SEBASTIAN FABIJAŃSKI. Portret aktora
Obawiam się, co dalej Sebastian Fabijański zawodowo pocznie ze sobą po tej roli – może okazać się, że na jakiś czas przed nim nie ma już nic, ściana. Kto dalej w filmie polskim mu da wyzwanie? Kto napisze dla niego rozwalającą rolę, jaką niewątpliwie jest “Cukier”? Patryk Vega zrobił mu przysługę, gdyż pozwolił pokazać tkwiący w nim od dawna potencjał, ale mógł równocześnie też zrobić mu zawodowe tzw. kuku.
Karolina Korwin Piotrowska napisała w swojej recenzji “…Od czasów Franza Maurera i Despera nie było w polskim kinie akcji tak wyrazistej roli…” można to uznać za komplement oraz wyróżnienie, ale jednak jest różnica czy Sebastian Fabijański “stanie się” Maurerem czy Despero. Albowiem fakt jest taki, że Maurer stał się nieśmiertelnym bohaterem w polskim kinie, ale w warstwie aktorskiej na lata uśmiercił Bogusława Lindę. Odebrał mu to, co wypracował Linda do czasu współpracy z Władysławem Pasikowskim. Despero jest znacznie lepszym kierunkiem, ponieważ wybijającym w górę. “Cukier” to duża szansa, duża kreacja, która uświadomi istnienie Sebastiana Fabijańskiego jeszcze tym, którzy go nie poznali i oby był to początek wielkiego wybuchu.
Brak w Polsce młodych aktorów na miarę Janusza Gajosa, Marka Kondrata czy Piotra Fronczewskiego.
Aktorów, których twarze nie “walają się” po wszystkich programach rozrywkowych, czy na licznych imprezach promujących każdy istniejący produkt. Brak aktorów, którzy mają szacunek do swojej pracy, twarzy, ciała i warsztatu. Cholerna współczesność papek mózgowych w TV sprawia, że w wielu wypadkach aktorzy “zmuszeni” są do mizernych kompromisów, których zwykle cofnąć się nie da.
Polskie warunki w branży telewizyjnej i filmowej doprowadzają do sytuacji pt. zagłaskać kotka na śmierć. W każdym roku zostaje wybrana jedna osoba (aktor/aktorka) i jest ona absolutnie wszędzie – gra wszędzie, bierze udział we wszystkim, wypowiada się na każdy temat. Aż w pewnym momencie jest jej takie przesycenie, że publiczność ma już jej dość, zaczyna takiego artystę negować, a co za tym idzie “odrzucać” projekty, w których bierze udział. Jestem ciekawa czy Sebastian Fabijański po roli “rozwalającej system” skusi się na to, na co się kiedyś skusił Borys Szyc, Paweł Małaszyński, czy teraz Piotr Głowacki, czyli bycie obecnym w każdym medium. Między aktorstwem a „gwiazdorstwem” istnieje długi proces kariery. Nigdy nie można sobie pozwolić na to, aby aktorstwo stało się celem gwiazdorstwa na początku swojej kariery.
Pozostając na poziomie filozofii Schopenhauera, warto zaznaczyć, że “szybko zdobyta sława jeszcze szybciej więdnie.”
Mam kilku współczesnych polskich “idoli”, których droga kariery mi się podoba – jest roztropna, konsekwentna, odpowiedzialna i przemyślana. Aktorstwo to zawód, który ma się wykonywać przez całe życie, więc warto unikać brukowej popularności, gdyż ona nic nie daje (no oczywiście poza pieniędzmi, ale cytując tytuł polskiego filmu sprzed lat Pieniądze to nie wszystko):)
Mam wiarę w Sebastiana Fabijańskiego i jego zdolności aktorskie, ale niestety nie jestem pewna jego dalszej drogi zawodowej. Wielu było w polskim kinie, których podziwiałam za to, jak udało im się zagrać jedną z pierwszych powierzonych im ról (Borys Szyc – Symetria, Paweł Małaszyński – Oficer, Antek Pawlicki – Z odzysku, Wojtek Zieliński, Piotr Głowacki), a nagle ambicje zawodowe zlały się z opłacalnym finansowo byciem celebrytą i coś, co można było przekuć w złoto, na ekranie przekuli w żyłę złota płynącą z byle jakich propozycji serialowych i filmowych.
