ROBERT MITCHUM. Kariera myśliwego
Rok 1957 to dla aktora powrót do czasu wojny. Podwodny wróg (1957) Dicka Powella to efektowny dramat o „zimnym jak ryba” kapitanie amerykańskiego niszczyciela, który prowadzi specyficzny, pełen napięcia pojedynek z pozbawionym hitlerowskiego fanatyzmu kapitanem U-Boota. Przeciwnikiem Mitchuma w pojedynku aktorskim był Curd Jürgens. Podczas drugiej wojny światowej rozgrywał się także film Johna Hustona Bóg jeden wie, panie Allison (1957), w którym kapral marynarki wojennej i zakonnica poznają się na bezludnej wyspie. Nie zaznają jednak spokoju, gdyż wojna dociera nawet do tak odległych, tropikalnych zakątków świata. Chociaż aktor poradził sobie nieźle ze swoją postacią i zdobył nominacje do nagrody BAFTA, więcej słów uznania kierowano w stronę jego partnerki, Deborah Kerr (nagroda krytyków nowojorskich, nominacja do Oscara i Złotego Globu).
Zarówno Podwodny wróg, jak i Bóg jeden wie, panie Allison to dość specyficzny rodzaj kina wojennego. Nie brakuje w nich scen batalistycznych, ale nacisk położony jest na jednostki ludzkie stające oko w oko z realnym, kolosalnym wrogiem (jakim jest wojna) oraz nieokiełznaną naturą (ocean, dżungla). Strona wizualna w obu filmach nawet dziś może robić wrażenie, ale najważniejsze jest w nich aktorstwo. Bez doświadczonych i bardzo zdolnych aktorów te dramaty filmowe spadłyby o klasę niżej. Powiem jeszcze o filmie Thunder Road (1958), by podkreślić talent muzyczny tego aktora. Nie tylko czasem wykonywał piosenki w filmach, ale również komponował – wspomniane road movie zawiera jego dwa utwory: Ballad of Thunder Road i The Whipoorwill. Mało tego, scenariusz powstał w oparciu o wymyśloną przez niego fabułę.
Lata sześćdziesiąte to kontynuacja dobrej passy i występy u boku najlepszych. W wojennej superprodukcji Darryla F. Zanucka Najdłuższy dzień (1962) roi się od gwiazd, a twarz Roberta Mitchuma otrzymał generał Norman Cota, jeden z najważniejszych uczestników akcji na plaży Omaha. Po opuszczeniu planu filmowego czekała na aktora między innymi rola w filmie Johna Hustona Lista Adriana Messengera (1963). Wraz z czwórką kolegów z branży otrzymał angaż do specyficznej zabawy aktorskiej. Zadanie polegało na tym, by ukryć twarz niczym Fantomas – włożyć sztuczną szczękę, założyć perukę i lateksową maskę. Ale w tamtym okresie inna jego rola wzbudziła większe emocje – Max Cady w Przylądku strachu (1962), odrażający psychopata, prześladujący prawnika Sama Bowdena i jego rodzinę. W roli prawnika Gregory Peck, aktor o większej charyzmie, lecz w roli bezwzględnego „nocnego łowcy” by się nie sprawdził – tutaj zdecydowanie Robert Mitchum bardziej się nadawał, co już wcześniej udowodnił w debiucie Charlesa Laughtona. Rola Maxa Cady’ego należy do najlepszych w karierze aktora i tego nie zmienia mistrzowska kreacja Roberta De Niro w remake’u dokonanym przez Martina Scorsesego.
