojej odległej młodości element obowiązkowy każdych Świąt. Powstały potem kolejne ekranizacje, Sabu został zastąpiony przez Jasona Scotta Lee w kolorze, teraz temat na warsztat wziął Andy Serkis… Mnie ze Świętami dzieciństwa będzie się zawsze kojarzyła właśnie ta wersja historii Mowgliego.
- Trylogia Władca Pierścieni – wersja reżyserska wszystkich części trylogii. W każde Święta, ciemną nocą, kiedy już ryba zjedzona, prezenty rozpakowane, radość wypiszczana i świeci się już tylko choinka. Maraton. Bo zasługuję i ja, i te filmy.
REKLAMA