search
REKLAMA
Artykuł

ŚLEPNĄC OD ŚWIATEŁ. Kulisy powstawania najgorętszego serialu jesieni

Jakub Koisz

11 listopada 2018

REKLAMA

Czasami wszystko układa się we właściwy sposób, a odpowiednie trybiki zazębiają się tak, jak trzeba. Bo przecież istnieje rzeczywistość, w której pisarz Kuba Żulczyk i reżyser Krzysiek Skonieczny nie spotkali się na imprezie u pewnej pisarki, a na drodze obu panów nie stanęła Iza Łopuch, producentka. Dorzućmy do tego również rapera, Kamila Nożyńskiego, którego przy okazji projektu HBO Ślepnąc od świateł dopiero wprowadzono do aktorstwa.

A mogło być całkiem inaczej. Wszyscy twórcy projektu są tego świadomi i wielokrotnie powtarzają w rozmowach, że jeśli prawdziwa jest teoria wielu światów, to w jednym z nich ta trójka się nie spotkała. Żyjemy chyba jednak w tym najbardziej idealnym, gdzie Ślepnąc od świateł, brawurowa serialowa ekranizacja książki Żulczyka, wygląda tak, jak wygląda. Jak dziecko bardzo troskliwych, ale i odważnych rodziców.

Na początku było słowo

Żulczyk i Skonieczny chcieli razem pracować. To młody reżyser był jedną z pierwszych osób, które miały okazję przeczytać fragmenty kolejnej powieści autora Instytutu czy Zrób mi jakąś krzywdę. Natomiast już po premierze Hardkor Disko Iza Łopuch wiedziała, że chciałaby zaprosić Skoniecznego do jakiegoś projektu. Rozwijaliśmy wtedy w HBO ideę grup kreatywnych, złożonych z twórczych na różnych płaszczyznach, ciekawych, niekoniecznie związanych z telewizją osób. Jedną z nich, którą o stworzenie i pracę w takim think tanku poprosiłam, był Krzysiek. Plan był prosty: stacja daje określone środki pieniężne, wsparcie i czas, a reżyser pracuje nad pomysłem, który mógłby zainteresować HBO. To była era przed Ślepnąc od świateł” i nawet nie wiedziałam, że taka książka powstaje. Wkrótce Krzysztof się do mnie odezwał, zapowiadając przed spotkaniem, że ma coś bardzo ciekawegoDostałam najpierw do wglądu jedną stronę powieści, która zelektryzowała mnie i poruszyła, a po lekturze wszystkiego, co wtedy Kuba miał już napisane, czyli niespełna połowie książki, wiedziałam, że to projekt, nad którym bardzo chcę pracować. Nigdy nie było we mnie wątpliwości, czy podejmujemy się tego wspólnie z Kubą i Krzyśkiem. To było oczywiste. Ich energia filtrowała moją lekturę i myślenie o projekcie oraz jego możliwym kształcie – opowiada.

Praca nad scenariuszem była długim i żmudnym okresem dla obu twórców. Mankamentem znacznej większości polskich seriali jest to, że tekst nie jest jeszcze w pełni gotowy przed przeniesieniem go na ekran. Iza Łopuch mówi, że reguła „trzy drafty i będzie” kładzie bardzo często całkiem dobre wyjściowe pomysły. W tym przypadku autor po pierwsze musiał skończyć książkę, po drugie – uwolnić się od niej, a dopiero potem usiąść ze świeżym spojrzeniem do pisania scenariusza. To były prawie dwa lata ciężkiej pracy nad samym tekstem, konceptualną ewolucją książki w coś, co dziś nazywamy ośmiogodzinnym filmem podzielonym na rozdziały w postaci odcinków. Jako producent nie miałam założenia, że chodzi tylko o adaptację prozy Żulczyka. Opieranie się na literaturze powinno mieć zawsze wartość dodaną, więc decydując się na tę współpracę, wiedzieliśmy, że naszym – wspólnym dla mnie, Kuby i Krzyśka – celem jest zrobienie serialu konkretnego reżysera o określonej wrażliwości artystycznej w oparciu o książkę konkretnego autora, operującego równie wyrazistą wyobraźnią. To, co zrodziło się w czasie pracy scenarzystów, jest więc wypadkową ich osobowości, które spotkały się pod parasolem wspólnego celu – wyznaje producentka.

Przed wyruszeniem w podróż zbierz drużynę

Należało ponadto zbudować zespół złożony z osobowości, których wrażliwość będzie pasowała do wizji reżysera. Za zdjęcia odpowiedzialny był Michał Englert, bardzo doświadczony operator, który pracował przy wielu nagradzanych filmach. Jagna Janicka zajęła się scenografią, a kostiumy przygotowali Małgorzata Karpiuk i Andrzej Sobolewski. Wszyscy – co podkreśla Iza Łopuch – podeszli do projektu z dużym zrozumieniem zaproponowanej przez reżysera wizji. Jestem fanką takiego modelu pracy, gdzie kluczowe osoby współtworzące świat, który znajdzie się na ekranie, wykonują pewną pracę poznawczą, koncepcyjną i nasiąkają tekstem oraz wizją reżysera, jeszcze zanim pójdą dalej, do swoich pionów i zaczną pracować nad konkretnymi zadaniami. Wydaje mi się, że tylko wtedy ten świat jest spójny, a jednocześnie ma jasno określone granice. Tak pracowaliśmy przy „Ślepnąc od świateł”.

Twórz lokalnie, myśl globalnie

Francuskie kino robią Francuzi, skandynawskie Skandynawowie, a amerykańskie Amerykanie – mówi Iza, gdy pytamy ją o to, jakie były oczekiwania „góry” HBO względem Ślepnąc od świateł. Pytanie o tożsamość polskiej telewizji jest ciekawe i wydaje mi się, że od kilku lat w końcu zaczęła się ona krystalizować. Z jednej strony mamy przekaz ustawiony przez duże stacje komercyjne i nie mnie oceniać, czy jest słuszny. Wyniki oglądalności mówią same za siebie. Pojawienie się pierwszych produkcji polskich dla Showmaxu, zapowiedzi Netfliksa… Wszystko to dowodzi, że spektrum myślenia o lokalnej produkcji się poszerzyło i coraz więcej twórców będzie z tego korzystać – zauważa.

Dobry serial to taki, który działa na emocje widza, odnosząc się do wspólnych doświadczeń, a jednocześnie przedstawia to w taki sposób, aby był zrozumiany wszędzie. HBO i Iza Łopuch mają zresztą w tej materii doświadczenie – Wataha okazała się sukcesem również w Wielkiej Brytanii, gdzie zauważono paralelę do europejskiej dyskusji na temat granic i emigrantów. Ślepnąc od świateł ma również sporą szansę, aby uruchomić u zagranicznych widzów wyobraźnię opartą na wspólnych doświadczeniach, z tego właśnie powodu londyńscy szefowie HBO mocno wierzyli, że to wszystko ma bardzo duży sens.

REKLAMA