Role, którymi NICOLAS CAGE udowodnił, że jest ŚWIETNYM AKTOREM
Nicolas Cage – bratanek Francisa Forda Coppoli, gwiazda Hollywood, laureat Oscara, były zięć Elvisa Presleya, człowiek-mem. Jego przesadnie ekspresyjną mimikę znają nawet osoby nieinteresujące się kinem, a niewielu kolegów po fachu może się pochwalić takim dorobkiem ról, które zapisały się na stałe w popkulturze (nieważne, czy z powodu jakości, czy memicznego potencjału). Rodzaj kultu, jaki narósł wokół Cage’a przesłania nieco podstawowy fakt na jego temat – że Nicolas Kim Coppola to naprawdę zdolny aktor. I nie jest nawet tak, że jego talent pozostał przez lata uśpiony czy niewykorzystany. Przez całą karierę, obok niezamierzenie komicznych i przestrzelonych ról, w filmografii aktora pojawiały się regularnie pozycje, którymi udowadniał na ile naprawdę go stać.
„Zostawić Las Vegas”
Zacznę od najbardziej oczywistego przykładu, czyli filmu, który przyniósł naszemu bohaterowi Oscara. Posępny dramat Mike’a Figgsa opowiada o złamanym życiowo scenarzyście-alkoholiku, który przybywa do Las Vegas, by tam zakończyć swoje życie, w którym nie widzi sensu. Na miejscu łączy go przypadkowa relacja z prostytutką Serą, z którą wspólnie zmierza ku końcowi. Ciężka, psychologiczna rola protagonisty Zostawić Las Vegas pozostaje jednym z najlepszych dokonań Cage’a, pokazującą całe jego spektrum środków jako aktora dramatycznego. Oscara zapewniła mu przede wszystkim umiejętność zniuansowania swojego bohatera, rozpiętego między nihilistycznym ciągiem ku destrukcji a rozpaczliwym pragnieniem chwytania się ostatnich skrawków życia, jakie mu pozostały. Po Zostawić Las Vegas mogło się wydawać, że Cage pozostawia daleko w tyle absurdalnie komiczne ekscesy z Pocałunku wampira i zmierza na ścieżkę szacownej kariery gwiazdora a-klasowych produkcji, umajoną nominacjami do najważniejszych nagród. Jak się okazało, los przygotował dla laureata statuetki amerykańskiej Akademii w 1996 roku inny scenariusz.
„Dzikość serca”
Może nawet bardziej ikoniczną w kontekście wysokojakościowego kina niż ta Zostawić Las Vegas jest rola Cage’a w kultowej Dzikości serca Davida Lyncha. Nietuzinkowe kino drogi z 1990 roku łączy w sobie pełnokrwisty kryminał, baśniowy romans i surrealistyczną wycieczkę po rubieżach Stanów Zjednoczonych. Podobnie Cage w roli Sailora Ripleya oferuje całą gamę aktorskich ekspresji, które najlepiej podsumowuje słynna linijka na temat kurtki ze skóry węża, reprezentującej jego indywidualność i wiarę w wolność osobistą. Przyszły odtwórca roli samego siebie idealnie synchronizuje się z Lynchowską dziwnością przesycającą Dzikość serca, dosłownie stając się na ekranie uosobieniem mitycznej, wyśnionej amerykańskiej wolności. Trudno sobie wyobrazić w tej roli kogokolwiek innego.
„Bez twarzy”
Arthouse arthousem, ale to nie on zdefiniował karierę i wizerunek Cage’a. Te ugruntowały się na polu kina akcji. Jednym z jego sztandarowych osiągnięć w tej konwencji jest Bez twarzy – bezpretensjonalny thriller Johna Woo, w którym między bohaterami Cage’a i Johna Travolty dochodzi do… zamiany twarzy. Oznacza to, że przez znaczną część filmu Cage gra poniekąd Johna Travoltę, który udaje, że gra Nicolasa Cage’a. Ten karkołomny przekładaniec daje nam jeden z najbardziej soczystych występów Cage’a, który zarówno jako „oryginalny” terrorysta Castor Troy, jak i jego wariant będący w istocie pragnącym zemsty na tym pierwszym agentem FBI jest charyzmatyczny do granic niepokojącego obłędu, serwując przy okazji kilka klasycznych „cageizmów” (jak choćby w scenie, w której wykonuje headbanging w sutannie). Ktoś powie, że to już jedna z przeszarżowanych ról gwiazdy Skarbu narodów, ja natomiast widzę tu popis aktora, który umie popychać swoje role do ekstremów, nie tracąc przy tym kontroli, i wzbogacać nimi filmy.
