search
REKLAMA
Ranking

CIERPIENIA MELA G.

Jacek Lubiński

7 września 2016

REKLAMA

Pani Soffel (1984)

Mel_soffel

Poziom cierpienia: 65%

Początkowo to może nie bajka, bo Melowski Ed Biddle (postać autentyczna) siedzi w pierdlu i, czekając na egzekucję, o mało nie ginie w pożarze; zostaje też dotkliwie pobity pałką przez jednego ze strażników. Potem jednak zakochuje się i ucieka. Gorzej, że ostatecznie otrzymuje w korpus kilka śmiertelnych kul podczas policyjnej obławy. Umiera gdzieś na śniegu, z bólem na ustach i przesądzeniem, że wcześniej zabił ukochaną na jej własne życzenie. Niezbyt fajnie.

 

Rzeka (1984)

Mel_river

Poziom cierpienia: 25%

Tym razem Mel to farmer Tom i, jak sam tytuł wskazuje, to woda jest jego głównym utrapieniem. I rzeczywiście – ponieważ nie jest Jezusem, już w pierwszej scenie o mało się nie topi, ledwo uchodząc z życiem. Potem, już na sucho, zostaje pobity i opluty, a od własnej małżonki dostaje raz z liścia. Poza tym cierpi głównie jego godność, a on sam… pracuje – ciężko, naprawdę ciężko haruje, aby przetrwać w niesprzyjających warunkach klimatyczno-społecznych i uratować rodzinę od nędzy, a plony od zalania (nie on jeden zresztą). Aha, jeszcze świeżo obcięte włosy go swędzą – a przynajmniej tak twierdzi. Cóż…

 

Bunt na Bounty (1984)

Mel_bounty

Poziom cierpienia: 15%

W roli ostatniej już w zestawieniu postaci autentycznej, Fletchera Christiana, Mel cierpi zaskakująco mało, zważywszy na historyczne fakty. W rzeczywistości Christian zginął młodo, w mało przyjemny, niechlubny sposób, niejako pokutując za swe niegodne brytyjskiego marynarza czyny. W filmie z kolei największy ból fizyczny sprawia mu egzotyczny tatuaż i doskwierają mu psychiczne rozterki względem znęcającego się nad załogą kapitana – przyjaciela, którego ostatecznie zdradza. Cała historia kończy się natomiast z odpowiednią dla kina, acz naznaczoną wyraźnym smutkiem romantyczną aurą, a los Fletchera opisany jest jako niepewny. Inna sprawa, że w trakcie zdjęć Mel został pobity podczas bójki w barze i potem chodził opuchnięty, co ponoć widać w niektórych ujęciach.

 

Rok niebezpiecznego życia (1982)

Mel_year

Poziom cierpienia: 20%

Mimo iż tytuł obiecuje wiele, ostatecznie wcielający się w dziennikarza Guya Hamiltona Mel bardziej ryzykuje, niż cierpi. Ot raz zostaje lekko draśnięty maczetą w prawą nogę, a raz uderzony w głowę karabinem – na tyle jednak niefortunnie i mocno, że doznaje obrażeń lewego oka, które w dalszej perspektywie może nawet stracić. Męczy się więc Mel, będąc unieruchomiony w łóżku przez kilka(naście?) godzin, ale potem wraca do swojej ukochanej i jest milusio. Gorzej, że w międzyczasie ginie mu także bliski przyjaciel, co Mel oczywiście przeżywa na swój sposób. Romans z młodziutką Sigourney Weaver, która jest na niego napalona niczym potężna, dobrze naoliwiona XIX-wieczna lokomotywa, wszystko jednak wynagradza – zapewne z nawiązką. Dodatkowe punkty wędrują za fakt, że na planie faktycznie bywało niebezpieczne, a poszczególni członkowie ekipy – w tym Mel – otrzymywali śmiertelne pogróżki.

 

Tim (1979)

Mel_tim

Poziom cierpienia: 10%

Tutaj Mel to nie do końca rozwinięty psychicznie Tim Melville, czyli swoisty Forrest Gump – młodziutki i uroczy oraz szczery chłopak, który jednocześnie bywa ciamajdowaty i nie zawsze potrafi się odnaleźć w życiu, zwłaszcza w stresujących, niezrozumiałych dla niego sytuacjach. Cierpi zatem głównie sercowo, kiedy wpierw siostra odchodzi z domu, by poślubić innego faceta, a następnie kiedy jedno za drugim umierają jego rodzice. Raz także zaprzyjaźniona z nim Mary niemal wprost rani jego uczucia. Ale poza tym największym problemem jest dla TiMela opanowanie czytania książek. Czyli normalnie bułka z masłem, za którą w tym wypadku trzeba jednak policzyć podwójnie.

 

trylogia Mad Max (1979-1985)

Mel_max

Poziom cierpienia: 85%

Szalony Max Rockatansky, czyli Mel znów (a raczej po raz pierwszy) musi zmierzyć się przede wszystkim z bólem po stracie bliskich – brzydcy, źli ludzie zabijają mu żonę i dziecko, co doprowadza naszego bohatera na skraj człowieczeństwa. Ponadto na przestrzeni trzech filmów Max zostaje postrzelony w lewe kolano (w kolejnej części chodzi w specjalnej szynie), tratują mu motocyklem prawą rękę, w którą potem zostaje ponownie ranny – podobnie jak w lewą nogę, lewe oko i korpus. Ma połamane żebra, rozszarpany lewy bark, szramę na pół twarzy i przetarte stopy. Jest ranny w głowę, duszony, poturbowany przez olbrzyma oraz związany i pozostawiony na śmierć na pustynnych bezkresach. Natomiast dzień przed zdjęciami do części pierwszej Mel wdał się w barową bójkę (to chyba jakieś hobby), która zaowocowała u niego limem i śliwą, za co punktacja dodatkowo leci w górę. No i w ostatniej części przez jakiś czas także straszy jezusową fryzurą. Generalnie (post)apokalipsa pełną gębą.

 

Summer City (1977)

aka Coast of Terror

Mel_summer

Poziom cierpienia: 5%

Za rolę Scollopa w swym kinowym debiucie Mel otrzymał 20 dolarów australijskich. Opłacalne, biorąc pod uwagę, że przez większość tej pretekstowej fabuły wyrywa laski i surfuje oraz wydurnia się z kumplami. Gorzej, że ci od początku traktują go trochę jak popychadło, zatem nie trzeba długo czekać, aż blondwłosy (!) Mel zostanie przypadkowo potrącony i nadepnie mu się na nogę. Dostaje także leciutko deską surfingową po głowie i zabierają mu jedzenie (potem zresztą obrywa hot-dogiem, acz już nie od nich). Ostatecznie, już na całkiem serio, zostaje uderzony z łokcia i kopnięty, a gdy widzimy go ostatni raz, to mocno rozpacza po stracie kumpla. Ponieważ jest to jednak jeden z najnudniejszych filmów świata, jak rzadko kiedy bardziej od Mela cierpi tutaj widz. Bywa.

 

Całkowity poziom cierpienia: 1733%

 

Ot i wsio!

korekta: Kornelia Farynowska

A na deser dowód, że Mel Gibson to najsłodsza osoba na świecie, a nie żaden psychol:

Mel-Gibson

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA