Robin Williams: Dzięki za wszystko, Kapitanie – biografia
Good Morning, Vietnam!
Facet wzbudzający zainteresowanie tłumów zarówno w telewizyjnych sitcomach, jak i w solowych, komediowych monologach, nie mógł nie zostać zauważony przez Hollywood. Do dziś nie do końca wiadomo, jaki film uważać za pierwszy kinowy występ Robina Williamsa. Dla części zainteresowanych jest to mający premierę w roku 1980 Popeye, w reżyserii Roberta Altmana. Inni debiutu upatrują raczej w wątpliwej jakości komedii składającej się głównie ze skeczy „z brodą”. Z Can I Do It ‘Till I Need Glasses? Roberta Levy’ego jest jednak pewien problem. Otóż, pierwsza wersja filmu – premiera w roku 1977 – nie zawierała w sobie żadnej sceny z udziałem Williamsa. Producenci komedii, liczący na ogromny finansowy sukces Popeye’a z Robinem w roli tytułowej, wpadli jednak na pewien chytry pomysł. Zaraz przed oficjalną premierą filmu Altmana wypuścili na rynek re-edycję Can I Do It ‘Till I Need Glasses?, dogrywając do niej sceny nakręcone wspólnie z Williamsem. Głównym motorem napędowym odnowionej wersji miała być, a jakże, informacja o kinowym debiucie kosmity Morka.
Mimo tego, że zyski z historii o kochającym szpinak marynarzu zdublowały koszty, jakie wydano na jego stworzenie, Paramount określił film mianem finansowej klapy. Suchej nitki nie pozostawili na nim również krytycy, choć miał on swoich obrońców wśród recenzenckiej elity. Jednym z jego obrońców był chociażby Roger Ebert, który twierdził, że rejs statkiem Popeye’a sprawia naprawdę dużą frajdę. Krytyk podkreślał również, że wraz „ze swoim permanentnym zezem i koślawym uśmiechem, Robin Williams jest w swej roli niezwykle przekonujący”. Na następną rolę aktor musiał czekać jednak dwa lata.
Rok 1982 nie był dla Williamsa czasem spokoju. Valerie zaszła w ciąże z ich pierwszym dzieckiem, aktor wciąż udzielał się jako stan-uper, a stacja ABC powoli zamykała rozdział zatytułowany Mork & Mindy. Williams pracował również na planie swojego kolejnego filmu kinowego – Świata według Garpa, opartego o prozę Johna Irvinga, jednego z ulubieńców Ameryki. Od końcówki lat siedemdziesiątych w życiu aktora obecne były również alkohol oraz narkotyki, w szczególności kokaina. W nocy, 5 marca, aktor odwiedził dom Johna Belushiego, jednego ze swoich dobrych przyjaciół. Po wciągnięciu kilku kresek i krótkiej, acz intensywnej kłótni z Catherine Smith, opuścił dom gwiazdy Blues Brothers. Nazajutrz okazało się, że Belushi nie żyje. Smith miała zaaplikować mu ponoć złoty strzał, który uniemożliwił wybudzenie ze snu. Williams po raz pierwszy raz zorientował się, że zabawa, którą rozpoczął jest wysoce niebezpieczna. Mimo wielu odwyków oraz stosunkowo długich okresów całkowitej czystości, problemy alkoholowo-narkotykowe będą towarzyszyć mu przez całe dorosłe życie, aż do śmierci.
Świat według Garpa pojawił się w kinach 23 lipca, dwa dni po trzydziestych pierwszych urodzinach Williamsa. W pewnym sensie to właśnie rola w filmie George’a Roya Hilla jednoznacznie potwierdziła ogromny aktorski potencjał aktora, który w przyszłości często będzie pojawiać się w rolach łączących w sobie elementy komediowe oraz dramatyczne. Jego Garp nie został doceniony przez ludzi, którzy decydują o przyznawaniu najważniejszych nagród (Akademia nominowała jednakże debiutującą na wielkim ekranie Glenn Close i Johna Lithgowa), Williamsa znów dostrzegli jednak krytycy, którzy niemal jednogłośnie stwierdzili, że kosmita z telewizyjnego sitcomu dorasta i jest gotowy na kolejne wyzwania. W kontekście tego filmu warto wspomnieć również o tym, że rola tytułowa została początkowo zaproponowana Christopherowi Reeve’owi. Po tym, gdy przyjaciel Williamsa odrzucił propozycję, aktor wygrał rywalizację o angaż z Jeffem Danielsem i Robertem Wuhlem.
Po Świecie według Garpa Williams na dobre wsiąkł w amerykański przemysł filmowy. W roku 1983 zameldował się na planie produkcji Ci, którzy przetrwają. Komedia opowiadała o dwóch świeżo upieczonych bezrobotnych zalewających smutki w barze, który staje się obiektem ataku uzbrojonego bandyty. Dwoje mężczyzn, mimo dzielących ich różnic, brało sprawy w swoje ręce i postanawiało stawić czoła napastnikowi. Film Michaela Ritchiego miał bazować na zderzeniu nowatorskiego komizmu Williamsa z klasyczną szkołą amerykańskiego humoru, reprezentowaną przez Waltera Matthau. Zdaniem wielu ten zabieg się nie udał, ponieważ to, co miało być główną siłą produkcji (wspomniane zderzenie), stało się jego najsłabszym punktem (wielu krytyków zarzucało, że Matthau i Williams po prostu do siebie nie pasują). Ci, którzy przetrwają mieli jednak i swoich orędowników. Wśród nich, tak jak w przypadku Popeye’a, znajdował się Roger Ebert, chwalący film za inteligentny humor skierowany do dorosłego widza.
