search
REKLAMA
Seriale TV

MINDHUNTER. Recenzja pierwszego odcinka

Karolina Chymkowska

16 października 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Fani Davida Finchera (do których zdecydowanie się zaliczam) musieli uzbroić się w sporo cierpliwości – od czasu premiery Zaginionej dziewczyny upłynęły już wszak trzy lata. Wszystkich zaniepokojonych mogę zapewnić od razu na wstępie, że talent Finchera przez ten czas bynajmniej nie ucierpiał. Reżyser jest w świetnej formie, co widać niemal od pierwszych minut serialu Mindhunter, jego osobistym dziełem są bowiem dwa pierwsze i dwa ostatnie z dziesięciu odcinków.

Wszyscy, którzy interesują się kryminologią, doskonale znają nazwiska Johna E. Douglasa i Roberta Resslera. Na mojej półce Mindhunter stoi tuż obok Crime Classification Manual, profilerskiej biblii, której Douglas jest jednym ze współautorów. Od niedawna książkę można również kupić w polskim tłumaczeniu. Wymieniłabym jego nazwisko w odpowiedzi na pytanie o osoby, które najbardziej podziwiam, jest kimś na kształt mojego prywatnego guru. Jedna z jego szczególnie cennych cech to bezkompromisowość – nie waha się wyrażać niepopularnych opinii, jak w sprawie niewinności West Memphis Three, Amandy Knox czy rodziców JonBenét Ramsey. Jego rysy możemy odnaleźć w niejednym filmowym bohaterze: to on jest bezpośrednią inspiracją Jacka Crawforda z serii książek Thomasa Harrisa – Czerwony smok i Milczenie owiec. Bryan Fuller myślał o nim, tworząc postać Willa Grahama w serialu Hannibal. Również życiorysy Jasona Gideona i Davida Rossiego w serialu Zabójcze umysły nawiązują do Johna E. Douglasa. Ma status jednego z pierwszych profilerów kryminalnych w historii, pioniera analizy behawioralnej, przeprowadził szczegółowe wywiady z najgroźniejszymi seryjnymi mordercami, m.in. Davidem Berkowitzem, Tedem Bundym, Johnem Wayne’em Gacym, Edmundem Kemperem czy Dennisem Raderem.

Początki bynajmniej łatwe nie były. Do dzisiaj profilowanie kryminalne budzi wątpliwości u niektórych przedstawicieli prawa i porządku, nietrudno sobie wyobrazić, z jaką nieufnością traktowano je w latach siedemdziesiątych. Douglas niejednokrotnie doświadczał ostracyzmu ze strony kolegów po fachu, policjantów i innych agentów. Do momentu, kiedy okazało się, że jego metoda działa i przynosi efekty. Pracował nad analizowaniem zachowań i motywów, klasyfikacją brutalnych zbrodni, wiktymologią, typami zachowań przestępczych, kierując się przesłankami, których gołym okiem dostrzec się nie dało. Nie da się zmierzyć, zważyć i umieścić pod lupą gniewu, nienawiści, zazdrości, pożądania… Uczył się, w jaki sposób skutecznie przesłuchiwać i zdobywać informacje od podejrzanych. Skutecznie, czyli biorąc pod uwagę profile psychologiczne – tendencje sadystyczne, psychopatyczne, narcystyczne. Inaczej przecież rozmawia się z niezorganizowanym zabójcą kierowanym przez urojenia, inaczej z maniakiem władzy i kontroli. Uczył się sam, zdobywał doświadczenia i przekazywał tę wiedzę innym. Przekazuje ją do dzisiaj, chociaż przekroczył już siedemdziesiątkę i od dawna jest na emeryturze.

Mindhunter pokazuje właśnie te niełatwe początki. Wciąga stuprocentowo już od pierwszych minut, chwyta za kark i nie odpuszcza. Atmosfera jest gęsta, emocje aż kipią, autentyzm postaci i problemów, z którymi się mierzą, przemawia wprost do wyobraźni i do serca. Klimat ma w sobie coś z filmu noir, a pogrążone w światłocieniu, jakby spowite w dymie, przesycone brązami i szarościami kadry kojarzą się jednoznacznie z wizualną oprawą Fincherowskiego Zodiaka. Nie brakuje jednak również lekkości, humoru i błyskotliwych ripost. Główni bohaterowie to grany przez Jonathana Groffa i wzorowany na postaci Johna E.Douglasa Holden Ford oraz alter ego Roberta Resslera – Bill Tench (Holt McCallany). Kiedy poznajemy Holdena, jest zrezygnowany i rozczarowany tym, co odbiera jako porażkę. Ma niejasne wrażenie, że takich porażek dałoby się uniknąć, gdyby tylko zastosować odpowiedni model proceduralny, wyjść poza schemat wymagany od negocjatora.

Ktoś zabija, bo… właśnie, bo co? Bo jest szalony? Czy to naprawdę takie proste? Słowo-klucz, zawierające w sobie wszystko? Holden niespodziewanie znajduje sojusznika podzielającego te wątpliwości, w osobie starszego o kilkanaście lat Tencha. Robertowi Resslerowi, na którym ta postać jest wzorowana, często przypisuje się ukucie doskonale nam dzisiaj znanego terminu: seryjny morderca. Obaj zgadzają się, że coś się w społeczeństwie zmieniło, zmieniła się więc i przestępczość. Żeby za tym nadążyć – a więc chwytać i zapobiegać – trzeba nauczyć się od nowa, jak zadawać właściwe pytania.

Holden jest niezwykle ujmujący, ponieważ wydaje się do bólu zwyczajny. Nie ma w nim nic z genialnego ekscentryka, nic wybitnego ani szczególnie charyzmatycznego. Jest młody i poszukujący, bardzo ludzki w swoich wątpliwościach i momentami młodzieńczo naiwnym spojrzeniu na świat. Pracuje nad znalezieniem własnego miejsca i mimo pewnego rozgoryczenia ewidentnie wciąż mu się chce – coś zrobić, coś zmienić, coś nowego odkryć. Bardzo łatwo mu uwierzyć, utożsamić się z nim i obdarzyć sympatią, kiedy demonstruje towarzyską niezręczność czy otwarcie przyznaje się do niewiedzy. Ta nić porozumienia, nawiązana na samym wstępie, tylko się umacnia, dzięki czemu kolejne kroki Holdena stają się podróżą również i dla nas, a jego sukcesy odbieramy bardzo osobiście (wpadki zresztą również). I chociaż w pierwszym odcinku Mindhuntera na pozór dzieje się niewiele, mamy do czynienia wyłącznie z nakreśleniem ram, stworzeniem bazy pod właściwą akcję, wprowadzeniem graczy na scenę – to jednak nie ma w tym ani grama nudy, jeśli już, to tylko narastająca ekscytacja w oczekiwaniu na właściwe danie. Szczęśliwie nie trzeba na nie czekać przez kolejne weekendy, bo na wyciągnięcie ręki znajduje się odcinek drugi (i kolejne). W drugim zaś spotkanie z błyskotliwym, wybitnie inteligentnym i diabelnie niebezpiecznym Edmundem Emilem Kemperem III. Ale to już materiał na inną opowieść.

11 października nakładem Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak ukazało się polskie tłumaczenie książki: Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI autorstwa Johna E. Douglasa i Marka Olshakera.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA