SEQUELE hitów finansowych, które ZAROBIŁY znacznie MNIEJ od oryginału
O popularności premier kinowych decydują dziesiątki, jak nie setki czynników; zaczynając od oczywistości, takich jak znane nazwiska w obsadzie, renoma reżysera, poprzez nakłady finansowe i wysiłek włożony w promocję, aż po ostateczny wyznacznik, jakim jest dobrze wycelowany moment premiery, tak by jak najbardziej podkręcić zainteresowanie produkcją. Wielu hitom finansowym wzorowanym np. na literaturze czy ogólnie pojętych dziełach kultury masowej pomaga z pewnością rozpoznawalność ich pierwowzoru, jednak nie raz i nie dwa mieliśmy już do czynienia z sytuacją, w której zupełnie awangardowa i oryginalna produkcja spotkała się wśród widzów z wielką sympatią. Czasem jednak, na fali popularności pierwszych części filmów, które faktycznie w box offisie zrobiły swoje, twórcy ślepo idą za ciosem w nadziei, iż ubogi scenariusz i brak wyraźnego pomysłu na kontynuację losów bohaterów nadrobią wspomniane rozpoznawalne nazwiska i dobry marketing. Jak pokażą wam poniższe przykłady, owa taktyka nie zawsze ma jednak szansę się sprawdzić. Oto sequele znanych produkcji, które zarobiły znacznie mniej, niż przewidywano, pozostając daleko w tyle za pierwszymi częściami.
„Zoolander 2” (2016) – reż. Ben Stiller
Zoolander z 2001 roku należy do tego rodzaju filmów, do których powracamy bardziej z sentymentu i związanymi z nim wspomnień niż ze względu na ich wysoką kinową jakość. Superprodukcja z Benem Stillerem i Owenem Wilsonem w rolach głównych przyniosła twórcom kilkudziesięciomilionowy zysk i aż do 2016 roku wydawała się dziełem domkniętym, które kontynuacji zupełnie nie potrzebowało. Uczucie to nie znika nawet w jednej minucie seansu Zoolander 2, który krytycy w recenzjach zrównali niemal z ziemią. Kontynuacja przygód Dereka i Hansela zwróciła się twórcom tylko w niewielkim stopniu – budżet produkcji wynosił 50 milionów dolarów, podczas gdy box office szacowany jest na jedynie 6 milionów więcej.
„To: Rozdział 2” (2019) – reż. Andrés Muschietti
Jeżeli młodzi czytelnicy nie mieli dotychczas zbytniej styczności z twórczością Stephena Kinga, po premierze To miliony dzieciaków niemal natychmiast poznały nazwisko ojca amerykańskiego horroru. Film sprzedał się na świecie, zaskarbiając sobie uznanie zarówno krytyków, jak i widowni, która pokochała losy grupy nastolatków z Derry. Z box office’em wartym 701 milionów dolarów To stało się najlepiej sprzedającym się horrorem w historii. Nic więc dziwnego, iż z niecierpliwością oczekiwaliśmy na drugi rozdział opowieści wzorowanej na prozie Kinga, w której zagwarantowano nam obecność wielkich hollywoodzkich gwiazd wcielających się w dorosłe wersje postaci z pierwszej części. Nawet to nie uratowało jednak To 2, które zamiast dreszczyku emocji, choć porównywalnego do tego z 2017 roku, przyniosło nam więcej ciar żenady i taniej melodramatyczności. Zbytnie rozbudowanie wątków miłosnych przysłoniło główny motyw historii, za sprawą którego bohaterowie wrócili w końcu do swoich rodzinnych stron. To 2 zarobiło na świecie niemałą kwotę 473 milionów, jednak jakością i opłacalnością pozostało daleko w tyle za swoim poprzednikiem.
„Grease 2” (1982) – reż. Patricia Birch
Grease do dziś uznawany jest za jeden z najbardziej kultowych musicali wszech czasów. Mimo że obecnie oglądamy go z charakterystyczną nutą cringu przez zbytnią infantylizację postaci i przenikającą do kości cukierkowość narracji, zdaje się to mieć swój jedyny i niepowtarzalny urok, który zadecydował o jego stałym miejscu na liście klasyków amerykańskiego kina. Tego samego nie powiemy jednak o kontynuacji hitu z Olivią Newton-John i Johnem Travoltą, która pojawiła się w kinach w 1982 roku. Co spowodowało tak dotkliwy spadek popularności sequelu w porównaniu z pierwszą częścią serii? W Grease 2 próżno doszukiwać się tej samej charyzmy co wcześniej, a oliwy do ognia dolał angaż wówczas debiutującej Michelle Pfeiffer. Niezapomniany duet Newton-John i Travolty zapewnił Grease w box offisie aż 350 milionów dolarów, za to drętwa kontynuacja hitu okazała się dla twórców druzgocącą finansową porażką – Grease 2 zarobił na świecie nieco ponad 15 milionów dolarów.
