SIÓDEMKA BESSONA. Najlepsze filmy reżysera
58 lat, 4 małżeństwa, 5 dzieci, blisko 90 wyprodukowanych filmów, z których prawie połowa oparta została o jego scenariusze bądź pomysły – to statystyka francuskiego wizjonera, jakim bez wątpienia jest Luc Besson. Co ciekawe, tylko ułamek tej wyliczanki to reżyserskie wyzwania tego twórcy. Nie licząc teledysków i krótkich metraży, przez ostatnie cztery dekady Besson za kamerą stanął bowiem zaledwie siedemnaście razy. Poniżej szczęśliwa siódemka tych najlepszych – takich, które definiują jego styl, nakreślają twórczy charakter, uwypuklają pasje i marzenia. To filmy, które dosłownie pobudzają wyobraźnię i lektura obowiązkowa dla każdego kinomana. Kolejność alfabetyczna.
JOANNA D’ARC
Jeden z najbardziej niedocenionych i zarazem niełatwych w odbiorze filmów Bessona – choć mający w sobie wszystkie znaki rozpoznawcze tego twórcy. Przede wszystkim film jest piękny wizualnie, co uzupełniają w ostatecznym rachunku może nieliczne, ale efektowne sceny batalistyczne, nieustępujące specjalnie amerykańskim odpowiednikom. Ambicjom w próbie przeniesienia na duży ekran życia Dziewicy Orleańskiej wydatnie pomaga też solidna obsada, na czele z pojawiającą się już drugi raz u Bessona Millą Jovovich, która zagrała tu rolę życia. Mimo wielu eksperymentów formalnych, patosu oraz mnóstwa nachalnej symboliki religijnej, które nie ułatwiają seansu, jest to z całą pewnością film warty zobaczenia. W dorobku reżysera to być może najbardziej artystyczna produkcja.
LEON
Dla odmiany „Zawodowiec” jest z kolei najpopularniejszym i najbardziej chwalonym filmem Bessona – dziś już bezsprzecznie kultowym. Duża w tym zasługa wybornej obsady i doskonałej chemii pomiędzy etatowym aktorem tego twórcy – Jeanem Reno – i debiutującej w owej chwili Natalie Portman, nad którą wciąż, po ponad dwudziestu latach od premiery, unosi się widmo Matyldy. Ten duet rewelacyjnie dopełnia także absolutnie fenomenalny Gary Oldman w roli nieobliczalnego antagonisty. Znakomity montaż, klimatyczne zdjęcia, jak zawsze świetna muzyka Erica Serry i garść niezapomnianych, naładowanych solidnym ładunkiem emocjonalnym scen, to kolejne perfekcyjnie dobrane elementy składowe, które czynią z Leona dzieło ponadczasowe. Ale trudno się dziwić – wszak prawi o miłości.
NIKITA
Świetna, klimatyczna, odpowiednio mroczna, oryginalna formalnie, choć prosta fabularnie i nieco naiwna historyjka o zawodowej morderczyni, to przede wszystkim tour de force Anne Parillaud, wraz z którą narodziła się kolejna heroina dziesiątej muzy. Próbowali ją potem z różnym skutkiem wydoić w Hollywood, ale oryginał pozostał niedościgniony i jedyny w swoim rodzaju. Wizualnie to prawdziwa perełka – zwłaszcza w scenach akcji, którym towarzyszy również iście mocarny soundtrack. Z kolei w chwilach oddechu łatwo dać się uwieść romantycznej otoczce, ulec czarowi wspomnianej Anki oraz podziwiać kunszt Tchéky’ego Karyo i nieodżałowanej legendy francuskiego kina – Jeanne Moreau. Wisienką na torcie jest natomiast zapowiadający Leona krótki występ Jeana Reno. Ogółem: palce lizać.