TO WIEM NA PEWNO. Podwójna rola Marka Ruffalo zasługuje na wszystkie nagrody
Gdyby kiedykolwiek stworzyć ranking najmroczniejszych, najbardziej odbierających ochotę do życia seriali, to bez zawahania można byłoby zaklepać pierwsze miejsce dla To wiem na pewno. Lepiej nie oglądać produkcji HBO, gdy jest się na emocjonalnym rozstaju, a wiara w sens wszystkiego jest wątła jak trzcina.
Uwaga! Tekst zawiera szczegóły dotyczące fabuły miniserialu.
Sześcioodcinkowy miniserial jest adaptacją książki Wally’ego Lamba pod tym samym tytułem. Nie było wokół niego dużego rozgłosu, maszynka marketingowa ominęła oczy i uszy wielu widzów, a szkoda, ponieważ w zaprezentowanym bezsensie jest sens, a mroczna opowieść o naznaczonych fatum braciach bliźniakach może sprowadzić na ziemię, pomóc w odnalezieniu swego miejsca, a przede wszystkim wesprzeć w zaakceptowaniu losu, któremu nie wiedzieć czemu nadajemy racjonalne przymioty.
Historia rozpisana jest na kilka planów czasowych, by widzowie mogli zapoznać się z najważniejszymi wydarzeniami z życia bliźniaków Birdseyów. Zaczyna się od chwili narodzin, bowiem jeden z nich rodzi się w grudniu 1949 roku, a drugi kilka minut później w styczniu 1950 roku. Później następuje trudne dzieciństwo pod okiem brutalnego ojczyma i wycofanej matki, okres studiów, gdy próbują się od siebie odseparować, a później znowu ich drogi się krzyżują, gdy Thomasowi coraz gorzej się wiedzie. Głowa chłopaka została wypełniona przez rodzicielkę biblijnymi frazesami o winie, karze i grzesznym świecie, w dodatku męczy go wchodzenie w relacje międzyludzkie, aż w końcu okazuje się, że cierpi na schizofrenię paranoidalną. Z kolei Dominick bije się z myślami – raz próbuje uciec jak najdalej od rodziny, raz chce żyć jak najbliżej brata, by być dla niego skałą, obrońcą i stróżem w każdym momencie życia. Oczywiście miłość do Thomasa jest cały czas wystawiana na próbę, bo trudno być cały czas przy osobie, która jest bardzo wrażliwa, całą sobą pochłania mrok rzeczywistości, a na dodatek wszędzie doszukuje się spisków, podsłuchów i nadciągającej apokalipsy. Nie mówiąc już o zapędach autodestrukcyjnych, które kończą się obcięciem ręki jako formą odkupienia za grzechy tego świata.
Role są tak skrajne, jak to tylko możliwe, ale dzięki fenomenalnej roli Marka Ruffalo sukces zostaje w pełni osiągnięty. Wcielający się w obu braci aktor potrafi być przekonujący zarówno jako zwykły gość pragnący normalności, jak i zaburzony psychicznie mężczyzna zagubiony w swoich myślach. Rzadko kiedy szarżuje, raczej stara się być blisko psychologii postaci. Rozumie, kim oni są, gdzie przebiegają między nimi różnice, ale też gdzie są do siebie podobni, bo przecież w końcu są bliźniakami. Ruffalo prezentuje niezwykłe skupienie. Unika szokowania, taniego wyciągania od widzów łez, lecz po prostu wchodzi w skórę bohaterów, którym fatum regularnie rzuca kłody pod nogi. Jest zmęczony, pozbawiony wiary w sens wszystkiego, a jednocześnie idzie do przodu, bo nic innego mu nie pozostało.
Reżyserujący wszystkie odcinki Derek Cianfrance rewelacyjnie wykorzystuje materiał źródłowy. Konsekwentnie przybliża widzom kolejne tragedie rodziny Birdseyów, umiejętnie zwalniając i przyspieszając narrację. Uwielbia wręcz te momenty, w których niby nic się nie dzieje – gdy kamera wpatruje się w twarz postaci i następuje bardzo powolne zbliżenie, by uzewnętrzniły się wszystkie emocje, które ludzie noszą głęboko w sercach. Jako że bardzo rzadko dochodzi do szczerych wyznań, przy pomocy obrazu twórca próbuje wydobyć to, co ukrywa się w podświadomości, tłumione poczuciem winy i lękiem przed czołowym zderzeniem z traumatycznymi wspomnieniami.
