search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Smutny 30 lipca. Dziesięć lat temu odeszli Antonioni i Bergman

Radosław Dąbrowski

30 lipca 2017

REKLAMA

Ostatnim projektem Bergmana okazała się telewizyjna Sarabanda (2003), którą Szwed zrealizował w wieku 85 lat, na cztery wiosny przed śmiercią. W tym przypadku również się przyznam, że filmu jeszcze nie oglądałem, ale jest to moja w pełni świadoma decyzja. To ostatnie dzieło, zatem wolę je sobie zostawić na… odpowiedni dzień. A teraz powróćmy do Antonioniego. Po udarze mózgu należało poczekać co najmniej dziesięć lat, aż Włoch ponownie stanie za kamerą. Nastąpiło to w połowie lat 90., gdy we współpracy z Wimem Wendersem nakręcił dzieło składające się z czterech nowel – Po tamtej stronie chmur (1995). Nawiasem mówiąc, premiera filmu w Polsce była powodem, dla którego Włoch ponownie zawitał do naszego kraju. Wcześniej miało to miejsce w roku 1975. Według Wima Wendersa Antonioni miał większy wpływ na ostateczny kształt filmu, niż sugerują to krytycy filmowi. Zły stan zdrowia włoskiego twórcy nie przeszkodził mu jednak w tym, aby regularnie przebywać na planie filmowym, następnie nie rzadziej być obecnym w montażowni, a Wenders przychylnie ustosunkowywał się do wszelkich jego propozycji. W efekcie nie jest to film Wendersa z dopisanym nazwiskiem Antonioniego, lecz rezultat pracy obojga, być może nawet z większym wkładem autora Przygody. Jeżeli chodzi o sam utwór, to w moim odczuciu jest z nim taki problem, jak z większością dzieł nowelowych – trudno utrzymać równy poziom i jedne opowieści zachwycają bardziej, inne mniej. Najmilej wspominam tę z udziałem Irène Jacob i jej dość przewrotny finał.

Ostatnim śladem twórczości Antonioniego jest Eros (2004), będący rezultatem współpracy trzech filmowców. Z trzech nowelek, jakie się składają na ten film, najbardziej podobała mi się ta autorstwa Kar Wai Wonga. Urodzony w Szanghaju reżyser w kilkunastu minutach zawarł esencję swojego kina, a przed oczami mam piękną scenę, w której krawiec z uczuciem dotyka sukienki kurtyzany. W kwestii Antonioniego należy zauważyć, że włoski artysta także nawiązał do specyfiki własnego kina. W Erosie wysyła swoich bohaterów w podróż, która ma być dla nich metodą uleczającą długotrwały, małżeński kryzys. Pod wieloma względami, nie tylko fabularnymi, lecz także kompozycyjnymi, nowelka Antonioniego przypomina Przygodę czy Noc.

10 lat… Tyle czasu nie ma już z nami Antonioniego oraz Bergmana. W podsumowaniu niniejszego artykułu chciałbym zawrzeć to, co moim zdaniem łączy obydwu twórców. Naturalnie takich aspektów jest wiele, wobec tego wymienię tylko kilka. Przede wszystkim są przedstawicielami kina autorskiego. Antonioni bardzo szybko odstąpił od programu neorealizmu, zaś Bergman wykształcił styl, który pozwolił mu stać się synonimem szwedzkiej kinematografii. Obydwaj w zdecydowanej większości samodzielnie pisali własne scenariusze. U Antonioniego zmiana nastąpiła w 1975 roku, ponieważ Zawód: Reporter powstał w oparciu o angielskie opowiadanie. Bergman natomiast skrypt do Źródła napisał w niemałej współpracy z pisarką Ullą Iskasson, natomiast Czarodziejski flet to próba przeniesienia na ekran opery Mozarta. To jednak pojedyncze przypadki, które nie złamały reguły stawiania przez obydwu reżyserów na scenariusze oryginalne. Zarówno Antonioni, jak i Bergman mieli swoje ulubione aktorki. Muzą Włocha była Monica Vitti, zaś szereg kapitalnych ról pod okiem Szweda zagrała Liv Ullmann. Obydwu interesowały kwestie egzystencjalne, na pierwszym miejscu sytuowali człowieka i złożoność jego psychiki. Rzadko sięgali po tematy społeczne czy polityczne. Łączy ich również fakt, że świat pożegnał ten znamienity duet w tym samym dniu. 30 lipca 2007 roku. Tak, to data śmierci Michelangelo Antonioniego oraz Ingmara Bergmana.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA