SZYBKA PIĄTKA #99. Najlepsze seriale w historii
Zbliżamy się do jubileuszu w postaci setnej odsłony niniejszego cyklu, czas zatem wytoczyć wielkie działa. W dzisiejszym odcinku skupiamy się na najlepszych serialach w historii, układając osobiste topki pięciu ulubionych. Zadanie nieco karkołomne – na szczęście się udało.
Filip Pęziński
1. Sześć stóp pod ziemią – nie było i raczej nie będzie w telewizji formatu, który lepiej i mocniej rozłożyłby na czynniki pierwsze ludzkie życie. Relacje, związki, przeżycia, doświadczenia. Trudno po pięciu sezonach nie mieć odczucia, że przychodzi nam żegnać się nie z bohaterami serialu, ale cząstką samego siebie. Nawet jeśli gorzko przyjąć musimy najtrudniejszą lekcję serialu: “Są tylko dwa rodzaje ludzi. Ty i cała reszta”.
2. Glina – zdecydowanie dzieło życia Władysława Pasikowskiego i najlepsza polskojęzyczna produkcja. Kryminał doskonały. Wciągający, mroczny, odrzucający porażającym portretem ludzkiego zła. A przy tym pełen ciętych dialogów i niewymuszonego humoru. Znakomity również aktorsko i muzycznie.
3. Batman (Batman: The Animated Series) – animowany Batman bawi się konwencjami i stylistykami. W jednym odcinku stawia na skierowaną raczej do młodszego odbiorcy akcję, w innym nawiązuje do kina noir, jeszcze w kolejnym tworzy doskonały technothriller. Bohaterowie są wielowymiarowi, wątki poprowadzone dojrzale. Nie było i nigdy raczej nie będzie na ekranie lepszej, bardziej kompleksowej wizji Batmana.
4. Twin Peaks – to nowe, z 2017 roku. Żaden serial mną tak bezwzględnie nie zawładnął. Żyłem dla każdego kolejnego poniedziałku i do dziś myślę o tej produkcji bardzo często. Kompletnie kupiła mnie wizja Davida Lyncha, jego wyobraźnia, odwaga, bezkompromisowość, wrażliwość.
5. Ślepnąc od świateł – jasne, serial Krzysztofa Skoniecznego nie jest pozbawiony wad (nierówne aktorstwo!), ale starałem się zebrać tu wyjątkowe seriale w mojej własnej historii telewizji, a zeszłoroczny hit HBO ma w niej wyjątkowe miejsce. To format, który bezgranicznie mnie wciągnął, wchłonął swym pięknem i brzydotą. Znakomita, fatalistyczna przypowieść o złu. Z fenomenalnym Janem Fryczem.
Michalina Peruga
1. Miasteczko Twin Peaks – kto zabił Laurę Palmer? Fabuła Miasteczka Twin Peaks zasadza się przede wszystkim na intrydze kryminalnej, jednak oryginalność serialu Davida Lyncha leży w postmodernistycznej zabawie gatunkami filmowymi. W Twin Peaks przeplatają się ze sobą kryminał, horror i komedia. Piętrzące się tajemnice, nierozwiązane zagadki i wszechobecne symbole nie pozwalają nam oderwać się od ekranu, a ścieżka dźwiękowa Angelo Badalamentiego dźwięczy nam w głowie.
2. Strefa mroku – czyli Twilight Zone. Film noir, horror, science fiction, thriller à la Alfred Hitchcock i Inwazja porywaczy ciał z 1956 roku w jednym. Strefa mroku to nowatorski serial Roda Serlinga opowiadający o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się w dziwnych, nadprzyrodzonych okolicznościach. Poczucie odrealnienia, klaustrofobia i przerażenie sytuacją bez wyjścia to główne emocje towarzyszące bohaterom Strefy mroku. Każdy odcinek, z budującym napięcie wprowadzeniem Roda Serlinga, to mikrohistoria, można więc oglądać je w dowolnej kolejności. Jednym z moich ulubionych jest The After Hours – naprawdę polecam.
3. The Marvelous Mrs Maisel – gdy zachęcona Złotymi Globami, które przyznano temu serialowi na ceremonii 2018 roku, zasiadałam do obejrzenia pierwszego odcinka, nie miałam pojęcia, że oto z serialowej otchłani wygrzebuję prawdziwą perełkę. Wspaniała Pani Maisel to opowieść o Miriam „Midge” Maisel, młodej, odważnej kobiecie, która po zdradzie męża, wbrew kulturowym normom lat 50., bierze życie w swoje ręce i postanawia zostać komediantką. Mamy więc tutaj klimat epoki lat 50. i 60. z oszałamiającymi kostiumami i scenografią, świetnie dobraną obsadę z rewelacyjną i urzekającą Rachel Brosnahan w roli głównej, ale przede wszystkim świetny scenariusz, inteligentne dialogi i humor, który bawi, ale nie żenuje. Mrs. Maisel naprawdę jest MARVELOUS!
