search
REKLAMA
Sztuczne światy

Sztuczne światy – KSIĄŻĘ EGIPTU

Maciej Niedźwiedzki

9 października 2016

REKLAMA

Animacja Dreamworks z 1998 roku rozpoczyna się w przebojowy i przejmujący sposób. Najpierw dostajemy obrazy wycieńczonych pracą Hebrajczyków: taszczących ogromne ciężary, pozbawionych choćby kropli wody, którą mogli by zgasić pragnienie, biczowanych i pospieszanych przez Egipcjan. To istne tortury. Potem przenosimy się poza miasto. Jokebed biegnie w stronę brzegu rzeki, chcąc uratować swoje najmłodsze dziecko. Mojżesz jest jeszcze niemowlakiem i matka umieszcza go w koszyku, który następnie puszcza z nurtem.

Oczywiście wiadomo, w czyje ręce trafi, bo jedna z najbardziej utrwalonych w kulturze chrześcijańskiej historii. Twórcy nie starają się jej zinterpretować w jakimkolwiek innym kluczu. Podążają zgodnie za słowem Starego Testamentu, nie siląc się choćby na odrobinę krytycznego spojrzenia. Z czasem pojawia się pytanie, na ile ta konwencja się sprawdza. O tym jednak później.

b

Po ponurym prologu autorzy Księcia Egiptu błyskawicznie zmieniają tonację. Przeskakujemy o kilkanaście lat do przodu. Ramzes z Mojżeszem ścigają się na rydwanach, wjeżdżają na rusztowanie rozłożone wokół wznoszonego właśnie gigantycznego posągu panującego faraona Seti. Cała konstrukcja chwieje się, a pojedynek między przyrodnimi braćmi zdaje się przeczyć prawom fizyki. To wspaniale zainscenizowana sekwencja, pełna energii i mocy. Sprawdza się na kilku płaszczyznach jednocześnie. Na pierwszym planie oddaje ona emocjonalną więź między  Ramzesem i Mojżeszem, opartą na rywalizacji i braterskiej miłości. Na drugim jest to okazja dla twórców, by wyrazić architektoniczny rozmach starożytnego Egiptu. Poznajemy głównych bohaterów nie za pomocą dialogu, ale działania. Świat, do którego zostajemy zaproszeni przekonuje i pochłania. To wciągająca, zdumiewająca wizja. Z każdego ujęcia widać ogrom pracy grafików i zasadność każdego wydanego dolara z wysokiego budżetu. Energię, jaką naładowany jest początek Księcia Egiptu, mogę jedynie porównać z tą obecną w otwarciu Królu Lwa. Przy obu filmach znakomicie spisał się Hans Zimmer

Po pierwszych piętnastu minutach twórcy dają nam chwilę oddechu i wprowadzają główne dramatyczne wątki: odkrywanie prawdziwej tożsamości przez Mojżesza, jego sprzeciw wobec Ramzesa i przybranego ojca, oraz konflikt między panującym faraonem a jego synem, oczywistym następcą. Autorzy filmu wprowadzają trafione metaforyczne kadry, pozwalające mocniej wybrzmieć emocjom przeżywanym przez postaci. W pamięć szczególnie zapada scena, gdy panujący faraon wypomina swojemu synowi nieodpowiedzialność i nieodpowiednią dla jego wieku brawurę. Wymianę zdań między obiema stronami obserwujemy z profilu. Ramzes patrzy na ojca, którego sylwetka zdublowana jest przez znajdujący za nim posąg. Nadaje mu to autentycznego majestatu i podkreśla, jak nieprzygotowany jest Ramzes do przejęcia po nim władzy. Sama kompozycja wyraża zdecydowanie więcej niż wypowiadane słowa.

b

Doskonale w opowieść wpleciony jest również sen Mojżesza. Koszmar traktuje o rzezi niemowlaków, która szczęśliwie go ominęła. Sekwencja ta interesująca jest głównie za sprawą formy w jakiej została podana. Animacja upodabnia się wtedy do charakterystycznych egipskich ściennych malunków. Wykorzystana jest intensywna, krwistoczerwona kolorystyka i dwuwymiarowa kompozycja. Nie dziwne, że Mojżesz obudził się w szoku. Na widzu musi ona również robić spore wrażenie.

Niestety w momencie, gdy główny bohater decyduje się uciec, Książę Egiptu zaczyna się narracyjnie rozpadać. Wspaniała strona wizualna przestaje wystarczać, a opowieść traci impet. Otrzymujemy monotonną i zrobioną w pośpiechu wyliczankę kolejnych niezwykłych przypadków z biografii Mojżesza: miłość do Sefory, przemiana z księcia w pasterza czy płonący krzak. Nawet plagi egipskie i przejście przez Morze Czerwone oddane są w telegraficznym skrócie. Wydaje się, jakby biblijny kanon zaczął zniewalać i krępować reżyserów, którzy jednak zmuszeni są wypełnić go od A do Z. Nie zważając na konsekwencje. Finalnie Książę Egiptu pozostawia mieszane uczucia.

b

Fabuła pędzi, ale irytuje swoją pobieżnością, twórcy idą na skróty, chcąc jedynie „odfajkować” kolejne wydarzenia. Nie udaje się w pełni wyrazić dramatycznego ciężaru i niesamowitości tych momentów. Zanika również wymiar czysto ludzki. Rozpad przyjaźni z Ramzesem schodzi na dalszy plan. Mojżesz staje się pionkiem w rękach Boga. Bez zastanowienia wykonuje jego polecenia, stając się obojętny jako postać dramatyczna. W ostatnim akcie filmu jest on bardziej nośnikiem znaczeń i symboli niż bohaterem. Nie mam wątpliwości, że Ridley Scott w niedocenionym Exodusie wydobył z tej historii znacznie więcej. W bardziej świadomy i mądrzejszy sposób podszedł do biblijnego tekstu.

Twórcy Księcia Egiptu za dużo sił twórczych poświęcili stronie wizualnej, gdy opowieść o Mojżeszu pozostała tak samo kontrowersyjna. W animacji Dreamworks budzi ona naprawdę wiele wątpliwości i podejrzeń. Szczególnie przez fałszywą, relatywną etykę wpisaną w tę narrację, która w skandaliczny sposób wartościuje dwa kluczowe dla filmu wydarzenia – rzeź niemowlaków przeprowadzona przez faraona jest okropną zbrodnią, a ostatnia brutalna plaga słuszną i uzasadnioną koniecznością. Tego wątku nie można zignorować.

Paradoksalnie to film dedykowany najmłodszym. Wymagający jednak od rodziców odpowiedzialności i rozmowy, by ich pociechy po seansie nie pozostały z jakimikolwiek niejasnościami. 

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA