search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Robin Williams: Dzięki za wszystko, Kapitanie – biografia

Filip Jalowski

13 sierpnia 2014

REKLAMA

O Captain, my Captain

Przed rokiem 1989 i premierą Stowarzyszenia Umarłych Poetów Williams nie próżnował. Mimo dość skomplikowanej sytuacji rodzinnej (romans, rozwód, dziecko w drodze z opiekunką pierwszego syna) rok 1988 to trzy kolejne filmy. Jeden z nich, Pecos Bill, to niezbyt długa animacja. Rzecz raczej mało interesująca, ale ważna chociażby z tego powodu, że Williams po raz pierwszy spróbował swych sił w podkładaniu głosu pod film rysunkowy. Aktor wystąpił również w Przygodach barona Munchausena, tym samym rozpoczynając współpracę z Terrym Gilliamem, do którego powróci już za trzy lata. Film, mimo ciężkiej przeprawy związanej z przekroczeniem budżetu i problemami realizacyjnymi, został odebrany pozytywnie zarówno przez publiczność, jak i krytyków. Washington Post określił go mianem „cudownego wyczynu ludzkiej wyobraźni”, zaznaczając przy okazji, że wszyscy aktorzy, pomijając Robina Williamsa, są dla Gilliama jedynie kolejnym ruchomym elementem przemyślanej kompozycji. W tym samym roku aktor pojawiał się również na deskach teatru. Wraz ze Stevem Martinem można było oglądać go na deskach Lincoln Center w Czekając na Godota Becketta.

dead-poet

Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stanął jednak dla Williamsa pod znakiem dwóch wielkich filmów. Pierwszym z nich było wspominane już Stowarzyszenie Umarłych Poetów, drugim Przebudzenia. Pierwszy z nich miał być początkowo reżyserowany przez Jeffa Kanewa (znany głównie za sprawą filmu Zemsta frajerów), który w roli Johna Keatinga, inspirującego nauczyciela języka angielskiego, widział Liama Nessona. Istniały również pogłoski, wedle których reżyseria oraz główna rola miałaby przypaść w udziale Dustinowi Hoffmanowi. Robin Williams przejął rolę w momencie, gdy na reżyserskim stołku ostatecznie usadowił się Peter Weir. Stowarzyszenie Umarłych Poetów okazało się filmem, który przeszedł do historii kina nie ze względu na ilość zdobytych nagród czy też wysokość ocen wystawianych przez krytyków. O jego niezwykłej pozycji zadecydowali widzowie, którzy zobaczyli w Williamsie nauczyciela, o którym sami zawsze marzyli. Mimo tego, że nawet wielki obrońca aktora, kilkukrotnie wspominany Roger Ebert, stwierdził, że tym razem Williams nie był porywający, że swoimi komediowymi wstawkami zniweczył dramatyczny wydźwięk postaci Keatinga, ludzie uważali zupełnie coś innego. Po dziś dzień, przez wielu Robin Williams jest automatycznie kojarzony właśnie z tą rolą.

W Przebudzeniach Penny Marshall Williams ponownie potwierdza swoje umiejętności. Dramat opowiadający o wybudzaniu pacjentów ze śpiączki jest filmem nieco zapomnianym, ginącym gdzieś pomiędzy plecami Stowarzyszenia a zbliżającym się obliczem Fisher Kinga. Duet stworzony w nim przez Williamsa oraz De Niro to pokaz prawdziwego aktorskiego kunsztu i wielkiej wrażliwości. Do roku 1990 (premiera filmu) ich nazwiska pojawiały się obok siebie jedynie w kontekście śmierci Belushiego (De Niro również odwiedził aktora w noc fatalnego w skutkach przedawkowania) lub rozważań Kubricka (reżyser poważnie zastanawiał się nad tym, czy nie obsadzić któregoś z nich w Lśnieniu). Przebudzenia dają pretekst do tego, aby zapomnieć o przeszłości i zacząć patrzeć przed siebie.

przebudzenia

Na początku lat dziewięćdziesiątych Robin Williams nie zwalniał. Jego życie rodzinne zaczęło podążać dobrymi torami. Mimo rozwodu z Valerie wciąż pozostawał w dobrych kontaktach z Zacharym (pierwsza żona nigdy nie utrudniała mu kontaktu z synem). Dobrze układało się również małżeństwo z Marshą, która w roku 1991 urodziła Cody’ego (najmłodsze dziecko Williamsa). Aktor zrezygnował również z picia alkoholu oraz brania narkotyków, co zdecydowanie polepszyło jego kondycję psychiczną. W związku z tym, Williams przestał pojawiać się na rozkładówkach brukowców, a jego prywatne życie w dużej mierze przestało intrygować żądnych kontrowersji paparazzich. Jeśli o nim mówiono, robiono to głównie w kontekście filmów, w których się pojawiał, a było o czym mówić.

