ROONEY MARA. Introwertyk wśród ekshibicjonistów

Ostatnie lata to już coraz mocniejsza pozycja młodszej z sióstr Mara, która swoimi sukcesami zaczęła przyćmiewać starszą Kate. W 2015 roku dokonał się największy dotychczasowy triumf Rooney, która z prestiżowego festiwalu w Cannes wyjechała z nagrodą za główną rolę żeńską w Carol Todda Haynesa (jury przyznało nagrodę ex aequo także Emmanuelle Bercot za Moją miłość). Za tę kreację otrzymała także drugie nominacje do Oscara i Złotego Globu i choć statuetek nie otrzymała, jednoznacznie pokazała, że interesują ją tylko poważne aktorskie wyzwania. W stylowym, niezwykle dopracowanym pod względem odtworzenia realiów epoki melodramacie Haynesa Mara stworzyła chyba najbardziej emblematyczną dla jej aktorskiego stylu postać – zamknięta w sobie, chłodna dla swojego adoratora Therese jest prawdziwym wulkanem uśpionych emocji. Bohaterka kreowana przez Rooney jest jednocześnie krucha i silna, zimna i gorejąca najsilniejszymi uczuciami. Haynes pozwolił dziewczynie z Bedford na znalezienie własnej interpretacji osobowości Therese, a ekranowe partnerstwo Mary i Cate Blanchett to prawdziwy spektakl pasji i zmysłowości. W tym samym roku, jak gdyby dla stworzenia równowagi pomiędzy pozytywnymi i negatywnymi akcentami w karierze, Mara znalazła się w ogniu krytyki za przyjęcie roli Indianki Tiger Lily w filmie przygodowym Piotruś. Wyprawa do Nibylandii Joe Wrighta. Trudno z całą pewnością powiedzieć, że właśnie ten incydent wpłynął na wyniki widowiska w box office, ale Piotruś… stał się jednym z największych klap finansowych sezonu, zarabiając w kinach mniej niż wynosił budżet filmu (128 vs 150 milionów dolarów). Przyzwoita koniec końców ekranizacja przygód Piotrusia Pana pozostaje jednym z najsłabszych punktów w harmonijnie rozwijającej się karierze Mary.
Rok 2016 to zdecydowany powrót Rooney do bardziej kameralnego repertuaru – poza rolą dubbingową w Kubo i dwie struny filigranowa aktorka pojawiła się w tytułowej roli w ekranizacji sztuki Davida Harrowera Una w reżyserii Benedicta Andrewsa (do zobaczenia w Polsce na początku sierpnia podczas festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty), opowiadającym o przeżyciach pacjentki szpitala psychiatrycznego dramacie The Secret Scripture Jima Sheridana (ani słowa o polskiej premierze) oraz w Lion. Droga do domu Gartha Davisa, opartej na faktach historii wychowanego w Australii Hindusa, który po latach pragnie odnaleźć biologiczną matkę i rodzeństwo. W tegorocznym sezonie kinowym Mara powraca do współpracy z Davidem Lowerym w doprawionym fantasmagorią melodramacie A Ghost Story, zaś polscy widzowie właśnie mają okazję podziwiać Rooney w jej debiucie u Terrence’a Malicka, Song to Song. Twórca Drzewa życia to reżyser, któremu aktorska osobowość Mary musiała wyjątkowo przypaść do gustu – w nacechowanym metafizyką, onirycznym stylu reżysera introwertyczna natura Rooney powinna wydać się wyjątkowo na miejscu. Rok 2017 to dla Mary także jeszcze jeden debiut – występując w Odkryciu wyreżyserowanym przez swojego byłego partnera Charliego McDowella, po raz pierwszy pojawiła się w produkcji Netflixa. Futurystyczny thriller egzystencjalny zebrał sporo pochlebnych recenzji, a my mieliśmy okazję oglądać Rooney w rzadko widzianym u niej blondzie. W najbliższym czasie Mara wystąpi w tytułowej roli w religijnej Marii Magdalenie Gartha Davisa, a także w Don’t Worry, He Won’t Get Far on Foot Gusa Van Santa, którego premierę przewidziano na 2018 rok. Na planie obu tych produkcji współpracuje z Joaquinem Phoenixem, swoim obecnym partnerem.
***
Podobne wpisy
Samowystarczalna, skryta, zamknięta w sobie – to tylko kilka przymiotników, jakimi określali Rooney Marę koledzy i koleżanki z planu. Cate Blanchett nie mogła wyjść z podziwu, jak tak zrównoważona i wyciszona osoba może z taką swobodą przeistaczać się w kogoś o wiele bardziej temperamentnego przed kamerą. I rzeczywiście – choć wiele spośród ról Mary odzwierciedla jej introwertyczną i skrytą naturę, posiada ona w swym dorobku niemal tyle samo kreacji stojących w kontrze do osobowości aktorki. Wydaje się jednak, że ta naprawdę wybitna rola, ten jeden, jedyny, niezapomniany występ, wciąż jest jeszcze przed 32-letnią Rooney. Choć już dziś świat doskonale zdaje sobie sprawę z jej znakomitych umiejętności, nie można oprzeć się wrażeniu, że nadal nie wyzwoliła z siebie całości potencjału. Może gdy trafi na projekt, który poruszy jej serce tak, jak dzieci z kenijskiego slumsu, będzie w stanie wznieść się na ten mityczny poziom aktorstwa, który oddziela artystów od rzemieślników.
korekta: Kornelia Farynowska