„Matrix: Zmartwychwstania” (2021) – reż. Lana Wachowski
Trend na wznawianie serii, które przed laty osiągnęły międzynarodowy sukces, niesie za sobą ogromne ryzyko, a mimo wszystko współcześni twórcy zdają się coraz częściej na siłę ciągnąć nas z powrotem do świata ukochanych bohaterów. Niestety, przedstawianiem ich na nowo kilkadziesiąt lat później często krzywdzą i umniejszają zasłużony sentyment. Matrix: Zmartwychwstania to wyjątkowo naciągana próba odtworzenia dawnej legendy, jaka według wielu jedynie ośmieszyła powracających do roli Neo i Trinity Keanu Reevesa i Carrie-Anne Moss. Swoje zrobiła również pandemia koronawirusa, która kilkukrotnie powodowała zmiany daty premiery produkcji, jednak wciąż za największe przyczyny upadku słynnego uniwersum uznaje się kiczowatość, pominięcie logiki narracji najnowszej części i jej skupienie na złożeniu hołdu oryginalnej trylogii bardziej niż na celowości i autentyczności nowej odsłony. Matrix: Zmartwychwstania to idealna baza do dyskusji o tym, jak nie powinno się kręcić sequeli i jaki jest ich sens po tak wielu latach od zakończenia pewnego filmowego rozdziału. Dzieło Lany Wachowskiej przy budżecie wartym 190 milionów dolarów zamiast oczekiwanego zysku przyniosło ponad 30 milionów strat.
„Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia” (2016) – reż. Dave Green
Kinowa wersja komiksów, których szczyt popularności przypada na przełom lat 80. i 90. ubiegłego wieku, okazała się strzałem w dziesiątkę. Mimo szeregu druzgocących recenzji, które odradzały wiernym fanom czwórki wojowniczych mutantów pokładać wiarę w ich nowe wcielenie, Wojownicze żółwie ninja przyniosły twórcom zdecydowany zysk w postaci 493 milionów dolarów. Blockbuster z Megan Fox w roli głównej dla wielu okazał się jednak jedynie mało ambitną imitacją znanej i utrwalonej w popkulturze powszechnie wersji serialowej, co mocno odbiło się na wynikach sprzedaży następnej części wznowionej sagi. Przewrotnie, mimo znacznie bardziej przychylnej oceny ze strony krytyków, Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia zarobiły dokładnie połowę tego, co ich pierwsza część – 245 milionów dolarów.
„Ghostbusters II” (1989) – reż. Ivan Reitman
Film, który kontynuacji zupełnie nie potrzebował, a kiedy ostatecznie ją dostał, okazała się ona zdecydowaną finansową klapą. Ghostbusters weszło w kanon współczesnej kultury i zarobiło na świecie niemal 300 milionów dolarów. Ghostbusters II spotkało się zaś ze zdecydowanie mniej przychylną odpowiedzią ze strony widzów – w samych Stanach Zjednoczonych film zarobił 112 milionów, a na całym świecie kwota ta wyniosła 215 milionów.
„Halloween 2” (1981) – reż. Rick Rosenthal
Sukces otwierającego filmu serii, która zapewniła Jamie Lee Curtis międzynarodową karierę, okazał się dla twórców niemałym zaskoczeniem – przy budżecie liczącym kilkaset tysięcy dolarów horror Halloween wspiął się na wyżyny kinowej popularności, zarabiając łącznie ponad 70 milionów. Niepozorny tytuł o psychopatycznym mordercy, który 15 lat po zabójstwie swojej starszej siostry ucieka ze szpitala psychiatrycznego i z powrotem sieje postrach w rodzinnym mieście, wyreżyserowany przez nieznanego wcześniej większemu gronu odbiorców Johna Carpentera, wyznaczył ostatecznie kierunek przyszłym twórcom filmowych slasherów. Tego samego nie powiemy jednak o kontynuacji hitu, po której wraz ze zwiększonym nakładem finansowym oczekiwano zysku przynajmniej porównywalnego do jedynki. Fani pierwszego Halloween zarzucają sequelowi z 1981 roku schematyczność i zanik tajemniczości na rzecz drastycznej zmiany klimatu, większej ilości krwawych i mocnych scen, która nie dla wszystkich miłośników pierwszej części okazała się równie pociągająca. Halloween 2, tym razem niewyreżyserowane już przez Carpentera, zarobiło mniejszą sumę 25 milionów dolarów.
„Powrót do przyszłości II” (1989) – reż. Robert Zemeckis
Powrót do przyszłości w reżyserii Roberta Zemeckisa to obok Gwiezdnych wojen czy Indiany Jonesa jedna z najbardziej popularnych serii filmowych lat 80. Pierwsza część przygód doktora Emmetta Browna przyciągnęła do kin rzesze widzów, a jej box office wyniósł zawrotne 380 milionów, co zapewniło jej tytuł najbardziej opłacanego filmu 1985 roku. Niestety, zarówno recenzje, jak i zyski drugiej części nakręconej w 1989 roku znacząco różniły się od pierwszego Powrotu do przyszłości. Mimo dwukrotnie większego budżetu w porównaniu do poprzednika Powrót do przyszłości II zarobił na świecie ponad 50 milionów mniej niż ten sprzed czterech lat.