Sztuczne światy – KORALINA i TAJEMNICZE DRZWI
Jestem więcej niż przekonany, że za kilkanaście lat studio Laika będzie miało status podobny do tego, jaki obecnie ma Pixar. Przemawia za tym choćby już niezwykle ciekawy dotychczasowy dorobek, na który składają się trzy filmy: Koralina i tajemnicze drzwi, ParaNorman i Pudłaki. W tym roku do kin wejdzie Kubo and the Two Strings – dla mnie najbardziej oczekiwana premiera 2016 roku. To złożone, niebanalnie napisane historie, wyróżniające się ponurym klimatem, mogącym się kojarzyć z wczesnymi filmami Tima Burtona czy baśniowością Labiryntu Fauna. Laika, podobnie jak Pixar czy Ghibli, ma swój autorski, nie do podrobienia styl, w jej przypadku wyrażany w konstrukcjach światów, znajdujących się gdzieś między jawą i snem. Odwiedzamy miejsca, do których chętnie wdziera się magia, rozmywająca granice między rzeczywistością a niebywale płodną wyobraźnią filmowych postaci.
Na tak charakterystyczną kreskę produkcji Laiki spory wpływ ma oczywiście, aktualnie rzadko wykorzystywana, technika animacji lalkowej. Gwarantuje ona zupełnie inne estetyczne doświadczenie. Tak przyjemnie odmienne od płynnej (choćby pod względem ruchu postaci), dynamicznej i dopracowanej do ostatniego szczegółu grafiki komputerowej, obecnej w większości zalewających polskie ekrany animowanych produkcji.
Filmy Laiki natomiast oferują cenioną przeze mnie chropowatość oraz szlachetną niedoskonałość form. W dekoracjach i figurach postaci odczuwalny jest natomiast ich fizyczny ciężar. Obraz emanuje nieosiągalną dla CGI wielością faktur, odcieni i barw. Za sprawą swojej strony plastycznej są to światy w niespotykanym stopniu immersyjne i pochłaniające. Paradoksalnie bardzo łatwo odnaleźć się w wykreowanej przez artystów Laiki przestrzeni, łączącej w sobie elementy romantycznego i surrealistycznego malarstwa, dodatkowo wypełnionej przez karykaturalne i pełne przejaskrawień postaci.
Mimo swojej abstrakcyjności i niewątpliwej umowności animacje Laiki są zaskakująco bliskie naszemu codziennemu doświadczeniu rzeczywistości oraz, rzecz jasna, naszej nieskrępowanej wyobraźni. A to wszystko z prozaicznego powodu: to prawdziwie istniejące przedmioty, które nasz umysł zupełnie inaczej traktuje i łatwiej je przyswaja. Dlatego tak łatwo zanurzyć się w filmach Laiki, zatracić się w snutych przez nią opowieściach, zatrzasnąć za sobą drzwi i uciec do tych nieznanych krain.
Właśnie tak musiała czuć się nastoletnia Koralina. Rozczarowana nieprzyjemną okolicą, znużona depresyjną jesienią oraz ponurym prowincjonalnym miasteczkiem w Oregonie. Najbardziej zawiedziona musi być pochłoniętymi pracą rodzicami, nie poświęcającymi jej uwagi i czasu. Tytułowa bohaterka odnajduje tajemne przejście do równoległego świata, w którym poznaje sobowtórów matki i ojca. To niby ten sam dom, ale elegancko umeblowany, na obiad serwowana nie jest niejadalna papka, ale soczyście usmażony kurczak. Koralina nie kładzie się spać do twardego wyrka, ale do przytulnego ciepłego łóżka z baldachimem. Jej ojciec jest ekstrawaganckim muzykiem, a matka wytworną i opiekuńczą panią domu. Mieszkając z prawdziwymi rodzicami, zostaje zepchnięta na margines, za tajemniczymi drzwiami jej ojciec uprawia ogród, którego kwiaty układają się w jej portret.
To zdradliwie piękny, przerażający koszmar.
Dogłębnym strachem napawają ich pozbawione spojrzenia twarze, na których w miejsce oczu mają poprzyszywane guziki. Prawdopodobnie na żadnej innej animacji nie przeżyłem szoku, porównywalnego do momentu, gdy po raz pierwszy ujrzałem wyobrażonych rodziców dziewczynki. Nie pokazujcie Koraliny najmłodszym, bo później nie zasną. Film Laiki bardzo mocno romansuje z konwencją horroru czy thrillera, ale nie na zasadzie pastiszu czy parodii. To poważne, dorosłe kino.
To z jednej strony wymarzony dla Koraliny dom. Z drugiej jednak bohaterka pomału zaczyna dostrzegać, co kryje się za idealną fasadą. Spod niej zaczyna przedzierać się zapach zgnilizny i zepsucia, bohaterka dostrzega Zło w najczystszej postaci. Koralina nabrała się na przynętę i będzie musiała wiele za swój błąd zapłacić.
Wyreżyserowana przez Henry’ego Selicka Koralina i tajemnicze drzwi jest adaptacją książki Neila Gaimana i kolejną trawestacją Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carrolla. Animacja Laiki nie pozostawia jednak złudzeń. W jej filmie nie można błogo i niewinnie marzyć. Rzeczywistość i sen to dwa sprzężone ze sobą wymiary, które w równie znaczący sposób wpływają na wewnętrzne życie Koraliny. Tytułowa bohaterka, śniąc o lepszym świecie, zaciąga ogromny kredyt. By go później spłacić, będzie musiała poświęcić absolutnie wszystko.
Wielu będzie zaskoczonych, na ile Koralinę tak naprawdę stać. Każdy jednak powinien tak samo jej kibicować.
Koralina i tajemnicze drzwi to półtoragodzinna psychoanaliza głównej postaci, to intrygujące przełożenie jej lęków, potrzeb, frustracji i fascynacji na język symboli i metafor. Czyżby Koralina była poprzedniczką Riley z W głowie się nie mieści? To bardzo podobna pacjentka do bohaterki filmu Pixara, mierząca się z tą samą chorobą. Nie wątpię, że i pod jej wyspami rodziny, przyjaźni czy zabawy zapadły się fundamenty.
Mało który inny film dostarcza mi uczucia podobnie uspokajającej ulgi. Za każdym razem wstrzymuję oddech, podążam za Koraliną, imponuje mi jej odwaga, przeraża lekkomyślność, dzielę z nią tę samą ciekawość. W finale zza chmur wychodzi słońce, którego promienie przeganiają mrok. Koralina i ja pokonaliśmy nasze demony. Dokonaliśmy tego razem. Naprawdę, tylko największe filmy potrafią wywołać we mnie wrażenie, że przestaje czuć się tylko ich widzem, ale częścią przedstawionego w nich świata.
korekta: Kornelia Farynowska