Rok po filmie Ritchiego w kinach zadebiutowała Moskwa nad rzeką Hudson, która zebrała o wiele lepsze recenzje. Komediodramat o Rosjaninie, który ucieka ze Związku Radzieckiego i próbuje rozpocząć nowe życie w USA chwalono za inteligentny, poruszający i zabawny scenariusz. Williams po raz pierwszy wcielił się natomiast w Rosjanina, który już za kilka lat rozbawi przeżywającego życiowy kryzys Christophera Reevesa (postacie o twardym, rosyjskim akcencie będą w przyszłości pojawiały się w jego występach stand-upowych oraz filmowych – chociażby Dr. Kosevic z Dziewięciu miesięcy, czyli bezpośrednie źródło szpitalnego skeczu z kolonoskopią).
Przyjmowanie kolejnych ról i zbieranie kolejnych pozytywnych recenzji nie oznaczało jednak tego, że Williams osiągnął życiową stabilizację. Wstrząśnięty śmiercią Belushiego, ograniczył narkotykowo-alkoholowe eskapady, nałogi znacznie osłabiły jednak jego małżeństwo. Valerie usiłowała się wspierać aktora, ale po narodzinach ich syna (kwiecień 1983) najzwyczajniej zaczęło brakować jej sił. Od roku 1984 Robin zaangażował się w relację z przypadkowo poznanką kelnerką, Michelle Tish Carter. Romans nie pozostawał w ukryciu zbyt długo. Co więcej, skończył się w dość burzliwy i medialnie nieprzyjemny sposób. Mianowicie, Carter oskarżyła Williamsa o zarażenie chorobą weneryczną (wirus opryszczki) i złożyła pozew do sądu. Mimo tego, że sprawa została ostatecznie oddalona, małżeństwo z Valerie nie wytrzymało kolejnego ciosu. Od roku 1987 para znajdowała się w separacji, rok później doszło do rozwodu. W tym czasie Williams spotykał się już z opiekunką Zachary’ego – Marshą Garces, jego drugą żoną i matką kolejnej dwójki dzieci. Zelda (1989) i Cody (1991) otrzymali imiona po bohaterach ulubionych gier aktora, który niejednokrotnie przyznawał się do bycia zapalonym graczem (mogliście spotkać go chociażby na oficjalnych serwerach World of Warcraft).
Po Moskwie nad rzeką Hudson Williams zaliczył występy w filmach, które przez lata zaginęły wśród półek wypożyczalni VHS. Część z Was może przechowywać je w pamięci jako wspomnienie z czasów, kiedy rytm dnia wyznaczał dźwięk głowic odtwarzacza wideo. Sportowe Najlepsze czasy, Klub Paradise nieodżałowanego Harolda Ramisa czy oparty na nieco czarniejszym humorze Chwytaj dzień, to typowe średniaki rodem z lat osiemdziesiątych. Dziś ogląda się je raczej z przymrużeniem oka oraz sporym bagażem nostalgii, choć rola Williamsa w ostatniej z wymienionych produkcji wydaje mi się nieco niedoceniona. W rolę staczającego się na dno Tommy’ego Wilhelma aktor tchnął chyba odrobinę z prywatnych życiowych frustracji. Niemniej, wszystko to było niczym w porównaniu do tego, co wydarzyło się w karierze aktora w roku 1987.
Pierwszy Złoty Glob, pierwsza nominacja do Oscara (jak dotąd aktor był jedynie gościem oraz współprowadzącym – w roku 1986 – oscarowej gali) i ogromny światowy sukces, który spowodował, że Williams wylądował na okładkach czasopism na całym świecie. Good Morning, Vietnam Barry’ego Levinsona okazało się kolejnym wielkim przełomem w życiu Robina. Co więcej, Williams mógł odczuwać dodatkową satysfakcję, ponieważ to właśnie on zwrócił uwagę producentów na scenariusz przygotowany przez Adriana Cronauera, spikera radiowego, który posłużył za wzór dla głównego bohatera filmu. Tekst Cronauera został zakupiony przez znajdujący się pod kontrolą studia Disneya Touchstone. Mitch Markowitz niemal całkowicie zmienił jego wydźwięk, a sam Williams, wcielający się w rolę charyzmatycznego spikera nadającego dla żołnierzy stacjonujących w Wietnamie, oparł swoją rolę na aktorskiej improwizacji. Niemal wszystkie audycje, które można usłyszeć w filmie są ich efektem. Good Morning Vietnam posiada jednak i tę poważniejszą stronę. To historia o walce pomiędzy oryginalną, nieco ekscentryczną jednostką i skostniałym systemem. Czy ktokolwiek pomyślał teraz o pewnym filmie o nauczycielu?