Druga połowa dekady to podbój Dzikiego Zachodu. Role w czterech bardzo od siebie różnych westernach. Najlepszy z nich to El Dorado (1966) Howarda Hawksa ze znakomitym występem Mitchuma w roli brudnego, zapijaczonego szeryfa. W Zachodnim szlaku (1967) wcielił się w postać przewodnika prowadzącego karawanę wozów zmierzającą do Oregonu. Mało wyrazista postać, podobnie jak w dramacie historycznym Jedzie Villa (1968), gdzie jako gringo wpadający w sam środek rewolucji meksykańskiej był aż nazbyt stonowany i nudny. Wyraźnie nie czuł się dobrze w towarzystwie Yula Brynnera i Charlesa Bronsona udających Meksykanów. Kolejny western z filmografii Mitchuma to Poker (5 Card Stud, 1968) Henry’ego Hathawaya. Utwór zapomniany chyba nawet przez zagorzałych miłośników gatunku, a jednak to produkcja, którą znać warto. Opis fabuły brzmi jak opis slashera. Partia pokera kończy się tragicznie – jeden z graczy okazał się szulerem i został powieszony przez pokerzystów. Wkrótce potem ci, którzy mieli z tym coś wspólnego, tracą życie w niejasnych okolicznościach. Mitchum nie miał tu wiele do zagrania (Dean Martin i Roddy McDowall dostali większe pole do popisu), ale postać pastora, który lepiej włada coltem niż słowem Bożym, jest intrygująca, otoczona aurą tajemnicy.
W międzyczasie aktor trafił na plan filmowy do Italii, gdzie Edward Dmytryk realizował przy udziale Dino De Laurentiisa produkcję wojenną Bitwa o Anzio (1968). Postać Mitchuma reprezentowała tu punkt widzenia szarego obywatela, nie żołnierza, lecz korespondenta wojennego, który szuka odpowiedzi na pytanie: „Po co zabijamy? Dlaczego człowiek, który normalnie nie skrzywdziłby nawet muchy, podczas wojny wsiada do samolotu i zrzuca bomby na tysiące obcych ludzi?”. I znajduje odpowiedź: „Człowiek po prostu lubi zabijać!”. W kinie wojennym aktor pojawił się także dekadę później. W Bitwie o Midway (1976), filmowej rekonstrukcji słynnej operacji militarnej, wcielił się postać admirała Williama Halseya, czyli tego, który przed bitwą o Midway padł ofiarą łuszczycy. Dlatego w filmie możemy go zobaczyć na łóżku szpitalnym, a nie podczas akcji.
Podobne wpisy
O tym, że Mitchum lepiej wypadał wtedy, gdy miał przy sobie broń i mógł poudawać twardziela, może świadczyć również jego rola w Córce Ryana (1970) Davida Leana, gdzie nie posługiwał się bronią i show ukradli mu wybitni aktorzy brytyjscy (Trevor Howard, John Mills, Sarah Miles). Amerykaninowi przypadła rola nauczyciela, który poślubia tytułową córkę karczmarza, a ta przyprawia mu rogi. Dzisiaj ten film jest uznawany za przeoczone arcydzieło. David Lean jak zwykle zadbał o realizm epoki (w tym przypadku okres walk Irlandczyków o wolność w 1916). Umiarkowane powodzenie tego utworu i krytyczny odbiór wynikają zapewne z wygórowanych oczekiwań, gdyż reżyser swoimi poprzednimi dziełami postawił poprzeczkę bardzo wysoko i przeskoczyć ją było niezwykle trudno. Na jego kolejny film trzeba było czekać czternaście lat, ale nie na kolejną rolę Mitchuma.
Ciekawą propozycję dostał od Ralpha Nelsona. Gniew Boży (1972) z ostatnią rolą Rity Hayworth to western z elementami satyry, akcji w stylu men on mission oraz rewolucyjnego dramatu. Rola Mitchuma nie jest właściwie niczym oryginalnym, bo łączy w sobie cechy wielu postaci, które aktor już nieraz odgrywał. Na myśl przychodzą przede wszystkim Noc myśliwego i Poker, gdyż w tych filmach, podobnie jak w Gniewie Bożym, zagrał księdza potrafiącego z Biblią w ręku zabijać ludzi. Motyw gringos w rewolucyjnym bagnie przypomina zaś o filmie Jedzie Villa. Tam jednak Mitchum nie mógł zaszaleć, natomiast u Ralpha Nelsona mógł zbudować rolę na pograniczu groteski i powagi, a tym samym udowodnić niedowiarkom, że nie stracił jeszcze zapału do pracy.