„Mandy”
Jeśli w filmografii Cage’a, w XXI wieku wypełnionej po brzegi wątpliwej jakości kiepskimi produkcjami, należałoby wskazać jakiś moment przełomowy, w którym jego kariera skręciła raz jeszcze na właściwe tory, to byłoby to chyba właśnie Mandy. Film Panosa Cosmatosa przynosi końską dawkę okraszonego neonami i kokainą kampu, w którą oprawiona jest pokręcona historia zemsty. W roli pragnącego wymierzyć sprawiedliwość sekcie motocyklistów Cage rozwija cały swój potencjał w zakresie ról odjechanych. Jego ekspresja wybija skalę, na twarzy malują się całe pejzaże morderczego szału, a w scenach akcji jest równie surrealistyczny co otaczające go kłęby czerwonego dymu i wymyślne rekwizyty. W Mandy Cage i Cosmatos przekuli w atut to, co uchodziło za największe mankamenty warsztatu aktora, dystansując nawet najbardziej pokręcone momenty Bez twarzy i tworząc jedyną w swoim rodzaju kultową pozycję.
„Świnia”
Jeśli jest jedna pewna rzecz w karierze Nicolasa Cage’a to ta, że potrafi on kolejnymi filmami zaskakiwać. Pozycją wpisującą się w ten nurt jest Świnia z 2021 roku. Elewator pitch tego filmu – mężczyzna wyrusza na poszukiwanie porywaczy jego ukochanej świni – brzmi jak zapowiedź parodii Johna Wicka, tym bardziej, jeśli dodamy do tego zapowiedź występu Cage’a w roli głównej. Tymczasem, zamiast być inną wersją Mandy, Świnia okazuje się kameralną opowieścią o samotności. Są w filmie Sarnoskiego momenty sugerujące kampowe przełamanie, a Cage ma okazję parę razy zademonstrować swoje zdolności w zakresie groteski, ale to tylko podpuszczanie – kulminacje rozgrywają się w poruszających scenach rozmów, a narracja celowo idzie w stronę antywidowiskowości. W tak skrojonej historii Cage tworzy jedną ze swoich bardziej stonowanych kreacji, poruszającą delikatniejsze struny i pokazującą czulsze oblicze bohatera tego tekstu.
„Twierdza”
W połowie lat 90. Nicolas Cage był u szczytu popularności w Hollywood i jego twarz regularnie pojawiała się w mainstreamie. Rok po pamiętnym występie w Zostawić Las Vegas dołączył do Seana Connery’ego i Eda Harrisa w widowisku akcji Michaela Baya: Twierdzy. Zgrabny najntisowy akcyjniak, przywołujący nieco bondowskiego sznytu, jest dla Cage’a okazją do stanięcia bok w bok z legendą gatunku szpiegowskiego i sprawdzeniem w prostolinijnie sensacyjnej roli. Być może nie ma tu zbyt wiele do roboty, ale w takim kinie też trzeba się odnaleźć. Cage gładko wchodzi w rolę młodego speca z FBI, wpasowując się dobrze w konwencję filmu i dostrajając z bardziej doświadczonym ekranowym partnerem. Do takich ról też trzeba sprawnego doboru środków aktorskich, a Cage robi to bezbłędnie.
