Skazane na porażkę? Tegoroczne SEQUELE, które NIE MAJĄ SZANS przebić sukcesu poprzednich części
Czy 2024 będzie rokiem udanych sequeli? To się okaże. Na razie udała się Diuna: Część druga, przynosząc w pełni satysfakcjonujące wyniki finansowe. Twórcy Kung Fu Pandy 4 także mają powody do radości – animacja dobrze radzi sobie w kinach. Tegorocznych sequeli będzie jednak znacznie więcej. Oto przegląd tych moich zdaniem najgłośniejszych, które jednocześnie nie mają potencjału do przebicia sukcesu swego poprzednika. Choć mogę się mylić.
Furiosa: Saga Mad Max
George Miller przespał moment, gdy mógł kuć żelazo, gdy było jeszcze gorące. Czwarty Mad Max był komercyjnym hitem, doceniono także jego walory artystyczne. Ale sequela nie zrobiono, a pomysł z osadzeniem Furiosy tym razem w roli głównej ewoluował przez długie lata, borykając się z problemami finansowymi. Trwało to tak długo, że Polacy zdołali nakręcić swój film o tym tytule… Ale mówiąc serio, mam wrażenie, że to film, na który nikt już nie czeka. Skąpanie filmu w stylistycznym sosie Na drodze gniewu także nie pomoże, bo widać, że trochę ten piasek został przejaskrawiony tym razem, sam film także może stać się ofiarą tej jednej cechy – dziwaczności.
Godzilla i Kong: Nowe imperium
Sequel wyłaniający się już zza rogu, bo premiera 28 marca. Powiem w ten sposób. Jeśli ktokolwiek zapytałby mnie tuż po premierze pierwszego starcia tych potworów – Godzilli vs. Konga – czy sequel tego filmu ma potencjał i uzasadnienie, powiedziałbym, że to wręcz coś niecierpiącego zwłoki. Adam Wingard dał nam wówczas wysokooktanową akcję, jakiej w kinie długo nie było, zestawiając kultowe potwory ze swadą i pomysłem. Natomiast po drodze zdarzyły się dwie rzeczy, które w mojej ocenie zmieniają nieco optykę na zbliżającą się premierę sequela. Po pierwsze, serial osadzony w uniwersum potworów – Monarch: Dziedzictwo potworów – okazał się nieinteresującą, ciężką papką dla nastolatków. Po drugie, pod koniec roku premierę miała japońska Godzilla Minus One, która, co tu dużo mówić, POZAMIATAŁA. Gigantyczny sukces artystyczny i finansowy tego filmu w bardzo złym świetle stawia nowe widowisko od Legendary Pictures i Warner Bros., które jest skąpane w zgoła innej stylistyce, mało poważnej, pstrokatej, efekciarskiej.
Joker: Folie à Deux
Księgowi z Hollywood wymyślili sobie, że trzeba zrobić sequel. To się nie uda. Nie ma szans. Joker był filmową błyskotką, która urzeka głównie przy pierwszym kontakcie. Był czymś osobliwym, odważnym; także i jego ogromny sukces przede wszystkim wiązał się z tym, że zaproponowano to jako autonomiczną całość, oderwaną od całego świata DC. Kontynuowanie tego w taki sposób, jak jest proponowane – czyli w stylu romansu i, o zgrozo, musicalu – wydaje mi się pomysłem karkołomnym. Druga rzecz – Joaquin Phoenix nie zdoła przebić pierwszej wybitnej roli, bo takie rzeczy się w przyrodzie po prostu nie zdążają. Lady Gaga jako Harley Quinn? Wolę Margot Robbie, więc znowu: to także nie jest kierunek dla mnie.
Bad Boys: Ride or Die
Adil El Arbi i Bilall Fallah zaprosili w 2020 niegrzecznych chłopców i w trzecim filmie dali im nie lada powody do akcji. Udało się, film swoje zarobił, jeszcze zanim kina zamknięto z powodu pandemii. Czy jednak uda się ponownie? Trudno powiedzieć. Widzę w tym projekcie jeden szkopuł. Will Smith po drodze miał pewien incydent, który ciągnie się za nim jak smród. Gdy uderzył na Oscarach Chrisa Rocka, przewidywałem, że może się to odbić na jego karierze. Czwarta odsłona Bad Boys będzie jednym z ważniejszych weryfikatorów tego, czy tamto zdarzenie puszczono już w niepamięć.
