RIDING BEAN
Usiądźcie wygodnie i zapnijcie pasy, Riding Bean
przeniesie Was w świat szaleńczych pościgów samochodowych.
Waszą przejażdżkę umili ryk silników i swąd palonej gumy…
Pomysłodawcą tego anime jest Kenichi Sonoda, człowiek odpowiedzialny między innymi za kultowe Bubblegum Crisis czy Gunsmith Cats. Ze względu na konflikt między Sonodą, a firmą odpowiedzialną za produkcję Riding Bean, zrealizowano tylko jeden film OAV. Seria ta (w zamyśle twórców) miała się składać z kilku odcinków i dać początek serii telewizyjnej. Niestety tak się nie stało. Ale pomysł się nie zmarnował, na jego podstawie powstała manga Gunsmith Cats. Wracają do omawianego anime, co Riding Bean ma do zaoferowania widzowi, w czym tkwi jego magia?
Bean jest kurierem. Nie interesuje go zawartość przesyłki, tylko pieniądze za jej dostarczenie i odpowiednia dawka adrenaliny. Z jego usług chętnie korzystają różni przestępcy, bo jest wyśmienitym kierowcą i doskonale wywiązuje się z umów. Z tego również powodu jego działalnością interesuje się policja. Najbardziej zaangażowany w schwytanie Bean’a jest inspektor Percy. Łączą ich prawdopodobnie jakieś osobiste porachunki, ale nie jest to wyjaśnione w filmie. W końcu Bean trafia na zleceniodawców, którzy podstępem chcą wrobić go w porwanie córki prezydenta pewnej korporacji, człowieka bogatego i wpływowego, który chętnie wspiera finansowo miasto. Jak wiadomo, policja też ma w tym swój interes, więc sposobność by ostatecznie przygwoździć Bean’a jest doskonała, a i mobilizacja jakby większa. Reszta to niekończące się pościgi i strzelaniny okraszone odrobiną humoru.
Inspiracją dla twórców tego anime były takie filmy, jak Brudny Harry, Blues Brothers czy Francuski łącznik. Zresztą roi się tu od rozmaitych nawiązań do wyżej wymienionych i nie tylko. W jednej ze scen partnerka Bean’a podczas pościgu za uciekającym samochodem sugeruje, że może podziurawić ich silnik za pomocą KTW .44 Magnum – tej samej broni, której używał Clint Eastwood w Brudnym Harrym (KTW to oznaczenie pocisków, które potrafią się przebić przez kamizelkę kuloodporną, tzw. “cop-killers”). Niektóre sceny pościgów zostały zrealizowane na wzór tych z Blues Brothers (ujęcia i montaż). Jest tu również pościg pod torami kolejki miejskiej, zupełnie jak we Francuskim łączniku. Nawiązań jest więcej, niektóre są sprytnie poukrywane w kadrach, na przykład na tablicy rejestracyjnej jednego z radiowozów widnieje oznaczenie THX-114B, które wskazuje na film George’a Lucasa. Żeby było ciekawiej niektóre elementy pojawiające się w tym anime można oglądać we współczesnych produkcjach. Widać to jak na dłoni w Taxi (seria) czy Transporterze Luca Bessona.
Jeśli chodzi o postaci, to naszkicowane są raczej grubą kreską, są mocno zamerykanizowane. Relacje między nimi również ukazane są z grubsza. Powodem może być zwięzłość całej historyjki i dość krótki czas trwania filmu (zaledwie 45 minut). Jednak znakomitą część tego anime stanowią pościgi i strzelaniny, więc jednowymiarowość postaci specjalnie nie przeszkadza. Sceny akcji zostały przedstawione wybornie, animacja stoi na bardzo wysokim poziomie. “Kamera” jest niemal cały czas w ruchu, pościgi są zrealizowane podobnie jak się to dziś robi w filmach fabularnych. Twarz kierowcy, cięcie, pedał gazu, cięcie, dźwignia zmiany biegów, cięcie, widok z boku auta, i tak dalej. Do tego każda scena jest rzetelnie “poszatkowana” (dynamiczny montaż) i okraszona kapitalnymi odgłosami pisku opon czy bulgotu ośmiocylindrowych silników. Słowem to,co tygrysy lubią najbardziej.
Podobne wpisy
Innym dość istotnym elementem produkcji jest niezwykła drobiazgowość i dbałość twórców o detale. Niemal wszystkie samochody pojawiające się w filmie są autentyczne, oglądamy między innymi BMW serii 7 wyposażoną w widlastą “dwunastkę”, ciężarówkę Scania 142H (model z końca lat ’80 z charakterystycznym “nosem”, którego nie posiadały modele wcześniejsze), klasycznego Mini Morisa (tzw. Cooper), czy Forda Shelby Cobra GT500 (na zawieszeniu B.B. Steina i ogumieniu Goodyear Eagle, o czym dowiadujemy się od inspektora Percy’ego. Można je rozpoznać nie tylko po linii nadwozia, czy znaczku na masce. Zadbano o wierne odtworzenie wnętrz aut i wszelkich detali zdobiących karoserię. Jedynie samochód Bean’a jest do niczego nie podobny, ot czerwone sportowe auto, ma w sobie coś z Lotusa czy Porsche, ale trudno określić jednoznacznie jego pochodzenie. Równie dokładnie odtworzono broń, która pojawia się na ekranie: pistolety, karabiny, strzelby, wszystko wygląda bardzo sugestywnie. Podsumowując, Riding Bean to dzika jazda bez trzymanki, która wciska w fotel, a przy odrobinie nieuwagi urywa głowę. Nie ma tu podtekstów, rozważań, dywagacji, tylko zdrowa demolka. To kawał dobrego kina akcji – tyle, że animowanego.