search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

STRACH SIĘ BAĆ. Krótka historia kinowej paranoi

Szymon Skowroński

11 grudnia 2018

REKLAMA

Słowo „paranoja” ma ścisłą, językową definicję, która odnosi się do jednostki chorobowej. Przy braku urojeń, zaburzeń toku myślenia, zachowaniu struktury osobowości pacjent przejawia usystematyzowane urojenia, które znacząco wpływają na jego zachowanie i podejmowane decyzje. W przeciwieństwie do urojeń paranoidalnych te paranoiczne dotyczą rzeczy, które autentycznie mogą się wydarzyć. Jednak „paranoję” zapożycza się obecnie do opisu wielu innych zagadnień, wykraczających poza język medycyny, i często rozumie się przez nią masowy, publiczny strach, podszyty zupełnie rozsądnymi i realnymi powodami, przed wydarzeniami lub stanami, które wydają się nieadekwatne do rzeczywistości. „Paranoja jest jak czosnek w kuchni życia. Nigdy jej za wiele” – stwierdził w swojej najnowszej powieści Bleeding Edge Thomas Pynchon, autor, którego ostatnie zdjęcie pochodzi z lat pięćdziesiątych i którego nikt nigdy nie widział na żywo, a który od lat siedemdziesiątych roztacza w swoich powieściach (Tęcza grawitacji, Vineland, Wada ukryta) wizję świata kontrolowanego przez tajemnicze organizacje o zapędach imperialistycznych.

Możemy więc uznać, że paranoja jest zupełnie realnym strachem przed zupełnie realnymi problemami, których stopień prawdopodobieństwa może budzić wątpliwości zarówno w przypadku zbyt małej, jak i zbyt dużej informacji na ich temat. Wiek XX, a potem XXI przyniosły wiele wydarzeń, które podsycają tego typu myślenie do maksimum. Dwie wojny światowe, podział świata, z grubsza, na kapitalistów i komunistów, towarzyszący temu podziałowi wyścig zbrojeń, podróże poza planetę Ziemia, rozwój technologii telekomunikacyjnych i cyfrowych, błyskawiczny rozwój nauki, tysiące odkryć naukowych, przeludnienie, nowe rodzaje epidemii i tak dalej, i tak dalej. Z jednej strony wszystko to wydaje się logicznym następstwem decyzji podejmowanych przez ludzkość od dawien dawna, z drugiej – nie można oprzeć się wrażeniu, że wszystkiego jest dużo więcej, niż wskazywałaby logika. Czy paranoją jest zatem myślenie, że jest jakiś wielki, międzynarodowy spisek, który prowadzi do drastycznych, globalnym zmian, czy raczej odwrotnie – paranoikiem jest ten, kto myśli, że wszystko toczy się swoim naturalnym torem?

Pierwszy paranoik kina

Jednym z pierwszych filmowców podejmujących problematykę zbiorowej histerii był Fritz Lang. W swoim słynnym arcydziele – kryminale M z 1931 – zrekonstruował proces paraliżu społeczeństwa przez czyny jednostki. Działający na terenie przedwojennego Berlina morderca dzieci skutecznie obnażał bezradność policji i społeczności wobec sytuacji kryzysowej. Atmosferę podsycały plotki, działalność prasy oraz wzajemne podejrzenia i oskarżenia. Co ciekawe, Lang kilka lat wcześniej przedstawił niemal odwrotną sytuację – paraliż jednostki przez instytucję społeczną. Metropolis było wizją miasta (symbolizującego zinstytucjonalizowaną władzę i wertykalną konstrukcję społeczeństwa), w którym jednostka była jedynie narzędziem w trybach wielkiej, korporacyjnej, machiny. Ta wcześniejsza wizja z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się bardziej akuratna i niemal prorocza w odniesieniu do tego, co stało się z Niemcami po roku 1933. Lang uciekł do Stanów Zjednoczonych, ale jego podejrzliwość wobec instytucji społecznych wcale nie podupadła w nowym systemie. Jego Ministerstwo strachu i Bannion pomogły ukształtować nurt kina czarnego, którego jednym z wyznaczników był właśnie racjonalny strach przed nieracjonalnym zagrożeniem. I tak, Ministerstwo… już w samym tytule zapowiada swoją tematykę, natomiast Bannion – policyjny kryminał – zagłębia się w meandry korupcji i moralnej zgnilizny policji i obrońców prawa. Niemal dosłowną reminiscencją niemieckiej paranoi i sposobu prowadzenia wojennej polityki jest też Langowskie Polowanie na człowieka, w którym angielski żołnierz znajduje się o krok od możliwości zamordowania Hitlera. Kiedy tego nie robi, plącze się w niebezpieczny układ z niemieckim rządem, w wyniku którego tak czy inaczej zostaje zmuszony do ucieczki. Lang nie był, rzecz jasna, jedynym „paranoikiem” powojennego kina. Film noir jako nurt często dotykał tematyki strachu przed nieznanym. Ale to właśnie u twórcy Testamentu doktora Mabuse najwyraźniej uwypukla się dychotomia między racjonalnym a nieuzasadnionym, która idealnie oddaje istotę paranoi. Był też jednym z pierwszych, którzy podjęli tę tematykę.

REKLAMA