Najbardziej WZRUSZAJĄCE sceny w historii kina
SZYBKA PIĄTKA #59
Na tych filmach będziecie zarzekać się, że coś wpadło wam do oka albo że to ten czas w roku, kiedy nękają was alergie. Nagle okaże się, że macie tajemniczy katar, a tak w ogóle to przypomniała wam się śmierć ukochanego chomika. Faceci będą zaciskać szczęki i prędzej zmiażdżą podłokietnik w kinowym fotelu, niż rozkleją się przed swoimi kumplami. Jest też inna możliwość – wszyscy razem zaakceptujmy, że w płaczu nie ma nic wstydliwego, a na wielu filmach po prostu nie da się powstrzymać szalejących emocji! Postanowiliśmy wspólnie sięgnąć pamięcią do słodko-gorzkich filmowych doznań, które odcisnęły na nas jakieś piętno. Tutaj nikt się nie wstydzi: możemy płakać, ryczeć, beczeć, chlipać i szlochać do woli. Podczas oglądania tych dzieł to nie tylko prawdopodobne, ale również wskazane.
Szymon Skowroński
- Star Trek: Gniew Khana – jestem prostym facetem. Widzę umierającego Spocka, który w ostatnim tchnieniu wykonuje wolkańskie pozdrowienie w stronę kapitana Kirka – płaczę.
- Casablanca – jestem naprawdę prostym facetem. Widzę gościa o aparycji Humphreya Bogarta, który poświęca życiową miłość w celu pomocy ruchowi oporu podczas wojny – ryczę jak bóbr.
- Paryż, Teksas – bohater tego filmu jest prostym facetem, który w ostatniej scenie podejmuje odważną, lecz nieoczekiwaną decyzję. Usuwając się z życia swojego syna i jego matki, skazuje się na samotność, bo wie, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Kiedy więc odjeżdża swoim pick-upem w nieznane – płaczę.
- Na nabrzeżach – to nawet nie jest cała scena, to pojedynczy detal, który sprawia, że nie mogę się otrząsnąć z nerwów. Po rozprawie sądowej bohater Marlona Brando idzie do swojego gołębnika. Na grzbiecie ma marynarkę, a na łokciu marynarki – niewielką dziurę. Nie potrafię nie identyfikować się z biednym, poniżonym człowiekiem, którego społeczeństwo wyrzuca poza margines, a jedyną jego winą jest próba ocalenia godności.
- Ojciec chrzestny II – potężne emocje w malutkim geście. Vito, który stracił pracę, wraca do domu, jego żona szykuje posiłek, a on, upewniając się, że ukochana tego nie widzi, bo chce jej zrobić niespodziankę, stawia na stole… gruszkę. Tylko tyle. I aż tyle.
Maciej Niedźwiedzki
- Tajemnica Brokeback Mountain – ostatnia rozmowa między Jackiem i Ennisem. Nie mogło tu zabraknąć filmu z mojego absolutnego topu. Film Anga Lee to arcydzielne osiągnięcie w wyrażaniu targających bohaterami emocji – niezwykle silnych i ukierunkowanych, ale często tłumionych z wielu przeróżnych powodów. To też kino o pożądaniu, ale niemożliwym do pełnego skonsumowania. Ostatnia rozmowa Jacka i Ennisa pod wzgórzem Brokeback to zderzenie marzeń z brutalną rzeczywistością. Niektórych przeszkód nie da się przeskoczyć. Echem w głowie cały czas odbija się kwestia Ennisa wypowiedziana w jednej z wcześniejszych scen. “Jak nie możesz czegoś zmienić, musisz to znieść”.
- Toy Story 3 – Andy oddaje zabawki. Scena ta w przepiękny sposób definiuje więź między paczką Chudego i Buzza a ich właścicielem. Zwiastuje też koniec pewnej epoki. Niejeden widz wychowywał się przy pixarowskiej trylogii. Towarzyszył jej bohaterom we wszystkich przygodach i perypetiach. Przy każdej z kolejnych eskapad punktem odniesienia był dom Andy’ego. W Toy Story 3 żegnamy się z tym miejscem i tym bohaterem. W prawdziwie wielkim, przejmującym stylu.