Królestwo Planety Małp
Chcę z całego serca wierzyć, że to się uda, ale mam wrażenie, że będzie dokładnie odwrotnie. Z chwilą gdy na pokład tej serii pozwolono wejść komuś takiemu jak Wes Bell, mam wrażenie, że jednocześnie dano do zrozumienia, że spuszczono z marki nieco powietrza, zaoszczędzono pieniądze, obniżono jego rangę. Nie mówię, że Bell nie ma ręki do widowisk. Ale jego Więzień labiryntu to nie jest Batman. Gdy Matt Reeves prowadził odnowioną małpą serię, cechy takie jak mrok, jakość, powaga, realizm były wpisane w te widowiska. Teraz z kolei cieszyć się będziemy, jeśli to po prostu będzie w miarę zgrabne. Inna sprawa – chyba powoli się przejadam tymi małpami CGI. Jednak stara charakteryzacja nadawała pierwszej Planecie Małp konkretną osobowość.
Twisters
Pierwszy Twister był jakościowym widowiskiem katastroficznym. Poprowadzony przez Jana De Bonta, weterana kina sensacyjnego, dostarczał wiele emocji i był bodaj jednym z pierwszych filmów osadzających huragany i tornada w centrum grozy. Był to z pewnością udany strzał, także aktorski, bo Bill Paxton i Helen Hunt stworzyli udany duet (ktoś jeszcze pamięta, że w tym filmie grał Philip Seymour Hoffman?). Natomiast powrót do tego formatu po latach wydaje mi się problematyczny z dwóch powodów. Po pierwsze, po drodze zdarzyło się coś takiego jak Epicentrum, które pokazało, że szalejący wiatr to nie wszystko, postacie radzące sobie z nim muszą nas jeszcze obchodzić. Druga rzecz, mam wrażenie, że po tragediach, jakie nawiedziły USA, robienie dziś drugiego Twistera w taki sposób, jak proponuje to zwiastun widowiska, lekko i z przymrużeniem oka, to dla mnie zbyt wczesne rozgrzebywanie ran. Ale zobaczymy, a nuż się uda. Przed kamerą staje w końcu Glen Powell, który ma ostatnio dobrą passę.
Gliniarz z Beverly Hills: Axel F
To chyba jedyny film z tego zestawienia, który mnie autentycznie ciekawi i który w moim odczuciu faktycznie może się udać. Na jego niekorzyść działa tylko statystyka i fakt, że generalnie czwarte odsłony cykli są siłą rzeczy słabsze i trudno pozbyć się w nich wrażenia odcinania kuponów. Życzę jednak Axelowi Foleyowi, by był jak John Wick i pokazał, że czwarty film może mieć całą furę pozytywnej energii. Trochę się za nim stęskniliśmy, pamiętamy tamte filmy z Eddiem Murphym, gdy był jeszcze młody, więc powrót po latach może być czymś zaskakująco świeżym, lekko nostalgicznym. Film produkuje jednak Netflix, a z nim bywa bardzo, bardzo różnie.
Gladiator 2
Im więcej ta bańka rośnie, tym większe mam wątpliwości. Zwłaszcza po tym, co oddano przed moje oczy za sprawą Napoleona. Film kompletnie nie radził sobie na poziomie historycznego widowiska, choć paradoksalnie jako niepoważna drwina i satyra w jednym film wypadł znacznie lepiej. Niemniej, zdecydowanie przestrzelono tu z oczekiwaniami, to raz, a dwa, że to typowy przykład wielkiej chmury, z której spadł nieistotny deszcz. Jakby Ridley Scott bardziej dla żartu go nakręcił. Obawiam się, że kontynuacja Gladiatora jest skazana na wpadnięcie na podobne tory, bo Brytyjczykowi reżysersko ufać się już po prostu nie da, zwłaszcza gdy chwyta się za własne dzieci. Wabikiem jest Paul Mescal, choć on sam filmu nie udźwignie.