4. Upadek – jeśli serialowy kryminał, to tylko Upadek. Ten brytyjski serial jest świetnie napisany, klimatyczny, mroczny, ze stopniowo narastającym napięciem. Nie zniechęcajcie się obsadzeniem Christiana Greya, jest zaskakująco dobry w roli seryjnego mordercy. Ekran skrada jednak emanująca przenikliwą inteligencją i kipiąca seksem Gillian Anderson w roli inspektor Stelli Gibson. Co za kobieta! Pierwszy sezon, jak to często bywa, jest najlepszy ze wszystkich trzech. I ma tylko pięć odcinków – naprawdę warto poświęcić popołudnie na tę kapitalną produkcję.
5. Seks w wielkim mieście – chociaż feminizm i postępowość Seksu w wielkim mieście, które tak szokowały w latach 90., dzisiaj są już trochę nieaktualne, serial nie przestaje bawić, przede wszystkim dzięki czterem charyzmatycznym głównym bohaterkom. Carrie, Samantha, Miranda i Charlotte pokazały wielu kobietom na całym świecie, że zdrowy egocentryzm i stawianie swoich potrzeb na pierwszym miejscu – jeśli chodzi o seks, karierę czy posiadanie dzieci (lub ich brak) – jest okej. Nieskrępowane rozmowy o seksie w miejscach publicznych, fantastyczne kreacje od projektantów i wciągające miłosne intrygi to znaki rozpoznawcze tej świetnej produkcji o kobiecej przyjaźni.
Agnieszka Stasiowska
1. Firefly – nie rozumiem, jak to możliwe, że serial o kosmicznych kowbojach tak mną zawładnął. Przypuszczam, że nie rozumie tego żaden z psychofanów serii, ale fakt jest faktem. Jestem jedną z tych, którzy reagują ciarami na pierwsze takty melodii z czołówki i którzy wyciągają zestaw płyt z szafki za każdym razem, kiedy “coś fajnego by się obejrzało”. Bo postacie, bo akcja, bo emocje takie, że mucha nie siada. Serial wszech czasów i kropka.
2. Misfits/Wyklęci – naturalnie, dwie pierwsze serie z oryginalną obsadą, choć pozostałe i tak biją na głowę większość telewizyjnych produkcji. Serial o grupie brytyjskich nastolatków (dla samego akcentu Lauren Sochy warto obejrzeć), którzy za pewne wykroczenia zostają zesłani na prace społeczne. Robert Sheehan w życiowej roli, nie mniej wyrazisty Iwan Rheon (dla mnie zawsze będzie Simonem przed Ramsayem) i trup, który ściele się gęsto i zabawnie. Uczta.
3. Duma i uprzedzenie – najlepsza na świecie ekranizacja najlepszej na świecie książki. Najlepszy pan Darcy, najlepsza Lizzie, najlepsza pani Bennet, najlepszy pan Collins… Lista obsadowa jest długa i w zasadzie można by wymienić wszystkich. Spełnienie marzeń czytelnika i widza. Cudowny produkt ludzkiej wyobraźni. Na samotne i długie wieczory, bo oglądać muszę zawsze wszystkie sześć odcinków naraz.
4. Przyjaciele – kolejna perełka odkryta przeze mnie dużo później, niż by należało. Podobno politycznie niepoprawna i oburzająca – chyba wychowałam się w zdrowszych czasach, bo mnie tam mało co razi. Za to dowcip trafia mi bezbłędnie we właściwy nerw i wystarczy rzucić np. hasło “Pivot!” i pokładam się ze śmiechu. Jedna z tych produkcji, które mogę zacząć oglądać na wyrywki w którymkolwiek momencie i bez trudu złapać wątek.
5. Ostry dyżur – piętnaście sezonów to bardzo dużo, nie wszystkie widziałam i podobno dobrze. Ale nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiły na mnie sezony pierwsze – pokazywały zwyczajnych, zmęczonych czasami nieludzko ludzi w ekstremalnie trudnych warunkach pracy. To nie była przysłowiowa już Leśna Góra, bywało krwawo, brudno i nieładnie. I nie zawsze kończyło się szczęśliwie. Młoda wtedy byłam, ale mam pewność, że gdybym powtórzyła seans pierwszych serii (na co zresztą od dawna mam ochotę), nie zawiodłabym się.
* Wybaczcie, ale nie mogę nie wspomnieć o Ally McBeal. Koedukacyjna toaleta, staniki na twarz, Cage i Fish i ich narowy – całość okraszona świetną muzyką Vondy Shepard – wszystko to sprawia, że serial o młodej prawniczce to dzieło absolutnie wyjątkowe.