- Cast Away – rozstanie z Wilsonem. Każdy z twórców tego filmu włożył ogromną ilość pracy, by Wilson stał się pełnoprawnym bohaterem. W spektakularny sposób to się udało. Gdy Wilson znika w czeluściach oceanu, możemy poczuć, jak w sercu Toma Hanksa powstaje gigantyczna wyrwa.
- Forrest Gump – Forrest poznaje swojego syna. Kolejny film Roberta Zemeckisa, jednego z mistrzów wzruszania. Trudno słowami oddać, co Forrest przeżywa, gdy dowiaduje się, że jest ojcem. To istne combo łez, rozedrgania, łamiącego się głosu, niedowierzania. Wszystko to w wykonaniu Forresta – najszczerszego, najpoczciwszego bohatera w historii kina.
- Coco – babcia Coco za sprawą piosenki przypomina sobie swojego tatę. Kolejna wyciskająca łzy scena z repertuaru Pixara. Przełomem jest tu moment, gdy na nieruchomej twarzy babci pojawia się uśmiech, zamknięte oczy zaczynają naprawdę widzieć, a kolejne wersy piosenki zaczynają padać z jej ust. Prawdziwa kinowa magia. Wzruszenia gwarantowane. Dla każdego pokolenia widzów.
Jacek Lubiński
- Gorączka – finał z trzymaniem za rączkę to oczywista oczywistość. Ale i wcześniej, gdy Neil wprowadza w życie swoją regułę 60 sekund, zostawiając wszystko za sobą, oczy robią się szkliste.
- Duża ryba – opowieść snuta przez syna na pożegnanie z ojcem, nagminnym sprzedawcą pozytywnego kitu, to przepiękna klamra filmu oraz moment, w którym ci dwaj w końcu znajdują porozumienie, a wraz z nim dziwnie kojący spokój. To wystarczy, by sięgnąć po chusteczkę.
- Odlot – prolog tego animowanego dzieła to czysta perfekcja. Moment wzruszenia nadchodzi oczywiście wraz z jego końcem, w którym umierająca Ellie oddaje wszystkie marzenia w ręce zdewastowanego emocjonalnie Carla. W takich chwilach nawet Komancze ocierają twarz.
- Prosta historia – barowa opowieść wojenna z polskim akcentem to coś, co bierze nas nieco z zaskoczenia, zatem tym bardziej idzie się wzruszyć. Szczególnie, że ta skromna i, cóż, prosta historia przejmuje bardziej od niejednej sekwencji na polu bitwy.
- Szklana pułapka – moment, w którym John i Al po raz pierwszy stają naprzeciw siebie po nocy wypełnionej walką o przeżycie, to jeden z niewielu tego typu przykładów w kinie akcji, gdzie nawet u Schwarzeneggera dozwolone są łzy – szczęścia oczywiście.
Mikołaj Lewalski
- Gwiezdne wojny: Część VI – Powrót Jedi – trudno nie mieć ściśniętego gardła, kiedy Luke z furią atakuje swojego ojca, a w tle słyszymy przepiękną i smutną kompozycję niezastąpionego Johna Williamsa. Jeszcze trudniej opanować emocje chwilę później, oglądając jak Imperator razi błyskawicami zwijającego się w agonii Luke’a, który błaga ojca o pomoc. Ostateczne poświęcenie Vadera, zdjęcie maski i jego śmierć po krótkiej rozmowie z synem są kolejnym ciosem, po którym następuje pogrzeb upadłego Jedi, a łzy automatycznie napływają do oczu. Końcowe sceny świętowania zwycięstwa nad Imperium również są niezwykle ujmujące, zwłaszcza po zmianie utworu ilustrującego tę scenę (zmiana wprowadzona w wersji DVD z 2004 roku).
- Coco – wprawdzie zostało już wymienione, ale czułbym się źle, gdybym je pominął, biorąc pod uwagę, ile łez wylałem w kinie. Oprócz oczywistej sceny ze stareńką Coco mnie szczególnie wzruszyło zniknięcie zapomnianego przez żywych przyjaciela Hektora oraz sam finał. Piosenka kończąca film ma w sobie tak wiele pasji, emocji i radości – to idealne zwieńczenie tej niesamowitej podróży.