Gdyby nie druga część Terminatora, reżyserem Fisher Kinga prawdopodobnie zostałby James Cameron. Z całym szacunkiem dla jego zdolności, dobrze się stało, że ostatecznie scenariusz powędrował do rąk Gilliama, który od początku walczył o angaż w projekcie. Z perspektywy czasu Fisher King po dziś dzień pozostaje jednym z najmocniejszych punktów w filmografii Brytyjczyka. Zresztą, podobne zdanie można sformułować zarówno z nazwiskiem Robina Williamsa, jak i Jeffa Bridgesa. Baśniowa opowieść opowiadająca o przezwyciężaniu własnych traum, poszukiwaniu swojego miejsca, przyjaźni i o tym, że do wytrzymania z szarą rzeczywistością potrzebna jest odrobina szaleństwa, to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów lat dziewięćdziesiątych. Williams ponownie wciela się w niej w ekscentryka, który pod komediową maską skrywa ogromne pokłady życiowej mądrości, po raz kolejny robi to w sposób mistrzowski (kolejna nominacja do Oscara i przegrana z Hopkinsem i jego Lecterem).

fisher-king

Rok 1991 to również Hook, czyli Piotruś Pan w interpretacji Stevena Spielberga. Sprzeciwiający się dorastaniu chłopiec to wręcz wymarzona rola dla Williamsa. I w istocie, to kolejna ikoniczna kreacja na koncie aktora. Mimo tego, że film Spielberga przez wielu uważany jest za jego pierwsze potknięcie, Hook zdobył całe rzesze fanów, które po dziś dzień nie mogą rozstać się z obejrzaną w dzieciństwie kasetą. Bez Dustina Hoffmana i Robina Williamsa w rolach głównych taśma z całą pewnością dawno wylądowałaby już w koszu. A jeśli już o dziecięcych fascynacjach mowa, to nie sposób nie wspomnieć o kolejnych filmach zrealizowanych przez Williamsa w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, bo które z dorastających w tamtych czasach dzieciaków nie wypatrywało oczu przed telewizorem w momencie, gdy na ekranie pojawiał się Aladyn (1992), Pani Doubtfire (1993) czy też Jumanji (1995)?

W animowanym filmie Disneya Williams użyczył głosu Dżinowi, który – dzięki jego interpretacji – szybko stał się najbardziej charakterystyczną i charyzmatyczną postacią całej bajki. Ze względu na wdzięczność wobec wytwórni (dzięki niej na ekrany kin trafiło Good Morning, Vietnam) i fakt, że Aladyn był skierowany do dzieci, aktor zgodził się na pracę przy filmie za 75 tysięcy dolarów (minimalna stawka dyktowana przez Amerykańską Gildię Aktorów Filmowych). W zamian za to, Disney zobowiązał się do ograniczenia komercyjnego wykorzystania wizerunku Dżina. Niestety, wytówrnia nie dotrzymała słowa, przez co rozpoczął się trwający wiele lat konflikt pomiędzy Williamsem a Disneyem. W jego efekcie, w kolejnych produkcjach osadzonych w świecie Aladyna Dżin przemawiał głosem Dana Castellanety. Ostatecznie aktor pogodził się z wytówrnią Myszki Miki i, w roku 2009, przyjął od niej tytuł Legendy Disneya.

doubtfire

Do występu w Pani Doubtfire Chrisa Columbusa namówiła Williamsa żona. Marsha od początku wierzyła w potencjał tkwiący w scenariuszu i zaangażowała się w projekt do tego stopnia, że znalazła się na liście płac jako jedna z producentek filmu. Jako rezolutna staruszka Williams po raz pierwszy wystąpił u boku Andy’ego Kaufmana (to właśnie o nim Milos Forman opowiedział w Człowieku z Księżyca z Jimem Carreyem w roli głównej). Robin, w charakteryzacji z filmu Columbusa, udawał babcię znanego amerykańskiego komika. Na planie, aktor ponownie oddawał się swoim słynnym już improwizacjom. Reżyser, dający mu na tym polu sporą swobodę, przyznał, że występy Williamsa były na tyle kreatywne, że mógłby zmontować kilka wersji filmu (w tym taką, którą mogliby oglądać jedynie widzowie po osiemnastym roku życia). Ostatecznie, Pani Doubtfire była przewidziana jako film z kategorii PG-13, dlatego pikantniejsze kawałki musiały przepaść na stole montażowym, a szkoda. Sam Williams przyznał, że jego wizja opiekunki w dużej mierze opierała się o wspomnienia z dzieciństwa. Media szybko podchwyciły ten trop, w skutek czego znajdująca się w domu spokojnej starości Lolly (niania Robina Williamsa) przeżyła zmasowany atak ze strony żądnych wywiadu dziennikarzy. Sam film okazał się wielkim sukcesem zarówno na gruncie amerykańskim, jak i światowym (wystarczy przypomnieć sobie jaki szał wywołał swojego czasu w Polsce). Za rolę pani Doubtfire Williams otrzymał kolejny Złoty Glob.

Bez echa przeszedł film Być człowiekiem w reżyserii Billa Forsytha. Williams wciela się w nim w Hectora – mężczyznę, który w pięciu różnych historiach, osadzonych na przestrzeni pięciu różnych epok, szuka odpowiedzi na pytania fundamentalne. Mimo tego, że u boku aktora pojawili się między innymi Evan McGregor i John Turturo film okazał się nazbyt oczywisty, by nie powiedzieć banalny. Zaraz po nim Williams rzucił kośćmi niezbędnymi do gry w Jumanji. Opowieść o grze wciągającej graczy do niezwykłego i niebezpiecznego świata pełnego dzikich zwierząt, pułapek i wąsatych myśliwych rodem z kart W pustyni i w puszczy, stała się kolejnym wielkim hitem kina familijnego. To w dużej mierze właśnie dzięki niej Williams stał się jednym z idoli polskiego pokolenia dzieciaków dorastających w latach dziewięćdziesiątych (myślę, że prócz Jumanji duża w tym zasługa o dwa lata młodszego Flubbera). Film Johnstona był dla aktora wyjątkowy jeszcze z jednego powodu – był jedną wielką rozgrywką, a – jak wspominałem wcześniej – Williams od zawsze uwielbiał wszelakiego rodzaju gry, od Kółka i krzyżyka na Call of Duty kończąc.

jumanji

REKLAMA