Seriale z DOBRĄ fabułą, ale FATALNĄ obsadą

Wychowane przez wilki (2020), reż. m.in. Ridley Scott
Podobne wpisy
Minęło już dość czasu od premiery serialu, żebym spojrzał na niego bez sentymentu, co nie oznacza, że bez emocji. Wciąż uważam, że jak na film – co trzeba zaznaczyć – udało się twórcom przekazać w fabule niespotykanie nowatorskie teorie na temat religii, transhumanizmu oraz fantastyki naukowej. Zrobili to czasem zbyt wprost, żeby nie powiedzieć łopatologicznie, niemniej mądrość produkcji jest niezaprzeczalna. Ten czas, który minął od premiery, uświadomił mi, że rola aktorów w pokazaniu trudnych do przyjęcia przez widzów wniosków filozoficznych jest niepomierna. Faktycznie na początku czułem pewien dyskomfort podczas zapoznawania się z Matką (Amanda Collins), lecz nie połączyłem odpowiednio jej aktorskiej emfazy, za pomocą której starała się przemienić w androida, z tłem starającym się przekazać wiedzę humanistyczną. Wychowane przez wilki zapewne cieszyłyby się lepszym odbiorem, gdyby Matka mniej dramatycznie zachowywała się na planie. Zgadza się, była androidką, jednak w postaci Ojca aż tak bardzo nie widać tego przejaskrawienia. Mam świadomość, że umieszczenie w zestawieniu Wychowanych przez wilki nie do końca realizuje założenia tematu artykułu, ale skorzystałem z okazji, żeby postawić kropkę nad i oraz podzielić się ukształtowaną z czasem opinią, zwłaszcza że recenzowałem serial. Mimo wszystko na przykładzie najnowszego działa Scotta i Guzikowskiego widać, jak mógłby się zmienić odbiór filmu, gdyby wymienić głównego aktora. Sztywna, skłonna do recytowania dialogów Amanda Collins stała mi na drodze do tego, bym mógł uznać, że edukacyjne założenia produkcji zostały zrealizowane. Znakomicie realizowali je natomiast Travis Fimmel i Niamh Algar.
Star Trek: Stacja kosmiczna (1993–1999), reż. m.in. René Auberjonois
Cała fatalność (czy też fatalizm) emanuje w serialu głównie z jednego źródła – Avery’ego Brooksa w roli kapitana Benjamina Sisco. Aktor snuje się po planie zdjęciowym jak jakiś niedowartościowany oficer, któremu zapomniano dać awans po odsłużeniu już wystarczająco długiego czasu. Naprawdę ciężko znieść tego człowieka na ekranie. Sytuację ratują trochę René Auberjonois w roli konstabla Ono i Armin Shimerman jako uroczy Quark. To jednak za mało, gdy w fatalności szefa stacji kosmicznej wtóruje mu wycięta z drewna Nicole De Boer (Ezri Dax) oraz Michael Dorn odtwarzający komandora porucznika Worfa. Jest to dla mnie tym bardziej ciekawe, że znam Dorna z pełnometrażowych filmów Star Trek, i wcale tam taki posągowy nie był. Kręcenie takich seriali zawsze jest ryzykowne, bo jakkolwiek świetnie napisze się scenariusz, to zatrudnienie mniej znanych aktorów zawsze będzie się kłócić z kultowymi postaciami z głównej serii – w tym przypadku przygód załogi Enterprise, którą dowodził kapitan Jean-Luc Picard (Patrick Steward).
13 posterunek (1997–2000), reż. Maciej Ślesicki
Przyznaję, że z kilku odcinków faktycznie się śmiałem, i to mocno, ale to było ponad 20 lat temu. Poza tym niezwykle cenię Cezarego Pazurę za legendarne dla polskiego kina role, lecz nie tę z 13 posterunku. Percepcja, zwłaszcza sztuki filmowej, z biegiem czasu się zmienia. Im więcej się ogląda, tym więcej się widzi. A obserwacja późniejszych karier gwiazd 13 posterunku im nie pomogła. Gagi w serialu były naprawdę dobrze napisane, ale ich odgrywanie przez Cezarego Pazurę czy też np. Aleksandrę Woźniak co najmniej aktorsko koślawe, a niekiedy wręcz żenujące. Wypadało jednak zadbać o jakąś równowagę między komediowością a zachowywaniem się jak klaun w cyrku. Pazura nazbyt często próbował przerysować swoje zachowanie. Aleksandra Woźniak czy Piotr Zelt zresztą również. Najlepiej pod względem balansu wypadał Marek Perepeczko.