- Park Jurajski – John Hammond witający bohaterów w Parku Jurajskim, przepiękny widok z dinozaurami i wybitny motyw muzyczny Johna Williamsa. Zachwyt, niedowierzanie i magia chwili – nie trzeba kochać dinozaurów, żeby dostrzec wyjątkowość tej sceny.
- Gladiator – jeśli ktokolwiek twierdzi, że zakończenie Gladiatora i śmierć Maximusa nie poruszyły go w najmniejszym stopniu, to znaczy, że jest obłudnym kłamcą. Nawet nie będę wyliczać czynników, które sprawiają, że podczas tych scen nie da się nie wzruszyć.
- Most do Terabithii – ten film w gimnazjum zafundował mi kilkudniową traumę. Postać przyjaciółki głównego bohatera ujęła mnie do tego stopnia, że jej śmierć opłakiwałem, jakbym znał tę dziewczynę osobiście. Nie miałem odwagi obejrzeć tego filmu ponownie.
Agnieszka Stasiowska
- Terminator II – działa za każdym razem. W scenie, kiedy bohaterski Arnold odchodzi w niebyt, unosząc w górę kciuk, łzy zawsze cisną mi się do oczu. Przez długi czas był to zresztą jedyny film, na którym reagowałam w ten sposób. Z wiekiem rozklejam się częściej, a nad epickim (to ostatnio mocno nadużywane słowo, choć w tym przypadku będę go bronić do ostatniego kęsa popcornu) gestem najbardziej ludzkiej z maszyn tym mocniej.
- Toy Story 3 – wspaniałe zakończenie trylogii (i powinno nim pozostać!). Andy wyjeżdża na uczelnię i żegna się ze swoimi wiernymi zabawkami. W podróż wyruszyć ma z nim tylko Chudy, ale kiedy urocza dziewczynka wyciąga po niego rączki, Andy rozumie, że czas na zmiany. Oddaje małej ukochanego przyjaciela ze stanowczym, choć zbędnym zaleceniem, żeby o niego dbała. Ryczę jak bóbr od chwili, kiedy Andy podchodzi do sąsiadki z tekturowym pudłem do końca napisów. I dłużej.
- Co się wydarzyło w Madison County – ta chwila, kiedy Francesca siedzi w samochodzie, u boku męża, a przed sobą widzi auto, którym miasteczko i jej życie opuszcza – prawdopodobnie na zawsze – jej kochanek i bratnia dusza. Ręka kobiety powoli wędruje w stronę klamki… i opada bezsilnie. Na zewnątrz nic się nie stało, ale w jej duszy szaleje huragan uczuć. Nie płaczę, ale coś w gardle jednak ściska.
- Gladiator – i wcale nie ten moment, kiedy on tak to zboże… Nie. Dla mnie najbardziej wzruszająca – choć może “poruszająca” byłoby lepszym słowem – jest ta scena, kiedy Maximus wraz ze swoim wojskiem oczekuje na atak. „People should know when they are conquered.” „Would you, Quintus? Would I?” Ten krótki dialog ma w sobie niesamowicie wiele treści i zawsze budzi mój niepokój. A widok barbarzyńców pędzących w szale bitewnym na pięknie zorganizowane rzymskie legiony powoduje smutek.
- Pretty Woman – i na koniec coś pozytywnego, żeby nie było, że wzruszać się można tylko na smutno. Urocza i bajkowo nierealna opowieść o miłości milionera i prostytutki, która zmienia ich oboje. Kiedy widzę, jak ten bojący się wysokości Gere z parasolem w zębach wspina się po schodach przeciwpożarowych, to miłe wzruszenie przepełnia moje kamienne serduszko. I choć wiem, że wrzaski ulicznego proroka informujące mnie, że w Hollywood wszystko jest możliwe, to tylko pic na wodę, to uśmiecham się za każdym razem. I przez chwilę mu wierzę.