„Raising Arizona”
Zarówno w filmografii Cage’a, jak i współczesnych klasyków Hollywood: braci Coen Raising Arizona to pozycja nieco zapomniana. A niesłusznie, bo komedia kryminalna, w której Cage wciela się w porywacza tytułowego dziecka, to prawdziwa perełka. Jednym z czynników, który o tym decyduje, jest właśnie główna rola, w której młody wówczas aktor tworzy niejednoznaczny portret opryszka o sporym sercu, z którym widzowie łatwo nawiązują, jeśli nie nić sympatii, to choćby empatii. Partnerując Holly Hunter, Cage niepostrzeżenie kradnie film dla siebie, a jego H.I. to być może jedna z najmocniej wcieleniowych postaci w filmografii, udowadniająca, że i całkowite zatopienie w roli i wydobycie z dowolnego scenariusza człowieka z krwi i kości leży w zakresie możliwości aktora.
„Adaptacja”
A co jeśli do filmu wstawilibyśmy… dwóch Nicolasów Cage’ów? Wyjdzie coś takiego jak w Adaptacji Spike’a Jonze’a i Charliego Kaufmanna. We frapującym, operującym na kilku poziomach metafilmie Cage wciela się w podwójną rolę: bliźniaków Charliego i Donalda Kaufmannów. Będący swoim całkowitym przeciwieństwem bracia są praktycznie dwiema rolami, a Cage potrafi nie tylko wcielić się w obydwu, ale również znakomicie zagrać ich interakcje. W piętrowej konstrukcji Kaufmanna możemy odczytywać podwójną rolę trochę jako autokomentarz, trochę jako schizoidalny portret jednostki twórczej, a trochę grę Cage’a z autorem scenariusza. Surrealistyczna i pogłębiona psychologicznie rola Charliego/Donalda jest jednym z największych osiągnięć Cage’a i dowodem na to, że nawet gdy już zaczynał grać w produkcjach niskich lotów, nie zgubił swojego wielkiego talentu – co najwyżej schował go za pazuchę.
„Zły porucznik”
Remake klasycznego neonoir Abla Ferrary wydawał się ryzykownym pomysłem. Tym bardziej że wzięli się za niego znany z egocentryzmu i na tamtym etapie kariery nie zawsze trafionych wyborów artystycznych Werner Herzog i znajdujący się w dołku kariery Cage. Tymczasem przeniesiona z Nowego Jorku do spustoszonego przez huragan Nowego Orleanu opowieść o upadłym policjancie okazała się zaskakująco udanym czarnym kryminałem. Jego sercem jest zmęczony i wymięty Cage, kreujący z nadzwyczajną precyzją detektywa McDonagha, który przekuwa tu swoje emploi aktora, któremu się nie chce, na przekonującą kreację wypalonego życiowo i zawodowo gliny. Rezonuje to z pejzażem spustoszonych osiedli i społecznego gnicia wykreowanym przez Herzoga i przekłada się na pewnego rodzaju powrót Cage’a do formy – choć patrząc na niego w Złym poruczniku, nie wydaje się to najlepsze określenie.
„Dream Scenario”
Na jakże smakowity deser najświeższa produkcja w tym zestawieniu, czyli popis Nicka Cage’a w Dream Scenario, filmie Kristoffera Borgliego nakręconym dla studia A24. Nasz ulubieniec wciela się w nim w przeciętnego profesora prowincjonalnego uniwersytetu, wiodącego stateczne, nudne i bezbarwne życie faceta w średnim wieku. Ten stan rzeczy ulega zmianie, gdy okazuje się, że Paul śni się regularnie setkom ludzi. Nagła sława oraz rozwój sennych eskapad wywraca życie mężczyzny do góry nogami, zmuszając do konfrontacji z nagłą popularnością i pchając w stronę mroczniejszych, dotąd skrzętnie skrywanych zakątków swojej osobowości. Rola w Dream Scenario to najprawdziwszy tour de force Cage’a – jest tu miejsce zarówno na groteskowe odjazdy, pokazujące talent aktora do surrealistycznej komedii, jak i na pogłębiony portret psychologiczny postaci konfrontowanej z ekstremalnymi sytuacjami. W rezultacie dostajemy esencję aktorstwa Cage’a, łączącą skrajne bieguny jego warsztatu w roli, za którą aktor powinien zgarniać wszystkie nagrody branżowe.
Dream Scenario w kinach od 29 grudnia.