Wydaje mi się, że na tej liście należy wspomnieć o produkcji Dead of Summer, mimo że nie stoi ona na szczególnie wysokim poziomie. Fatalne zakończenie i łopatologiczne wątki nie hamują dobrej zabawy, bo w Dead of Summer znajdziemy praktycznie wszystko: czcicieli diabła, morderstwa, duchy, dużo krwi i flaków oraz siły nadprzyrodzone. Jak to w tego typu produkcjach bywa, grupa nastolatków przyjeżdża na letni obóz, by pełnić tam rolę opiekunów. Mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi sygnalizują im, by wyjechali stamtąd jak najszybciej, ci jednak postanawiają zostać, uznając, że nic złego nie może ich spotkać. To klasyczny wręcz przykład wstępu do krwawego slashera. Na plus bez wątpienia zasługuje klimat i dużo nawiązań do klasycznych już dzieł jak chociażby Piątek, trzynastego. Znajdziemy tu także ciekawy plot twist oraz po raz kolejny namiętne wręcz wykorzystywanie przez twórców motywu zapoczątkowanego przez inny serial – American Horror Story. Jeżeli ktoś spodziewał się w tym przypadku zupełnie nowej jakości, to niestety źle trafił. Dead of Summer to typowy przykład klasycznych horrorowych schematów oraz bohaterów, którzy bardziej stereotypowi być nie mogą. Ale to w niczym nie przeszkadza wobec możliwości poczucia klimatu lat 80. i kręconych wówczas slasherów.
Zasadnicza część serialu była kręcona w latach 1999-2002, zaś pożegnalna seria 4 powstała w 2017 roku. Serial to w Polsce chyba mało znany, choć swego czasu emitowała go u nas Wizja 1 (czy ktoś tę stację telewizyjną jeszcze pamięta?), a poszczególne odcinki można obejrzeć na pewnym ogólnodostępnym portalu. A szkoda, że serial przeszedł w naszym kraju bez większego echa, bo jest to jedna z największych perełek brytyjskiej komedii. Tworząca go grupa aktorsko-scenopisarska Liga Dżentelmenów to godni następcy Latającego Cyrku Monty Pythona. Wznosi ona brytyjski humor na szczyty absurdu, dorzucając do tego sporą garść makabreski. Humor to więc najczarniejszy z możliwych. Dochodzi do tego świetne aktorstwo filarów grupy: Marka Gatissa, Steve’a Pembertona i Reece’a Shearsmitha, którzy wcielają się w prawie wszystkie, nader liczne role w serialu: od postaci kobiecych do niezapomnianego czarnego króla Cyganów Papa Lazarou. W dodatku serial do końca trzyma poziom, nie gryząc własnego ogona. Dla wszystkich miłośników brytyjskiego humoru pozycja absolutnie obowiązkowa.
Jeżeli widzieliście jakikolwiek dokument na temat zaginięcia Madeleine McCann, to serial Zaginiony nie będzie niczym innym jak przedstawieniem bardzo podobnej historii. O ile sprawa McCannów jest dla mnie medialnym cyrkiem, o tyle w tym przypadku zaserwowany został nam przejmujący dramat rodziców, których dziecko ginie w trakcie wspólnych wakacji. Sama nie mam dzieci, ale czytając o sytuacjach, gdy ginie dziecko, czuje się ekstremalnie nieswojo. Przecież przeważnie to wyłącznie wina chwili nieuwagi rodzica, który prawdopodobnie już nigdy więcej nie zobaczy swojej pociechy. W tym przypadku twórcy skupili się na prawdziwych emocjach i prawdziwym bólu przeżywanym przez tego typu osoby, nie przeginając w żadną stronę. Mamy więc pełnoprawny thriller, gdzie policja, rodzice oraz prywatny detektyw ścigają się z czasem, by odnaleźć zaginionego chłopca. To także pokazanie dramatu człowieka, którym kieruje nic innego jak obsesja znalezienia syna, niedopuszczającego do siebie myśli, że ten może już nie żyć. To też bez wątpienia ciekawa propozycja dla każdego, kto lubi rozwiązywać zagadki kawałek po kawałku.
A waszym zdaniem jakie mniej znane seriale z ostatnich kilkunastu lat warto nadrobić?