ŚMIESZEK Z TOSKANII. Roberto Benigni kończy 70 lat
Jego podziękowania z 1999 roku przeszły do historii oscarowych gal jako jedne z najbardziej wylewnych, a gdy rok wcześniej przyjmował Grand Prix festiwalu w Cannes od samego Martina Scorsesego, ucałował jego stopy. Oto cały ROBERTO BENIGNI, jeden z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych włoskich aktorów, który właśnie dziś obchodzi 70. urodziny.
Roberto Remigio Benigni przyszedł na świat 27 październiku 1952 roku w Manciano La Misericordia, obrzeżach miasteczka Castiglion Fiorentino w Toskanii. Jako syn pracownicy fabryki i murarza Roberto bardzo dobrze poznał etos ciężkiej robotniczej pracy, przez co zapewne w młodości sympatyzował z partią komunistyczną – słynny incydent z Enrico Berlinguerem, przewodniczącym Włoskiej Partii Komunistycznej, którego Benigni wziął na ręce podczas jednego z wieców politycznych, odbił się szerokim echem we Włoszech i był niejako przedłużeniem Kocham cię, Berlinguerze (1977) Giuseppe Bertolucciego, w którym Benigni zagrał swą pierwszą filmową rolę. Szybko zaczął też reżyserować – za kamerą zadebiutował już w 1983 roku komedią Tu mi turbi, która poruszała jeden z jego ulubionych tematów: połączenia miłości i chaosu. Benigniego od początku kariery interesowała miłość w iście włoskim wydaniu: szalona, niespokojna, pełna rozstań i powrotów. Kolejnymi reżyserskimi dokonaniami Roberto były klasyczne komedie: stworzone z Massimem Troisim Nic tylko płakać (1984) i Mały bies (1988), w której zagrał znany hollywoodzki aktor Walter Matthau.
Benigni pisał, reżyserował i odtwarzał główne role w swych filmach, stając się coraz szerzej rozpoznawalnym śmieszkiem z Toskanii. W filmach partnerowała mu najczęściej Nicoletta Braschi, którą poznał w 1980 roku, a którą jedenaście lat później poślubił. To ona była jego ukochaną w filmie, dzięki któremu Roberto Benigni przejdzie do historii kina. W 1997 roku premierę miało Życie jest piękne, jeden z najbardziej cenionych włoskich filmów przełomu wieków, a dodatkowo dzieło, które z miejsca weszło do kanonu kina o Holocauście – mimo że mówi o nim w niecodzienny, bo komediowy, sposób. Benigni zresztą początkowo spotkał się z krytyką wielu lewicowych środowisk, mówiących o trywializacji żydowskiego doświadczenia Holocaustu, ale w tym samym czasie znalazło się równie wielu dziennikarzy, pisarzy i innych twórców, którzy docenili wrażliwość, z jaką tę przeogromną tragedię pokazał na ekranie Benigni. Do dziś Życie jest piękne jest jednym z najczęściej oglądanych filmów o Holocauście (podejrzewam, że konkurować z nim może jedynie Lista Schindlera) oraz najbardziej rozpoznawalnych włoskich filmów – pomimo mierzenia się z okrutnym tematem, film Benigniego napawa nadzieją i mówi o sile miłości (o czym mówił sam Roberto podczas tego słynnego oscarowego przemówienia). Życie jest piękne zdobyło 72 najróżniejsze nagrody (w tym trzy statuetki Oscara) i zapewniło Benigniemu miejsce w historii kina.
Po co mówić więcej?
Po tym kolosalnym sukcesie Roberto Benigni jakby zrozumiał, że swoje opus magnum już popełnił i chyba nie ma sensu się szarpać. Od momentu premiery Życie jest piękne zagrał w zaledwie dziewięciu produkcjach, nakręcił – tylko dwie. Kontynuował m.in. rozpoczętą w latach 80. współpracę z Jimem Jarmuschem, u którego zagrał w Poza prawem (1986), Kawie i papierosach (krótki metraż z 1986 roku i pełnometrażowa fabuła z 2003) i Nocy na Ziemi (1991), a także zrealizował aż dwie różne wersje Pinokia – tę pierwszą, z 2002 roku, sam wyreżyserował i w dodatku wcielił się w tytułową postać, spotykając się z potworną krytyką za oceanem; zgarnął tam nawet Złotą Malinę! W przypadku tej drugiej produkcji, wyreżyserowanej 17 lat później przez Matteo Garrone, był już Geppettem i tym razem jego występ nie przyniósł tak skrajnych emocji. To jak dotąd jego ostatnia aktorska rola, ostatnim wyreżyserowanym przez Roberto filmem był zaś Tygrys i śnieg (2005), baśniowa opowieść o poecie uwięzionym w Iraku na początku amerykańskiej inwazji.
Wydaje się, że Roberto Benigni to przykład twórcy, który wyznaje zasadę, że lepiej rzadziej wyrażać się poprzez sztukę, ale robić to bardziej jakościowo. W aktorskim dorobku śmieszka z Toskanii figuruje zaledwie 36 wpisów, przy czym te najwcześniejsze to epizody lub role w serialach. Reżysersko Benigni także postanowił nie przesadzać z ilością – jak dotąd nakręcił zaledwie dziewięć filmów, z czego jeden z nich to dokument – a jakże, o Berlinguerze! Można gdybać, czy gdyby Benigni zdecydował się częściej sięgać po kamerę, dziś także znajdowałby miejsce w konkursach największych festiwali, obok wspomnianego Garrone, Nanniego Morettiego, Luki Guadagnino czy Paolo Sorrentino. Wydaje się jednak, że Roberto z Castiglion Fiorentino jest człowiekiem spełnionym i całkowicie zadowolonym z przebiegu swej kariery, a na plan filmowy wróci tylko wtedy, gdy znowu zapragnie powiedzieć nam coś ważnego, bawiąc nas przy tym do rozpuku.