Ich twarz stała się tak przeciętna, tak nudna, tak zwykła, że ludzie szybko zapomnieli lub nie odkryli realnego potencjału.
Doskonale wiem, że aktorstwo jest zawodem, czymś, na czym każdy chce też zarobić, ale wielu młodych aktorów zachowuje się tak, jakby musiało wykorzystać wszystko, co im dał początkowy sukces już od razu, jakby bycie wybiórczym miało sprawić, że wrócą do punktu zero. Po pierwszym sukcesie zaczynają odcinać kupony popularności stając się tylko “gadającymi głowami” opowiadającymi w telewizji śniadaniowej jakie diety stosują lub w jakich porach dnia najchętniej sprzątają. Dlaczego tacy aktorzy czy aktorki jak Maja Ostaszewska, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, King Preis, czy Maciek Stuhr umieją być cierpliwi? Cierpliwość i ambicja to coś, co powinien aktor brać pod uwagę, bowiem jak się “spali” na wstępie to do końca pozostanie przysłowiowym Hansem Klosem. Z wysokiego konia upadek boli znacznie bardziej, więc jak “zaczyna się” od wykopu to trzeba udowodnić, że nie był to jedyne osiągniecie, łut szczęścia, który może zdarzyć się każdemu, nawet zwykłemu przeciętniakowi (tak sytuacja wygląda np. z Jamie Dornanem, który jeden jedyny raz, jak do tej pory, zagrał wybornie w serialu The Fall, a potem mizerna szarzyzna).
W aktorstwie liczy się złoty strzał, jedna dobra rola, trafiona w czas, miejsce i oczekiwania publiczności. Taka jedna rola może zmienić wszystko. Na tej fali można długo płynąć, ale gdy się jej nie “podsyca” nowym uderzeniami kiedyś osłabnie, ustoi się i odsłoni płyciznę.
Tego, czego jeszcze brakuje w Polsce to wykształconych, rzetelnych tzw. celebrity publicist. Ludzi, który będą umieli kierować rozkwitem kariery aktora, a potem karierą pod względem zawodowym. Ludzi, których będzie interesować autentycznie dobro aktora, kogoś, kto zadba o jego trafność wyborów, będzie umiał iść za ciosem i potencjałem aktora, a nie tylko za zapachem pieniędzy. Aktorzy sami umieją oceniać projekty, które otrzymują, ale gdy pojawia się nadmiar propozycji następuje “szum komunikacyjny”. Oczywiście Polska to nie Ameryka i nawet dobry czy wypromowany aktor nie otrzymuje stu propozycji w ciągu roku, ale gdy następuje nasilenie ofert, ktoś racjonalny powinien stać przy młodym aktorze i podpowiadać co może spowodować upadek, a co jest warte uwagi. Nie wierzę w to, że ktokolwiek z branży filmowej uważa, że serial np. Na noże jest dobry, ciekawy czy innowacyjny, a jednak “ktoś” Piotra Stramowskiego, Piotra Głowackiego czy Wojciech Zielińskiego w to wkręcił.
Może jestem naiwna, nawet mimo swojego wieku, ale przemawia przez ze mnie nieustanna miłość do kina i ciągle wierzę, że aktorstwo to zawód dla wybranych, dla najzdolniejszych, a gdy wie się, że się ma talent, nie można czuć satysfakcji z grania w telenowelach czy serialach, które można oglądać myjąc gary, sprzątając mieszkanie, czy bawiąc się z dziećmi.
Polski show-biznes zabija, więc dobrze by było, aby aktor, który kocha swój zawód, traktował to środowisko na dystans – tak jak robi to np. Jakub Gierszał, Marcin Kowalczyk, Mateusz Kościukiewicz i jak na razie Sebastian Fabijański.
Na Sebastiana Fabijańskiego stawiam, liczę na emocje, które mam nadzieję, jeszcze popłyną z ekranu za jego sprawą. Trzymam kciuki, aby nie wybrał po Belfrze i Pitbullu drogi uwsteczniającej, czyli np. jakiejś super produkcji TVN-u lub POLSAT-u (o TVP nawet boję się myśleć).
A na zakończenie ponownie sięgam po Schopenhauera, ponieważ jego słowami mogę dać „radę” Sebastianowi Fabijańskiemu “nie masz żadnej szansy, ale ją wykorzystaj.” Dlatego niech wygra w aktorze determinacja “Cukra” i niech świat filmu będzie jego wyobrażeniem.