search
REKLAMA
Sztuczne światy

Sztuczne światy – PIORUN

Anna Niziurska

9 kwietnia 2018

REKLAMA

Pioruna poznajemy jako szczeniaczka czekającego w sklepie zoologicznym na nowego właściciela. Okazuje się być nim mała dziewczynka, Penny, której pies o śnieżnobiałej sierści od razu wpada w oko. Zaprzyjaźniają się od pierwszej chwili. Jeszcze nie mają pojęcia, że czeka ich wiele bardzo zaskakujących i niebezpiecznych przygód.

Kolejna scena to przeskok o pięć lat. Widzimy starszą Penny i już całkiem dorosłego Pioruna, który tak naprawdę jest… zmodyfikowanym genetycznie psem superbohaterem, mającym bronić swojej właścicielki przed czarnym charakterem, Doktorem Ladazzo. Zdziwieni? To jeszcze nie wszystko…

Jeśli podchodzi się do pierwszego seansu jak ja, bez żadnej znajomości fabuły, to można być naprawdę zdziwionym tym, co widzi się na ekranie. Nie mamy tu filmu o przyjaźni między człowiekiem a psem tak po prostu. Piorun jest superbohaterem, ma ponadprzeciętną siłę, jest szybki niczym samochód wyścigowy, potrafi znokautować przeciwników, przebić się przez ściany czy strzelać laserami z oczu. Jego szczeknięcie wytwarza falę uderzeniową zdmuchującą całą kawalkadę samochodów. Zaskoczeni? Poczekajcie jeszcze chwilę, a okaże się, że…

Piorun to tak naprawdę gwiazda Hollywood. Gra w serialu o przygodach psa superbohatera i jego właścicielki, Penny. Z jej pomocą próbuje udaremnić złe zamiary Doktora Ladazzo. Co najciekawsze – nie ma bladego pojęcia o tym, że wszystko to, w czym bierze udział, jest grą w filmie. Na planie filmowym nie ma dubli. Kamery i mikrofony schowane są tak, by pies ich nie widział. Wszystko po to, by był wiarygodny i autentycznie zaangażowany w obronę swojej właścicielki.

Disney animacją o przygodach Pioruna gra na nosie wszystkim tym, którzy myślą, że w kinie dla dzieci i rodzin nie można już wiele wymyślić. Że bajka to bajka – i tak wiadomo, jak się skończy. Piorun jest zaskakujący, bo przypomina o dziesięć lat młodszy Truman Show, w którym bohater też nie ma bladego pojęcia, że jego życie jest fikcją i że każdy krok, każdą sekundę dnia obserwują miliony widzów przed telewizorami. Piorun musi zmierzyć się z prawdą, gdy po zakończonym dniu zdjęciowym udaje mu się uciec z przyczepy. Myśląc, że Penny jest nadal w niebezpieczeństwie, pies zaczyna szukać jej po całym mieście i pomału odkrywa, że coś stało się z jego mocami. Nagle zniknęły, już nie potrafi przeskoczyć kilkumetrowej dziury w chodniku, nie daje rady roztopić wzrokiem kłódki. Przez przypadek trafia do Nowego Jorku, gdzie poznaje kota o imieniu Marlena, a później jednego ze swoich najwierniejszych fanów – uzależnionego od telewizji chomika Atyllę. Razem wyruszają w podróż przez całe Stany Zjednoczone, by odnaleźć Penny. Podróż ta jest nie tylko początkiem ich przyjaźni, ale również nauką prawdziwego życia i radzenia sobie z problemami bez supermocy.

Piorun, mimo że posiada niebanalną fabułę i nowe spojrzenie na animację dla dzieci, nie wytrzymał konkurencji i przegrał walkę o Oscara ze świetnym obrazem Pixara  WALL-E. Obraz o przygodach psa superbohatera autorstwa Chrisa Williamsa (który wyreżyserował w 2014 r. Wielką Szóstkę) i Byrona Howarda (reżysera późniejszych Zaplątanych i Zwierzogrodu) jest jedną z najlepszych animacji Disneya. Film stworzony od razu w technologii 3D (a nie przekształcony z 2D na trójwymiar) świetnie nawiązuje do stylistyki filmów akcji – z pościgami, wybuchami, zwolnionym tempem akrobacji w powietrzu. Sceny te z przyjemnością oglądałby nawet zagorzały fan męskiego kina przygodowego. Piorun jest także filmowym mrugnięciem oka w kierunku serialu o przygodach Inspektora Gadżeta, gdzie też przecież występuje Penny i jej pies, razem stawiający czoła złemu Doktorowi Klaufowi (który nota bene również jest właścicielem kota, jak Doktor Ladazzo).

Mocną stroną obrazu Disneya są postaci – a głównie Marlena i Atylla. Wielowymiarowe, zabawne, o wyrazistych charakterach. Razem z głównym bohaterem tworzą oryginalne trio osobliwości, które wspólnie potrafi przebyć cały kraj i wychodzi bez szwanku z każdej opresji. Prawdziwi przyjaciele – bo o przyjaźni właśnie, tej ludzko-zwierzęcej, jak i zwierzęco-zwierzęcej, jest ten film.

W odbiorze animacji niemałą rolę odegrała także kwestia obsady polskiego dubbingu. Sonia Bohosiewicz i Tomasz Karolak wspaniale wczuli się w swoje role, dzięki czemu obraz ogląda się bardzo dobrze. Świetnie skrojone dialogi i humor sprawiają, że nie sposób nie parsknąć śmiechem, gdy przykładowo Marlenka mówi: “Czeka cię seria bolesnych zastrzyków w brzuch”.

Oczywiście fabuła jest w pewnym stopniu przewidywalna, jak to w animacjach zwykle bywa. Domyślamy się, że Piorun odnajdzie Penny, że pewnie Marlena i Atylla dzięki temu też doczekają się nowego domu. Ale Disney poruszył w swoim obrazie bardzo ważną kwestię – do przemyślenia już dla rodziców. Główny bohater wychowywany był w kłamstwie, w bańce mydlanej, która miała z jednej strony dać pożądany rezultat w formie wiarygodnego serialu, ale z drugiej gwarantowała psu bezpieczeństwo i wygodę. Nie wiedząc, że wszystko wokół jest fikcją, nie musiał przechodzić skomplikowanej tresury, udawać i wykonywać poleceń na komendę. Stresować się tym, że coś nie wyszło. Jego dzień zdjęciowy nie przeciągał się w nieskończoność przez kolejne duble. To ekipa dopasowała się do niego, serial kręcony był tak, by zapewnić psu jak największy komfort. Tyle że potem przyszedł czas na zmierzenie się z bolesną prawdą. Prawdą, która nie byłaby przecież żadnym problemem, gdyby znana była od początku. Disney serwuje nam więc nie tylko piękną opowieść o przyjaźni, ale również lekcję wychowania.

REKLAMA