Teoretyczne założenia serialu dotyczą przedstawienia ostatnich akordów życia jednego z braci, lecz w praktyce przez sześć godzin poruszonych zostaje kilka niezwykle ważnych wątków dotyczących nie tylko natury relacji międzyludzkich, ale także systemu opieki psychiatrycznej i psychopatycznej strony polityki prowadzonej przez oglądanych w telewizji przywódców.
Gdy Dominick czyta rękopis pozostawiony przez jego dziadka, pojawiają się retrospekcje z życia wcześniejszych członków rodziny bohaterów. Okazuje się, że Domenico Tempesta przyjechał do USA z Sycylii, dorobił się pieniędzy w szaleńczy sposób, spowodował śmierć brata, a przy okazji kupił sobie za żonę kobietę wraz z jej siostrą, co ściągnęło na jego ród klątwę. Wątek dziadka jest przerażający, obrzydliwy, wyzuty z jakichkolwiek dwuznaczności.
Lęk przed spiskami Domenico przechodzi na zaburzonego psychicznie Thomasa, który także wszędzie doszukuje się krwawych konspiracji. Przy tej okazji twórcy idą w zaskakującą stronę, często przyznając rację bohaterowi. Okazuje się, że jego szalone teorie się sprawdzają, mimo że nie jest w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie i postrzega rzeczywistość przez pryzmat krzywego zwierciadła ulokowanego w umyśle. W ten sposób powstaje istotne pytanie, na ile system opieki psychiatrycznej pomaga takim ludziom wrócić do zdrowia. Albo inaczej – gdzie przebiega granica między zdrowiem a chorobą, skoro niby “szalona” osoba celniej ocenia świat? Czy można takim osobom nie wierzyć, tylko wtrącać je do zamkniętych ośrodków, by na zawsze je odseparować od innych ludzi? Zwłaszcza że Thomas ma rację, gdy przestrzega przed nadciągającą wojną w Zatoce Perskiej, gdy przywódca zamieszkiwanego przez niego kraju jest zbyt łapczywy, żądny krwi i władzy, by zatrzymać turbokapitalistyczną, militarystyczną machinę.
Wydaje się jednak, że najważniejszym elementem serialu jest jego terapeutyczna wymowa, gdy Dominick przepracowuje traumy, zastanawiając się nad tym, czy nie zrodził się z kazirodczego związku. To wiem na pewno stanowi sumę dywagacji na temat dziedziczności grzechów, rodzinnych klątw, a także fatum jako nieodłącznego partnera w podróżowaniu przez życie. Do pewnego momentu razi brak choćby odrobinę bardziej pozytywnego spojrzenia na losy bohaterów, ale na szczęście końcówka produkcji HBO w pełni ten brak rekompensuje.
Ostatnie sceny są najważniejsze i to o nich najbardziej warto pamiętać. Każdy z widzów, niczym Dominick i Thomas Birdseyowie, może doświadczać kolejnych tragedii, ale nie liczy się rozdrapywanie ran kłótniami, frustracjami, a później solenie ich wyrzutami sumienia. Nie wypada narkotyzować się złudną nadzieją, szaleńczo poszukiwać sensu egzystencji albo pozbywać się energii, skazując się na rychłą samozagładę.
Wymowa To wiem na pewno jest do bólu prawdziwa i na swój sposób wzruszająca. Trzeba niczym biblijny Hiob stanąć nago wobec losu, pokornie przyjąć jego wyroki i zrozumieć, że szarpanina nic nie da. Boje ze światem zawsze są skazane na porażkę, w przeciwieństwie do szczerej, pełnej miłości rozmowy, przebaczenia i prośby o przebaczenie najbliższych osób. Te bitwy zawsze są zwycięskie.