REKLAMA
Ranking
Sceny, do których możemy wracać BEZ KOŃCA

REKLAMA
Maciej Niedźwiedzki
- Mroczny rycerz – ostatni monolog Jokera – jeśli w korzystających z realistycznej konwencji Batmanach Nolana szukać krystalicznego przykładu na ich faktyczny komiksowy rodowód, to finałowa scena z wiszącym do góry nogami Jokerem byłaby najjaskrawszym na to dowodem. W tej kilkuminutowej scenie udało się absolutnie wszystko. Heath Ledger z przytupem wieńczy swoją ponadczasową kreację. Wiążący film konflikt zostaje frapująco zawieszony: jedna strona nie może go wygrać (Batman) a druga po prostu nie chce (Joker). Do tego finezyjna operatorska robota, perfekcyjnie wykonana na poziomie technicznym, ale także uzasadniona narracyjnie i zespolona z filmowym antagonistą. W trzech słowach: brawurowa filmowa robota.
- Gladiator – wyjazd na arenę Koloseum przed ostatnim pojedynkiem – nie chodzi nawet o ostatnią, mięsistą rozmowę między Maximusem a panującym cesarzem, ale moment, gdy ta dwójka, otoczona przez pretorianów, wyjeżdża na platformie na arenę Koloseum. Oślepiające światło, wrzask publiczności, wgniatająca w ziemię aranżacja Hansa Zimmera i spadające na bohaterów krwistoczerwone płatki róży. Dla jednych kicz, dla mnie scena sięgająca filmowego absolutu.
- Chłopcy z ferajny – zbliżenie na Roberta De Niro – ledwie 30-sekundowe ujęcie, ale to jeden z najwybitniejszych aktorskich popisów w karierze Roberta De Niro. Przebrała się miarka: w głowie Jimmy’ego Conwaya rodzi się, kiełkuje i od razu zostaje wprowadzone w życie rozwiązanie problemu niewygodnych dla niego członków ferajny. Ta scena pozostaje w mojej pamięci od pierwszego seansu arcydzieła Scorsesego. Reżysera, który jak żaden inny twórca potrafi pozornie niewinne momenty przekuć w przesiąknięte klimatem sceny ikony.
- Interstellar – Dokowanie – niepowtarzalna techniczna maestria. Symbioza montażu, diegetycznego dźwięku i muzyki Zimmera, kadrów, kolorów oraz tempa daje oszałamiający efekt. Christopherowi Nolanowi można wytknąć niezbyt lekką rękę do scenariuszy, ale aktualnie nie wskażę w kinie lepszego od niego inscenizatora.
- Ojciec chrzestny II – Pogrzeb. Michael „wybacza” Fredo – w tej Szybkiej Piątce na ostatnim miejscu (bo chyba w piętnastu innych dawałem na samej górze), ale uważam, że jest to najwybitniejsza scena, jaką dało nam kino. Coppola kumuluje w nim cały emocjonalny bagaż zebrany w dwóch częściach Ojca Chrzestnego i w niezwykle wyrafinowany sposób pogrąża głównego bohatera, zrzuca go do ostatniego kręgu piekła. Moment, gdy Michael zbliża się do swojego brata i później go obejmuje, jest przewrotnym dramaturgicznym zabiegiem, szokującym i grającym z zaufaniem widza. Paraliżującym i odbierającym mowę. Kończące scenę spojrzenie Michaela jest jak uderzenie obuchem w głowę. Tak samo silne przy każdej z licznych powtórek.
Jacek Lubiński
- Ben Hur – wyścig rydwanów – absolutna filmowa perfekcja. Sekwencja, która działa oczywiście przede wszystkim z całym filmem i odpowiednio długą podbudową historii, ale też i w oderwaniu od niego, jako mini film, jest znakomicie zrealizowanym widowiskiem, które ogląda się z zapartym tchem. [LINK]
- Deadpool 2 – X-Force w akcji – najzabawniejsza scena całego filmu, która śmieszy za każdym razem równie mocno, bo jest po prostu idealnie wyważona pod względem humoru, rytmu, długości. No i to cameo. Sam miód. [LINK]
- 1900: Człowiek legenda – nagranie płyty – ten film pełen jest scen perełek, żeby przywołać tylko wspaniały pojedynek fortepianowy. Jednak to właśnie nagranie płyty gramofonowej, będące jednocześnie wyrażeniem uczuć do widzianej za oknem niewiasty, robi największe, iście niezapomniane wrażenie. To być może najpiękniejsza, a już na pewno najczystsza scena miłosna w historii. [LINK]
- Jack Reacher – czołówka i zamach – tak jak i w powyższym przypadku, tak i tutaj mamy świetne połączenie ruchomego obrazu z muzyką i kompletny przekaz informacji za pomocą minimum środków. Montaż, dynamika, rosnące napięcie oraz unosząca się w powietrzu tajemnica układają się tu w pierwszorzędny kolaż dla zmysłów i jak po sznurku prowadzą do Hitchcockowskiego trzęsienia ziemi. [LINK]
- Gladiator – bitwa z prologu – monumentalne otwarcie, które ustawia całą historię, odpowiednio wprowadzając nas w starożytny świat. Technicznie to najwyższy możliwy poziom, a i narracyjnie Gladiator od razu nas wciąga i już nie puszcza. To się nazywa właśnie magia kina. [LINK]
REKLAMA