SERIALE, które trzymają WYSOKI poziom do samego końca
Mad Men (2007–2015)
Historia pewnej agencji reklamowej, rozgrywająca się w latach 60. ubiegłego wieku, to bodaj najbardziej jednolita fabuła telewizyjna, jaką dane mi było obejrzeć. I broń boże, nie traktuję tego jako zarzut, wręcz przeciwnie. Wszystko może się dziać, dzień może ułożyć się nie po twojej myśli, żona może się obrazić, a dziecko cię obśmiać, ale podchodząc do kolejnego odcinka Mad Men, zawsze otrzymasz tę samą żelazną klasę, którą urzekł cię już podczas pierwszego spotkania. Na tym opiera się główna siła kultowego już show stacji AMC. Mad Men, choć podejmuje tematykę mody i konsumpcji, sam idzie im na przekór, unikając jak ognia stosowania liftingu. Ten serial nie musi pomagać sobie żadnym pudrem, ponieważ jest tak dobry, że stanowi jakość w każdym calu. I tę właśnie jakość konsekwentnie kontynuuje przez siedem sezonów, nie musząc uciekać w rejony radykalnych wolt fabularnych. Wszystko rozgrywa się spokojnie, bez pośpiechu, niczym szary dzień z życia agencji. Mad Men jest jak wypalany przez Dona Drapera papieros. Mechanizm analogiczny jak przy raczeniu się dymem działa tu w sposób prosty, acz zabójczo skuteczny.
Układy (2007–2012)
Z chwilą zapoznania się po raz pierwszy z Układami nie sądziłem, że potrwają one aż do piątego sezonu. Spodziewałem się raczej szybkiej akcji pozbawionej fajerwerków. Tymczasem konflikt na linii Patty Hewes – Ellen Parsons przerodził się w istną batalię. Serial produkcji FX do samego końca konsekwentnie utrzymuje bardzo przyzwoity poziom, podkreślając przy tym wybitne kreacje aktorskie Glenn Close i Rose Byrne. Warto nadmienić, że niemająca szczęścia do Oscarów Glenn Close dla odmiany otrzymała Złoty Glob za występ telewizyjny w Układach. Skomplikowana relacja między głównymi bohaterkami stanowi główny atut show, ukazując, że nawet jeśli kogoś nienawidzimy, jesteśmy w stanie przejąć jego cechy charakteru. Interesującym wątkiem Układów jest także podejście bohaterek do prawa – jeśli chodzi o realizację ich partykularnych interesów, w jednej chwili ze strażników prawa przeobrażają się w adwokatów diabła. Dziś o Układach pewnie niewielu już pamięta, z racji tego, że serialowych dramatów sądowych jest więcej niż mrówek, ale wciąż warto sobie tę niezwykle wyrównaną pozycję przypomnieć, chociażby w ramach ciekawostki.
Breaking Bad (2008–2013)
Postanowiłem zakończyć to zestawienie wyjątkowo silnym akcentem, tak by nikt nie miał wątpliwości, co miałem na myśli, pisząc o serialach, które od początku do końca są tak samo dobre. Za wyjątkowością tej produkcji niech przemawia przypadek mojej kochanej żony (serialoholiczki na równi ze mną), którą przez lata starałem się przekonać do tego, by w końcu zapoznała się z produkcją autorstwa Vince’a Gilligana. Swego czasu obejrzała dwa pierwsze odcinki i kompletnie ją ta produkcja nie zainteresowała. W końcu, po żmudnych zapewnieniach, że seansu żałować nie będzie, po długich prośbach i namowach, groźbach rozwodu i innych typowych małżeńskich dyskusjach, żona przebrnęła przez kilka pierwszych odcinków i… wessało ją na dobre. Odtąd przez kilka tygodni konsekwentnie każdy dzień kończył się seansem Breaking Bad, który żona oglądała z wypiekami na twarzy. Dzieci mogły się budzić, świat mógł właśnie się kończyć, ale dla niej ważniejsze było, że odhacza kolejne rozdziały historii Waltera White’a. Historii niezwykłej, niejednoznacznej, głębokiej, zabawnej, przerażającej i ze wszech miar wciągającej. Od pierwszego do ostatniego odcinka.