search
REKLAMA
Zestawienie

SEQUELE filmów superbohatererskich LEPSZE od oryginału

Kontynuacje, które przebijają oryginały.

Filip Pęziński

19 stycznia 2024

REKLAMA

Utarł się w świecie kinomanów pogląd, że sequel nigdy nie przebija oryginału, pozostając zaledwie popłuczynami po świeżej, pełnej pomysłu i pasji tworzenia części pierwszej. Rzeczywiście, nieraz jest to przykra prawda, ale w mojej recepcji powstało naprawdę wiele udanych sequeli, a przynajmniej kilka takich lepszych od oryginałów. Właśnie o takich pozycjach przeczytacie w poniższym zestawieniu. Tym razem w kontekście kina superbohaterskiego.

Uwaga! Poniżej znajdziecie tylko bezpośrednie sequele, a nie części trzecie czy czwarte, stąd brak np. Avengers: Wojny bez granic, jednego z najlepszych filmów superbohaterskich w historii i trzeciej odsłony serii o tytułowej grupie.

„Powrót Batmana”

Zacznijmy od prawdziwej klasyki gatunku i jedynego filmu w tym zestawieniu zakorzenionego jeszcze w ubiegłym tysiącleciu. Po niezwykle udanym – tak komercyjnie, co i artystycznie – Batmanie z 1989 roku studio zapragnęło jego kontynuacji, proponując Timowi Burtonowi nakręcenie drugiej części. Ten zgodził się pod warunkiem, że dostanie w pełni wolną rękę. Tak powstał Powrót Batmana. Z jednej strony mroczna antybaśń o samotności i odrzuceniu, z drugiej pełna energii zabawa konwencją po brzegi wypełniona czarnym humorem i erotycznymi aluzjami. A przy tym absolutny triumf wyobraźni i aktorskiego kunsztu.

„X-Men 2”

X-Men Bryana Singera to z pewnością jeden z filmów kluczowych dla rozwoju nurtu kina superbohaterskiego, ale z perspektywy prawie ćwierć wieku także produkcja mocno ograniczona skalą, budżetem, pomysłem. Dzisiaj wyglądająca niczym pilot (bardzo udany!) serialu, nie efektowny blockbuster. Rzecz zupełnie inaczej ma się z X-Men 2. Sequel znakomicie rozwija wątki zaczęte w oryginale, dodaje sporo ciekawych postaci, poszerza skalę, stawia na bardziej efektowne sceny akcji. W końcu ma wybitnego antagonistę w postaci Williama Strykera granego przez samego Briana Coxa.

„Strażnicy Galaktyki vol. 2”

Zdanie to może nieco kontrowersyjne, ale o ile pierwsi Strażnicy Galaktyki w kinie mnie zachwycili, tak niezbyt chętnie wracam do tego filmu, który po dwóch znakomitych kontynuacjach wydaje mi się trochę zbyt zachowawczy i mimo wszystko generyczny. W drugich Strażnikach James Gunn postawił już na dużo bardziej autorskie podejście do powierzonego mu projektu, czyniąc sequel z jednej strony zabawniejszym, z drugiej emocjonującym. Ale też przede wszystkim oryginalnym i niecodziennym. Widać to klarownie chociażby, gdy porównamy antagonistów filmów: gdzie tam przezroczystemu Ronanowi do niezapomnianego Ego.

„Deadpool 2”

Pierwszy Deadpool bezpardonowo przedarł się przez tkankę superbohaterskiej konkurencji, udowadniając, że po prostu można. Z ograniczonym budżetem, z kategorią wiekową R, bez wsparcia Disneya. Nic dziwnego, że ten pełen energii, humoru, akcji, ale i serca film szybko doczekał się kontynuacji. Deadpool 2 okazał się sequelem na miarę relacji Nowej nadziei i Imperium kontratakuje. Większym, odważniejszym, bardziej emocjonującym, lepiej napisanym, zrealizowanym z dużo większą finezją i nieporównywalną skalą. Deadpool to dobry film superbohaterski. Deadpool 2 to jeden z najlepszych.

„Spider-Man: Daleko od domu”

Nie Spider-Man 2 jak pewnie wielu by obstawiało, ale właśnie Spider-Man: Daleko od domu jest w mojej recepcji tym świętym Graalem pajęczych sequeli. Po świetnym włączeniu Petera Parkera do Kinowego Uniwersum Marvela w najpierw Kapitanie Ameryce: Wojnie bohaterów, a potem pełnowymiarowo w Spider-Manie: Homecoming bohater ten doczekał się filmu, w którym był już w pełni zaaklimatyzowany w dzielonym świecie największych ziemskich herosów i mógł rozwinąć skrzydła w ramach emocjonującej, zabawnej, romantycznej i pełnej akcji opowieści o wchodzeniu w dorosłość i braniu odpowiedzialności za swoje talenty.

„Legion samobójców: The Suicide Squad”

Przykład dla tego zestawienia bardzo nietypowy, bo sequela będącego świetnym filmem, chociaż kontynuacją totalnego paździerza. Taka relacja bowiem łączy Legion samobójców Davida Ayera z Legionem samobójców: The Suicide Squad Jamesa Gunna. Tam, gdzie Ayer (do spółki z Warnerem) zawiódł pokracznym mrokiem, niepotrzebnym nadęciem i źle napisanymi postaciami, tam Gunn wkroczył ze swoją lekkością, udanym humorem, sercem do pisanych postaci i wizualną zabawą. Nie jest to typowy sequel (o czym świadczą m.in. tytuły obu produkcji), ale wciąż druga przygoda tytułowego składu, nawet jeśli ostała się z niego tylko Harley Quinn (jedyny jasny punkt części pierwszej).

„Spider-Man: Poprzez multiwersum”

O Spider-Manie: Poprzez multiwersum pisałem na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy wielokrotnie. Z prostego powodu: to jeden z najlepszych – o ile nie najlepszy – filmów 2023 roku. Emocjonujący blockbuster, wizualne arcydzieło, najlepszy film o Spider-Manie, doskonałe kino superbohaterskie. Określeń na ten niezwykłe widowisko mam wiele, a każde sprowadza się do prostego wniosku: sequel przebił w każdym aspekcie i tak rewelacyjne Spider-Man Uniwersum. Aż trudno wyobrazić sobie, co twórcy musieliby przedstawić nam w zapowiedzianym zwieńczeniu trylogii o Milesie Moralesie, żeby wejść na poziom jeszcze wyższy.

I już na koniec, żeby uniknąć pytań: nie uważam, że Mroczny Rycerz jest filmem lepszym od Batmana – Początku. O problemach tego pierwszego pisałem TUTAJ.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA